Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1563.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:35
Średnia prędkość:27.62 km/h
Maksymalna prędkość:61.60 km/h
Suma podjazdów:2987 m
Maks. tętno maksymalne:168 (90 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:9800 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:71.05 km i 2h 34m
Więcej statystyk

Na bogato :)

Sobota, 13 czerwca 2015 · Komentarze(6)
Kategoria 100-200km, wycieczka
Trochę przespałem ranek i zamiast dłuższego dystansu wyszła zwykła seta. Żeby nie było tak całkowicie zwyczajnie, wpadłem na pomysł zjedzenia drugiego śniadania w wersji na bogato. :)
Co zabrałem o tym później, ale oprócz tego założyłem sobie samotne kręcenie takie jak lubię: leżeć na kierze i kręcić 35. Więc gdy doszedłem jakiegoś szosowca w okolicach Kołbaskowa (czyli na początku wycieczki) obczaiłem jego łydy i na małej hopce depnąłem na 40 (pozdrowiłem oczywiście). :)
Nic się więcej nie działo. To było zwykłe nawijanie kilometrów, takie jak lubię - radio w uszach, wiatr ze wszystkich stron, gładkie drogi i tylko 2 bidony wody. :)

Celem było jezioro w Prenzlau przy którym jest fajny rowerek (to chyba ich rower miejski). Po krótkiej ;) chwili jestem na miejscu:


Fota na BSa, Instagrama, Stravę zrobiona - pora na ŻARCIE :D

Wszystko "tymi ręcami" robione: 2 kanapki z wędliną i serem (jedną zjadłem w Pasewalku bo nie wytrzymałem), 5 kabanosów (bez kabanosów nie ma wycieczki), 2 puszki Oschee (moja jedyna zażywana chemia rowerowa) i hit wyprawy: 2 jajka na twardo. :)
Oczywiście, że za mało wziąłem. Przydałaby się herbata albo jeszcze lepiej kawa. :)
Zapomniałem tylko o soli, ale to następnym razem. Więc koledzy: jeżeli jeszcze ktoś mnie zaprosi na jazdę (sorry Daniel, ale nic dzisiaj nie było pewne) to nie zdziwcie się, kiedy zacznę obierać jajka (weźcie sól - to się podzielę). :D

ps. co do jazdy wycieczkowej: 100km w 3:05. Not bad - jak mówią na wchodzie.

DPD - Kocham sąsiadów

Piątek, 12 czerwca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, praca
Perfekcyjnie gładki asfalt, piękne widoki, moc pod nogą...Śnię...że jadę rowerem oczywiście :)
Nagle obraz ulega zakłóceniu, jakieś trzaski, wibracje, coś się wrzyna pod czaszkę...
wrrrrRRRrrrrRRRrrr...
Na zegarku 4:15...co jest ku$#a (no ku$##wa, pierwsza ku%$wa już o 4)?
Zaczynam orientować się, że to ekipa budowlana sąsiada odpaliła betoniarkę...
Myślę, czy dam radę z domowych rzeczy zrobić bazookę i wysłać serdeczne pozdrowieniam, ale w tym życiu nie urodziłem się Macgajwerem. Wstaję.
Ostatecznie, chyba pomyliłem kolejność ubrania:

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - jak mówią - trzasnąłem rano 5 dych ze średnią 30,8 (z miastem) i wpadłem do pracy jak nowo narodzony. :)

2300kcal przed śniadaniem

Środa, 10 czerwca 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, praca
Rower wyciąga wszystko co zjadam...
Nawet wieczorną paczkę orzeszków i ciastek, doprawionych do smaku piwem :)
Na razie to wszystko uchodzi mi płazem bo rano napi$%am 1,5-2 godziny rowerem (nie: jadę, tylko właśnie na...pieram).
Ostatnio zresztą zauważyłem pewną prawidłowość im jestem chudszy...tym więcej jem,


Zdjęcie wgrane bezpośrednio na serwer BSa, bo Instagram nawalił.

