Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:1376.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:00
Średnia prędkość:24.79 km/h
Suma podjazdów:1328 m
Maks. tętno maksymalne:166 (89 %)
Maks. tętno średnie:136 (73 %)
Suma kalorii:6760 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:55.05 km i 2h 23m
Więcej statystyk

fitnessowanie - podsumowanie

Sobota, 30 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Miesiąc rewolucji minął, czas podsumować co mi wyszło:
waga: 80,4kg (1go kwietnia było 83,7)
tłuszcz: 12,9% (tu było 15%)
Czyli ok. 1kg/tydz co jest bardzo dobrym tempem, nie grożącym efektem jojo (oczywiście dalej robiąc to co robię).
Już pierwsze dni pokazały, że dieta była za mała i groziło mi odcięcie, wystarczyło wtedy zwiększyć porcje do takiego poziomu, żeby do kolejnego posiłku czuć było lekkie ssanie w żołądku (a nie wielki głód). Tym sposobem chudło się lekko a mi nie brakowało energii na treningach.
Nie wyszły wieczorne ćwiczenia, trochę szkoda, bo mógłbym już coś poczuć. A tak...mam plan na maj. :)
Ponieważ wagę 80kg i 10% tłuszczu chcę mieć na BBt...więc mam jeszcze trzy miesiące do wykonania planu. Podstawy mam, kierunek jest właściwy. Już widać, że przy 10% fatu waga będzie poniżej 80...ciekawe jak będę wyglądał, żonka już widzi różnicę (in plus). :)
Z pozytywnych rzeczy odchudzania...lepiej być szczupłym niż grubym.
I to jest potwierdzone info. :)



fitnessowanie dzień 25

Piątek, 29 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, praca
Aktywność: Jazda w pierwszych promieniach słońca zawsze nakręca mnie na więcej. 50km to ranne optimum aby być pozytywnie nastawionym na cały dzień.

Dieta: Jak to jest, że kobiety potrafią z niczego zrobić świetnie smakujące kanapki i do tego ładnie to wszystko udekorować. Nawet o 5 rano. :)
Ja bym się tą rzodkiewką, czy posypanym pieprzem na pomidorze nie pier%$#ił.
Wiem, jestem żywieniowym jaskiniowcem.
Ale te drobne rzeczy dodają życiu uroku:

(źródło: Instagram)

fitnessowanie dzień 24

Czwartek, 28 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 0-50km, bieganie
Aktywność: 16km biegania. Na szczęście przy tej aktywności w 3 stopniach marzną tylko dłonie, reszta ciała jest gorąca. Więc zimna wiosno mam cię w d%$ie. :)

Dieta: standardowe jedzenie to co Trenerka zrobiła + banan, Tymbarkowy fruktajl, 2 owsiane ciastka. I oczywiście litry Inki. :)

A jak chcecie nowe skarpety to na Instagramie reklamują się dziesiątki osób produkujących odzież pod swoją marką:

(źródło: Instagram)

fitnessowanie dzień 23

Środa, 27 kwietnia 2016 · Komentarze(3)
Kategoria 0-50km, praca
Aktywność: 35km roweru w 2 stopniach, bez słońca, bez hamulca, bez sprawnego napędu i jeszcze spóźniony dlatego tak krótko. ;)
Już czuję łikendowy finisz cieniowania i zaczynam sobie odpuszczać. Jeszcze 2 razy.
Dieta: Standardowa dieta Trenerko-Dietetyko-Żonki + butelka owocowej przekąski, 3 owsiane ciastka, banan i jakieś 3 litry Inki. Od 2 tygodni jem o 50% większe kolacje niż na początku miesiąca. Muszę uzupełniać spalone rano kalorie, inaczej nie będę miał energii na kolejny trening.

A w Kanadzie też dzisiaj zimno było (a może to wczoraj):

(źródło: Instagram)

fitnessowanie dzień 22

Wtorek, 26 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Kategoria bieganie, praca
Aktywność: Rano jak zwykle bitwa: Budzik - wstawaj na trening!, Poduszka: Daj sobie spokój, do pracy wstajesz za 2 godziny...
Zbieram myśli i wychodzę. Dzisiaj 12km biegu w zacinającym śniego-deszczu i wietrze. Gówno nie pogoda, ale tak sobie myślę, że na najbliższym BBt, kiedy będę bardzo zmęczony i śpiący a postój będzie za 50km to nie powiem: "pier%$ę nie jadę", tylko "ogarnij się i napieraj". Tak jak codziennie o 4:45. :)

Dieta: standardowy zestaw przygotowany przez Trenerkę. Jak zwykle pycha. :)

Fajny kotek:

(źródło: Instagram)

fitnessowanie dzień 21 - test

Poniedziałek, 25 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Aktywność: przedpracowe 40km w temperaturze 1 stopnia. Nie miałem ochoty na te kurtki, neopreny, zimowe buty...W tym całym minusie był jeden maleńki, ale istotny plusik - czyste niebo i słońce od rana. Więc mimo zimna ładowałem akumulatory na resztę dnia.
Dieta: Standardowe jedzenie z fitnessowego menu. Bez dodatków.

