Wpisy archiwalne w kategorii

100-200km

Dystans całkowity:8247.80 km (w terenie 196.00 km; 2.38%)
Czas w ruchu:304:40
Średnia prędkość:27.07 km/h
Maksymalna prędkość:79.20 km/h
Suma podjazdów:27865 m
Maks. tętno maksymalne:183 (98 %)
Maks. tętno średnie:157 (84 %)
Suma kalorii:72604 kcal
Liczba aktywności:66
Średnio na aktywność:124.97 km i 4h 36m
Więcej statystyk

fitnessowanie...tydzień 3/4

Środa, 3 sierpnia 2016 · Komentarze(1)
intensywny tydzień:
200km na rowerze
17km na nogach.
Poniedziałek, nogi zmasakrowane (po biegu) - 2 dni bolały. Teraz jest już spoko, chociaż ciągle boję się o kolana.
Waga bliska startowej: 80,8kg, tłuszcz 12,4%. Do 10% już nie mam szans, ale może w nocy na BBt będzie mi mniej zimno. :)

Rozbity rower powoli wraca do żywych.
W tygodniu zrobiłem to:

Ponieważ z odszkodowania nie odbuduję roweru to żenię lipę i robię to na starych gratach a nowe będzie to co niezbędne.
Obręcz miałem, więc tylko szprychy (DT Swissa), dętka i kółko już mam. :)

niedzielna runda + staty

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Ponieważ rower treningowy po wypadku leży w garażu i nie wiadomo kiedy dostanę odszkodowanie to żonka przymyka oko na drugą łikendową rundę.
A ponieważ nie mam ochoty na planowanie jak parę lat temu wycieczek, to patrzę gdzie mogę wyskoczyć na 100-110km w jakieś znany rejon, do którego dojadę z pamięci...
Stąd w niedzielę - Schwedt nad Odrą. Koledzy byli w sobotę, ja poturlam się w niedzielę.
Dodać należy, że droga "w tamtą stronę" biegnie wałem przeciwpowodziowym i trasa jest bardzo fajna. Czyste obcowanie z przyrodą i sakwiarzami (szlak rowerowy Odra-Nysa). :)
Niestety ciągle szukałem najlepszego ujęcia do zdjęcia aż dojechałem do Schwedt.

70km w nogach. Niby nic, niby żaden dystans, ale coś jednak było słabo. Nie wiem, zbyt lekkie śniadanie, wczorajsze poginanie z jęzorem na wierzchu, a może zbyt mało zaangażowania...
Od wczoraj walczę z uszczelnieniem szytki przebitej tydzień wcześniej. Tym razem przeczytałem instrukcję, pomyślałem i wymyśliłem wlanie uszczelniacza przed samą jazdą. Samo pompowanie do 10bar przeprowadziłem w kilku etapach i zaraz po zakręceniu zaworu wskoczyłem na rower. Naprawa szytek to zupełnie inna bajka niż wymiana dętek. Cóż, tego też można się nauczyć. Metoda chyba poskutkowała, bo uszczelnione jest na 99% (bardzo powoli ciśnienie spada - na dzień wystarczy, wczoraj wytrzymywało 2 godziny).
Wracając do wycieczki...zjadłem banana, popiłem wodą, wysłałem smsa do Trenerki, zrobiłem selfie, wyciągnąłem gnaty no i zrobił się koniec przerwy, pora wracać.

Wracałem zwykłą drogą, jazda wałem drugi raz byłaby trochę nudna, na ulicy więcej się działo. :)

W niedzielę Niemcy nie handlują. 99% bud jest zamkniętych. Oczywiście małe restauracyjki gdzieś są pootwierane (głównie na szlaku Odra-Nysa). W ten dzień szkopki przyjeżdżają do Szczecina na shopping day (a właściwie shopping weekend). Generalnie trudno coś u nich wtedy kupić.

To Gartz. I całkiem dobra kostka brukowa. Jednak dla roweru nawet taka jest uciążliwa. To może pasy asfaltu? No i już nikt nie narzeka. Można jechać (w Gartz jest jeszcze taki wyjątkowo dziadowski bruk nawet dla samochodu, to jest ulica przez centrum).