DPD - dzik

Wtorek, 9 czerwca 2015 · Komentarze(4)
Kategoria 0-50km, praca
Dzisiaj podjazdy.
3x szczecińska górka koksów - Miodowa.
Kiedy zjeżdżałem przez las przed kołem przebiegł mi samotny dzik. Skubaniec, że się nie bał...




ps. wczoraj miałem nieprzyjemną sytuację: młody gnojek zajechał mi drogę (pas rowerowy na Piastów) i postanowił zaparkować tuż przed rowerem (prędkość 40km). Ledwo wyhamowałem, oper%^^$m małolata (nawet nie wiedział co zrobił) i na wk%^wie zrobiłem KOMa na "ucieczka z piekła" ;)

DPD - prosiak

Poniedziałek, 8 czerwca 2015 · Komentarze(4)
Kategoria 50-100km, praca
Prosiak - tak zostałem nazwany po łikendowym smażeniu. Na rowerze przyrumieniłem kończyny a w domu resztę ciała.
Dzisiaj rano było tylko 10st., normalnie bym ponarzekał, że za zimno, ale nie teraz. Miły chłodzik dawał ulgę. :)



Bajabongo

Niedziela, 7 czerwca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Czasem (raczej częściej) dobrze jest mieć dwa rowery. Po wyjeżdżeniu się po asfaltach zapragnąłem lasu. Tym bardziej, że oparzenia skóry jeszcze pieką, las wydawał się idealnym wyjściem.
Pokręciłem się po puszczy z zahaczeniem o sąsiadów. Na Miodowej polowałem na szosowców (ale chyba jeszcze byli na ustawce), omijałem szerokim łukiem niedzielnych rowerzystów...słowem: zabawa.
Co cieszy, to "większa" połowa ludzi była w kaskach, a jeszcze rok temu było to może 20%.


Znalazłem Świętego Graala*

Piątek, 5 czerwca 2015 · Komentarze(9)
Na cel całodniowej wycieczki obrałem sobie niemieckie miasteczko Wolgast, w którym jest ciekawy most na wyspę Usedom (Uznam), jak również zachwalana starówka.
Dzień przed wymyśliłem trasę, wgrałem do liczników i liczyłem, że nie będzie bruku. ;)
O 6 rano siedziałem już w siodle i mknąłem po gładkich asfaltach. Pierwsze 50km było znane, więc tylko leżałem na kierze i cisnąłem 35.


Tu akurat okolice Jatznik, ale pogoda, mimo wiatru - była wyśmienita. Do pierwszego przystanku w Anklam (ok.110km) wymyśliłem jazdę przez małe i mniejsze wiochy. Ciągle miałem nadzieję, na taki równy asfalt jak na zdjęciu...

No super; osłonięty od wiatru, słucham porannej audycji Wojciecha Manna, lecę pustymi drogami (godziny 7-10)..i czekam na coś wielkiego :)
Niespodzianki czyhają w małych wsiach, w których asfaltu jeszcze nie dowieźli i muszę przebijać się po bruku. Chociaż czasem wieś wchodzi w XXI wiek i wtedy bruk jest zerwany i czeka na asfalt...jadę i po tym. Na 60km kończy się droga (!), Niemcy zwinęli ją całkowicie robiąc objazd do Ferdinanshof (nadkładam +20km). Jednak muszę zrobić sobie krótką przerwę:


Samochodów nie ma, są za to takie pojazdy:


Głęboka wieś, to każdy jeździ traktorem. Jak dotąd to jadę po całkiem niezłych nawierzchniach. Czasami nawigacja prowadziła mnie po bardzo wąskich drogach:

Grunt, że nikt tędy nie jechał.
Po 110km wjeżdżam do Anklam, który traktuję jako faktyczny początek wycieczki. Od tego miejsca zaczynają się interesujące mnie tereny.
Posiłek i fota przy moście nad rzeką Piana (niem. Peene):


Do Wolgast kieruję się głównymi drogami. Mimo sporego ruchu rowerzystom jeździ się po Niemczech całkiem bezpiecznie. Co daje się zauważyć, to to, że każdy (naprawdę) kierowca całkowicie zjeżdża na sąsiedni pas, kiedy mnie wyprzedza. Pozwala to na bezstresową podróż takimi drogami:


Właściwy kierunek na dzisiaj:

U celu wycieczki jestem po 140km w południe. Jadę od razu na most, focąc go z kilku miejsc:






Dane techniczne (za wikipedią):
Klapa nowego mostu ma 19 m szerokości i 42 m długości oraz jest podnoszona przez 45 kW silniki. Przeciwwaga mostu ze względu na swój niebieski kolor jest widoczna daleka. Podniesienie przęsła zwodzonego otwiera kanał żeglugowy o szerokości 30,75 metra. Całkowita długość konstrukcji mostu to 247 m. Do jego budowy zużyto 2289 ton stali a koszt budowy wyniósł 104 miliony marek niemieckich.