Test: w niedzielę się nie ważyłem, bo po sobotniej wyrypie pomiar byłby zafałszowany, ale już w poniedziałek skład ciała powinien się unormować. I co wyszło:
waga: 81,5kg (+1kg od zeszłej niedzieli)
tłuszcz: 13,7% (-0,5%)
Czyli mimo utrzymania wagi, spadł tłuszcz (wg wagi wzrosła masa mięśniowa). Jest ok. Docelowo ma być 80kg, czy to teraz, czy za miesiąc już bez znaczenia.

Motywator na podjazdach:

(źródło: Instagram)

Zalew Szczeciński i znaleziony U-boot

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(8)
Objechać kolejny raz tylko Zalew Szczeciński to byłoby już nudne. Rozszerzyłem więc trasę o małą powojenną ciekawostkę, ogłosiłem na Stravie i czekałem na odzew. Dosyć szybko zebrało się 10 chętnych osób. Zostało mieć nadzieję, na połowę zdeklarowanych a wycieczka będzie udana. Wreszcie w pewną (mroźną) sobotę o 7 rano pod pomnikiem marynarza w Szczecinie stanęło do próby sześciu śmiałków:

Ultras, Świeży, Treneiro, Odważny, Ambitny i Błotniak. :)
Ekipa gwarantowała szybką jazdę, gotowość do poświęceń i chęć do jazdy.
Dosyć szybko, pustymi ulicami wyjechaliśmy z kraju do Locknitz i tam obraliśmy kierunek północny przez najbliższe 120km.

Na takie długie ekskursje ważnym czynnikiem jest wiatr. W sobotę był akurat północno-zachodni i mocno odczuwalny przez cały dzień. Dodatkowo zaczynaliśmy od ok. 5 stopni, by w ciągu dnia dojść do 14-16. Pogoda była więc wiosenna.
Każdy najbliższe niemieckie okolice znał jak własną kieszeń i nie opłacało się wyciągać kamery. Dopiero Ueckermunde, w którym był pierwszy przystanek na śniadanie - jak zwykle - przyciągało wzrok ładną starówką.
70km trasy, wg planu pora coś zjeść:

Ławka koksów, humory dopisują, przeszkadza wiatr i niska temperatura. Jak już zmarzliśmy to nastała odpowiednia pora aby ruszyć dalej na północ.

Zazwyczaj jazda po Niemczech sprowadza się do poginania po ichnich doskonałych drogach dla rowerów. Bez stresu. W zależności od kierunku wiatru jedziemy wachlarzem, gęsiego, dwójkami, po dłuższych zmianach i takich po minucie gdy jechało się centralnie pod wiatr.
Ponieważ ludzie byli doświadczeni, objechani, więc do następnego przystanku w Anklam (110km) dotarliśmy szybko i bezboleśnie:

Treneiro jak zwykle ćwiczył wszystkim przepony.
No nie można być przy tym człowieku poważnym:

Głupawka wszystkim się udziela. Yyyy, zaraz jedziemy gdzieś i tak dłużej śmiać się nie można. Ruszamy zadki i przekraczamy umowną granicę początku dłuższych wycieczek: drewniany most nad Pianą. Dalej zaczyna się ciekawie:

Kilometry lecą, niemieckie wioski mijamy z prędkością...szosowo-wycieczkową:30-35 (tak jak było w ogłoszeniu).
Czasem zdarzył się jakiś krótki bruk, wjazd na chodnik, czy przejazd po trawie lub szutrze. Swoje niesamowite umiejętności w tej materii ujawnił Mateusz, który przełaje wyssał z mlekiem matki. Lekkość i szybkość pokonywania przeszkód mówiła jedno: przełajowiec z krwi i kości - brawo:

Nie wiem, czy gdzieś dalej też tak jest, ale Niemcy często malują przystanki i stacje transformatorowe w realistyczne scenki:

Nie mogę się powstrzymać przed stwierdzeniem, że u nas by to nie przeszło...
Tymczasem dojeżdżamy do Wolgast, czyli kolejnego przystanku (135km trasy). W mieście jest ciekawy zwodzony most, którym Niemcy wjeżdżają na wyspę Uznam (po naszej stronie na wyspę wjeżdża się w Wolinie i Dziwnówku). Przedtem jednak musimy zaopatrzyć się w wodę i najróżniejsze cukierkobananosnikersy:

Przed popasem fota na moście:

Schodzimy na dół, gdzie osłonięci od wiatru i w lekkim słońcu jemy trzecie śniadanie. Nie wiem co koledzy mieli, ja miałem wszystko dokładnie wyliczone. Na każdy postój przeznaczoną miałem bułkę z serem i wędliną (dla koloru jeszcze ogór), kostkę energetycznego batonu własnej roboty i parę kabanosów do przegryzienia. Mniej więcej w połowie między przystankami jadłem żelka Aptonię i galaretkę z tej samej firmy. Do przełamania smaku zabrałem ulubioną przekąskę - mieszankę studencką (100g ma 500kcal). Trochę nie wyszło z jedzeniem, bo przystanki nie były równo rozłożone i w rezultacie 2 bułki wróciły, ale za to energii mi nie brakowało i mogłem stale napierać. ;)

Kiedy padła komenda: ruszamy...To ruszył się most.

Trochę musieliśmy na nim postać, ale za to ciekawe wrażenia mieliśmy, kiedy przęsło się opuszczało. W pewnym momencie przesłaniało pół świata. :)

Aż wreszcie po przejechaniu 160km docieramy do celu podróży. Starego, rosyjskiego okrętu podwodnego, którego teraz można zwiedzać. Okręt cumuje w Peenemunde, gdzie jest Muzeum Historyczno-Techniczne. Każdemu, kto interesuje się historią II WŚ polecam tu przyjechać (kręcił tu nawet swój odcinek Sensacji XX wieku Bogusław Wołoszański).

Wyspa Uznam ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć dróg dla rowerów. Często spotykamy sakwiarzy i turystów. Od Wolgast jedziemy już z wiatrem. Dodatkowo temperatura podniosła się powyżej 10stopni co sprawia, że niektórzy się rozbierają, a mi gotują się nogi w zimowych nogawkach.

W Polsce dopiero zaczyna się mówić o trasach dla rowerów na wałach przeciwpowodziowych. Tymczasem Niemcy znają ten wynalazek od bardzo dawna (ale jeszcze nie wpadli, żeby kłaść tam asfat ;)).

Jedziemy wzdłuż wybrzeża. Mijamy turystyczne, pięknie odrestaurowane wakacyjne miasteczka. Kilku z nas przeżywa kryzysy. Psychologiczną granicą jest Świnoujście (200km) w którym można się bezpiecznie ewakuować do domu. Ale zanim się padnie warto pokazać rodzinie, że nad może dojechało się rowerem:

Nie warto jechać ulicą, gdy Niemcy zbudowali coś takiego:

Dobre się kończy dokładnie na tej niebieskiej linii. Wjeżdżamy do kraju gdzie autostrada się kończy, a my wjeżdżamy na ścieżką z polbruku, a dalej na krzywy asfalt. ;)

W końcu jest McDonald. Który poleciłem jako "restaurację o wysokim standardzie sanitarnym". Właśnie wybiła 16 i każdy czekał na porządną wyżerkę. Według planu mieliśmy tu sobie spokojnie odpocząć, zjeść, umyć się a ci co umierali postanowić co robią dalej.

Pożegnaliśmy tylko jednego kolegę i dalej z wiatrem pognaliśmy trójką do Wolina:

Nie ma co ukrywać, 11 godzin na rowerze, każdy już odczuwa zmęczenie. Zostało 80km do mety i nic już ciekawego po drodze miało nas nie spotkać. To trochę dołowało, ale trzeba przez to przejechać. Poniżej Aleja Farm Wiatrowych. Jeszcze jeden dowód, że wszystko sprzyja odważnym - wiatr wiał centralnie w plecy. :)

Na 30km przed metą, gdzie musieliśmy założyć lampki, Mateusz łapie gumę. Słońce chowało się za horyzont i czuć było, że jak temperatura szybko spada. Romek wykazał się przytomnością umysłu i fachowo jak na Trenera przystało zmienił kapcia w minutę:

Dąbie, przedmieście Szczecina. Ostatnie krzaki, gdzie można się wysikać:

Wjeżdżamy do miasta po 300km. Droga jest raczej pusta, ale to jest wjazdówka do Szczecina i samochody szybko tu jeżdżą. Nie jest bezpiecznie, ale DDRka ma nawierzchnię dobrą dla traktorów. Przybywamy dosłownie w ostatnich promieniach dnia:

Szczęśliwie udało nam się uniknąć deszczu i jedziemy jedynie po mokrych ulicach.
Aż 14 godzinna wycieczka dobiegła końca. 