Pod mostem znajduję cichą uliczkę do mariny. Rozbijam obóz i jem specjalnie na tą okazję zrobioną kanapkę:

Główny posiłek regeneracyjny (zjadłem jeszcze dodatkowe 2 batony). Na kanapkę ostrzyłem sobie zęby od godziny 10. Mimo, że to zwykła buła z serem to smakowała wybornie (i jak zwykle zjadłbym jeszcze ze 3).
Widok na okolicę:


Drugim celem wycieczki było zwiedzanie starego miasta. Wziąłem kamerę i jeździłem sobie po uliczkach:














Zdjęć mam oczywiście więcej, ale chyba każdy zauważył czystość i dbałość o wygląd. Porządek musi być - i moim zdaniem tak się lepiej żyje.
Koniec filozofowania, pora wracać. 100km samo się nie przejedzie. Pojawia się pewien problem z piciem. Miałem 2 oschee i 2 bidony wody po 0,75l. Słońce o 12 już równo daje, a ja ciągle nie mam gdzie się zatankować (zostało mi 1/2 bidonu). Tzn. Netto, Lidle są, ale jestem sam i nie zbieram się na odwagę zostawić roweru (ach ta polska mentalność). Co gorsze, odkrywam brak linki zabezpieczającej. Super, nawet nie mam się czym przypiąć. Z chęcią również bym coś na tym rynku zjadł, ale drugi błąd - rano w domu zebrałem tylko 4 euro, chyba nie będzie mnie stać na obiad. Zaczynam racjonować sobie wodę i przy okazji szukać jakiegoś sklepu na uboczu z małym ruchem.

Powrotne 100km zasługuje na osobną wycieczkę. Przy wyznaczaniu trasy poniosła mnie mocno fantazja, bo tym razem asfalt był w mniejszości. W połączeniu z brakiem wody, końcem baterii w mp3 i wmordewindem wróżyło to ciągłe atrakcje. Nastawiłem się na upolowanie czegoś w Anklam (czyli za ok. 40km). Jadąc 30km/h to 1:20 i jestem...Ale nie tym razem:

Skończył się asfalt i wjeżdżam do lasu.
Skończył się las, zaczął się bruk. Z tym koniem musiałem chwilę pogadać. Miałem 1/3 bidonu, przejechałem z 10km 10km/h po wertepach w całkowitej ciszy...Chciałem do kogoś lub czegoś się pożalić (nawet mnie wysłuchał):


Bruk, bruk, bruk, piach, piach, piach....Jadę 10-15km/h, wszytko się trzęsie, patrzę kiedy coś mi odpadnie:


Nie ma nikogo, nawet wszędobylskich sakwiarzy. Wodę biorę już tylko na zwilżenie ust. Oceniam, że jestem w połowie drogi do Anklam.
Trafiam na lepszą nawierzchnię z betonu:

Ta-ta, ta-ta stuka mi wszystko. Prędkość max 20km/h, żar się leje. Nie poddaję się jeszcze, zresztą i tak nikt po mnie nie przyjedzie. Więc umrzeć tu nie mogę. ;)
Mordęga trwa wiecznie. Dojeżdżam w końcu do asfaltowej drogi. Prędkość natychmiast rośnie do 30. Staram się jechać oszczędnie, ale z drugiej strony: wolniej jadę, później się napoję. :/
Po jakimś czasie ślad skręca w bok:

O fak, nie...Znowu płyty...I słońce...

Po wieczności dojeżdżam do Anklam. Ślad prowadzi mnie zaraz na bok w kierunku Ueckermunde. Mam cichą nadzieję, że zanim skończy się miasto trafię na jakąś spożywkę.
Kończy się...asfalt. Kuwa, bruk. Jadę poboczem. Teraz nie mam szans na cokolwiek do kupienia. To był 180km do następnej mieściny mam 30km. Czas dotarcia? Nieznany.
Ta droga jest nawet dobra (jadę ok. 20km/h):

Okolice Bugewitz. Język staje kołkiem. Kojarzę z innych wycieczek, że ta droga tak może wyglądać. Nawet się tym specjalnie nie załamuję. Po prostu prę...jak szosowiec po łące...powoli do przodu.
Na 15km przed Ueckermunde wjeżdżam na asfalt, stawiam wszystko na jedną kartę: 35km/h i albo albo coś znajdę, albo będę po domach chodził ;)
W Leopoldshagen mijam coś co w Polsce możnaby wziąć za rodzinny warzywniaczek. W Niemczech to wręcz niespotykane, okazuje się jednak, że dobrze zauważyłem. Dogaduję się z kobietą, żeby mi sprzedała dużo wody, banana i czekoladę. 2 euro, 50 centów nie nadszarpuje zbytnio budżetu wycieczki:


Wybawienie. Do domu zostało ok. 70km. co oznacza 1 bidon na 1,5h. Powinno starczyć.
Do Ueckermunde wjeżdżam na luzie. Robię sobie "ostatnią wieczerzę" przy całorocznym ulicznym grajku:








No, teraz to petarda do domu. Wysyłam żonce info o spodziewanym czasie dotarcia :18:30, odpoczywam i jadę już znanymi trasami do domu.
Ten bruk w Luckow nawet mnie nie wkurzył. Podziwiałem dachy ze strzechy i tylko się uśmiechnąłem. Dom jest już blisko.


240km, 9 godzin samej jazdy...Polandia...mój dom:


Zostaje 15km do domu. Wody w bidonach już nie mam (ostatnie 2 łyki). Jadę prędkością patrolową 25km/h. W końcu o 18:25 docieram i padam wykończony.
Masakra dobiegła końca. Czułem się bardziej zmęczony niż po objeździe Zalewu Szczecińskiego (300km).
Dawno tak się nie odwoniłem.

Podsumowanie:
- szkoda, że jechałem sam - w momentach zakupu towarzysz podróży bardzo się przydaje
- dobrze, że jechałem sam - oj, dostałbym po głowie za takie wytyczenie trasy ;)
- niepotrzebnie omijałem stacje benzynowe (szkoda mi było 1-2 euro wydać, no i miałem...oszczędności)
- 10 euro to rozsądne minimum na całodniową wycieczkę
- miej linkę zawsze przy sobie
- Hutchinson Atom...i tyle w temacie łapania gum
- mam już tinelinesy...a Wy? ;)
- obróbka 2500 zdjęć to masakra.

PS. Specjalnie dla Piotra:

Denkmal w Heinrichswalde - mam nadzieję, że go sam obejrzysz. :)




* Święty Graal to nowe siodło Selle Italia Flite.
W temacie tyłka już nic więcej nie chcę.


Po prawej Richey WCS na którym przejechałem BBt (prostata mi to zapamięta do końca życia), po lewej siodło Selle Italia Flite dobrane wg pomiarów ID Match. To działa!

Panorama Hotel

Czwartek, 4 czerwca 2015 · Komentarze(4)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Zagrało kilka czynników i miałem okazję pokręcić się po drugiej stronie miasta. Za "czasów Stravy" jeszcze mnie tu nie było, więc wszystkie napotkane podjazdy nabrały nowej jakości. :)
Najbardziej wymagający był oczywiście ten pod Panoramę.
Zrobiłem go...ale jak mają mnie rozjechać to nie tutaj. Ilość samochodów mnie przestraszyła. Wolę Miodową 10x podjechać niż tu się gibać.
Pogoda...marzenie, jeszcze tak +5st więcej i można będzie mówić o upale.
Nogi mam zmęczone, bo czułem że za szybko się "zapalają", więc te czasy są na zrobione na 90% możliwości. Inna sprawa, że jechałem traktorem ;)


Za to wracając trafiła mi się cysterna. Dzięki niej szybko przerzuciłem się z prawej na lewą stronę miasta (KOMa zgłosiłem do kasacji).

DPD - gorąc!

Środa, 3 czerwca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, praca
Dzisiaj był najcieplejszy poranek roku - 18st. Szkoda, że pochmurny no ale nie można mieć wszystkiego (to nie Calpe :)).

Co ja tam mam w kamerze na dzisiaj...O, zagadkę:
Czy na zdjęciu jest tak ciepło...czy tak zimno?