313,5km w nogach (+dojazd na start i do domu). Godzina 21:00. Stąd o 7 wyruszaliśmy.
Trzaskamy pożegnalną fotę, przybijamy piątki i szczęśliwi rozjeżdżamy się do domów.
Koniec
Pora na podsumowanie:
Dystans obliczony był jako jeden z etapów na BBt (tam jest podział 300, 400, 300). Przetestowałem parę rozwiązań, na które wpadłem jeżdżąc rano do pracy.
Żarcia zrobiłem za dużo, przywiozłem 2 bułki, ale odżywianie się sprawdziło. Przyjechałem zmęczony, ale nie zmasakrowany. Jak na trening do BBt to myślę, że zdałem egzamin. Drobne otarcia i bolące stopy miejscowo stopy to jedyne uszkodzenia. Stawy, mięśnie czy czego bardzo się obawiam mój odcinek lędźwiowy wszystko sprawne. :)
Do poprawy przede wszystkim nawigacja. Zdaję się na elektronikę, nie che mi się jeździć z mapą. Tymczasem Dakota ciągle mnie zaskakuje. Przydatnym odkryciem jest sprzęt Mateusza, który też ma taką samą lampkę jak ja i ma sprytną przejściówkę z gniazdka akku do usb. Dzięki czemu nie muszę na długie trasy zabierać ekstra powerbanka.
Zjadłem: śniadanie: podwójna owsianka, żel i galaretkę Aptonia (z Decathlonu). W czasie dnia: 100g mieszanki studenckiej, 4 żele i 4 galarteki A., 3 bułki z twarożkiem (masła nie jem), serem, wędliną i ogórkiem, paczkę kabanosów, 1 banana, puszkę coli, zestaw Mcdona - powiększonego wrapa. Kilka bidonów wody (stale dolewałem, więc nie wiem ile - ok. 6), pięć kawałków energy-batona własnej roboty.

To był dobrze spędzony dzień treningowy. Mam tylko czas na jeden w miesiącu, więc cieszę się, że wszystko się udało. W maju kolejny wypad. :)

fitnessowanie dzień 18

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Aktywność: 16km tuptania. Te 1,5h rano to mój czas tylko dla mnie. Poświęcam go na myślenie o 2BBt; rozwiązuję awarie, ubieram się na noc, na dzień, jem, walczę z bólem... słowem przygotowuję się psychicznie. I tak mi zlatuje 5, 10, 15km i o - jestem pod domem. :)
Dieta: zmiana: jem podwójną kolację. Wpadnięcie w jakąś głodówkę to najgorsze co można zrobić odchudzając się. Organizm sam dopominał się o te brakujące kalorie. Nie żrę jak dziki - spokojnie, powoli tak żeby mózg zapamiętał, że jadł i nie męczył mnie już dzisiaj. :)

I przyjdzie ten moment kiedy będzie można stanąć obok:

(źródło: instagram)

fitnessowanie dzień 17

Środa, 20 kwietnia 2016 · Komentarze(6)
Aktywność: 50km rowerem do pracy. Obecnie jest okres bardzo zmiennej temperatury. Jednego dnia o 6 rano będzie 10, następnego 1 i tak w kółko. Na razie jeżdżę w jesienno-zimowym zestawie ubrania. 
No i napęd się skończył. Przeskakujący łańcuch na najbardziej używanych biegach skutecznie wkurza. Przy okazji zamówiłem nowe klocki na tył bo hamulca nie mam od miesiąca. :)

Dieta: W porównaniu do pierwszego restrykcyjnego tygodnia - trzeci to prawdziwe rozpasanie. Jem po prostu większe porcje  warzyw. Na trzecie śniadanie (taki pomost między śniadaniem a obiadem) do kefiru 2 jabłka lub inne owoce. Trochę męczy codzienne robienie tego wszystkiego w kuchni. Kiedyś to było maks 30min teraz grubo ponad godzinę + zmywanie garów. Nawet nie usiądę sobie po wszystkim z zimnym browarkiem w ręku, bo już jest późno i mam zakaz spożywania...

...A w Chile to mają dopiero drogi:

(źródło: Instagram)

fitnessowanie dzień 16

Wtorek, 19 kwietnia 2016 · Komentarze(3)
Aktywność: bieg w pięknym słońcu przy 7 stopniach. Cud, miód i orzeszki. Przebiegłem 16km.
Dieta: 16sty dzień "wyrabiania" nowych nawyków. Już się przekonałem do śniadań, obiadów w pracy, nie podjadania, zabijania głodu wodą, lub kawą zbożową, nie jedzenia wieczorem, czy nawet picia kefiru. :)
Nie przekonały mnie marchewki, które miałem jeść jak zgłodnieję. To jest dobre dla pań z reklam, trudne chwile zalewam Inką.

Stylówa ważna rzecz: 

(źródło: Instagram)