O właśnie tu w Mescherin skończyła mi się woda, energia i chęć do jazdy. Stanąłem rozprostować się i "pocieszyć", że o suchym pysku w 30 stopniach mam tylko 30km. Była 14 godzina, akurat na tą się wstępnie zapowiedziałem w domu i wiedziałem, że Trenerka coś dobrego pichciła. Znowu zawaliłem termin...Nic toczę się dalej. Z trudem trzymałem te marne "szosowe" 30. Czasem było 27, czasem 33. Do domu przyjechałem po 15, padłem na kanapę, nie miałem siły się podnieść (trzeba dodać, że na ostatnich 10km mam dwa podjazdy, które mnie zmasakrowały).
Mimo, że jestem na diecie i obiecałem sobie przez miesiąc nie pić piwa to skoczyłem po 4 radlery. Wszystkie od razu wypiłem. Pieprzyć to - ujechałem się na maksa - jestem rozgrzeszony. :)


niedzielne fitnessowe staty: rano waga 80,3 (tydzień wcześniej 83,5 i nie wiem dlaczego tak to mi się buja. Waga zgłupiała i nie chciała zmierzyć tłuszczu). Zaraz po wycieczce: 77. Fak, 4 litry wypociłem (jeszcze jeden powód za zimnym radlerkiem). 

Jak to w lipcu...gorąco

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Niedzielna seta tym razem z zahaczeniem o Prenzlau.
Do celu pod mocny wmordewind.  Do domu, zmęczony, pozwoliłem sobie na luz pchania  mnie przez wiatr.
Przerwa od jazdy zrobiła swoje i przeciążyłem kolano. Jak również odzywa się krzyż...Słowem wybiłem się z rytmu i lipa.
40 dni do BBt...trochę panikuję. 



Pętla Drawska 2016

Sobota, 11 czerwca 2016 · Komentarze(15)
Mój ogór sezonu 2016 - czyli maraton w Choszcznie.
Ponieważ jest to chyba piąty start na tej pętli (na 11) to pokuszę się o spojrzenie na te kilka imprez.
- Wydaje mi się, że ludzi jest coraz mniej. Jest stała gwardia, która jeździ wszystkie puchary w każdym sezonie, ale mało widać nowych. W mojej kategorii jechało 9 osób, ogólem 65 (mężczyzn). Chociaż wg statystyk było 429 osób (jakoś nie widziałem).
- Elektroniczy pomiar czasu to już standard, ale firma Ultimasport mogłaby zainwestować trochę w swój sprzęt i wymienić te wielkie plastikowe tabliczki z numerami na bardziej "pro"  montowane do sztycy. W końcu wydajemy ciężkie pieniądze na to, żeby rowery były jak najlżejsze, a tu Org montuje nam na kierownicy hamulec aero (moim zdaniem wystarczy nalepka na kask, numer na plecy i chip na sztycę. Do tego strona www jest bardzo dziwna i raczej nie działająca (np. fotometa).
- O ile na starcie był policjant wypuszczający nas na główną drogę, to przy skręcie na metę trzeba było skakać między samochodami (a przy ostrym finiszu to wiadomo jak jest). Co roku tak jest, raz trafiłem jak ktoś wjechał pod samochód. Nic to nie dało. :/
Reszta na plus czyli:
- fajna, pofałdowana trasa.
- dobry i bardzo dobry asfalt.
- jak zawszy silny wmordewind
- starzy znajomi
- dobre żarcie i wieczorne ognisko
- miłe podarki
- dobra organizacja, pomiar czasu, zaplecze itp.

Sam wyścig...
Nie ma o czym pisać, to nie jest start wspólny, nie ma peletonów, ucieczek, skoków tego wszystkiego co oglądamy w Eurosporcie z zapartym tchem (no chyba, że długi etap to śpimy) :)
To inna impreza, coś bardziej jak wyścig 10cio osobowych pociągów na czas (w dodatku z losowo dobranymi lokomotywami i wagonami). Tak patrząc to załapałem się do osobowego TLK z kilkoma małymi silniczkami. Pierwszy większy podjazd w Kaliszu Pomorskim (40km trasy) rozwalił wszystko i już tylko z kolegą Michałem Miazgą lecieliśmy do mety. On wywalczył 2 miejsce w kategorii (9 w open) a ja zająłem 8 w open co dało 5 w kat. Pendolino było w pierwszej grupie za co gratuluję chłopakom bo wykręcili dobry czas (4:07:38), ale ja w 2014 miałem lepszy (4:02). ;)

Czas przejazdu 4:12:06 wykręcony we dwójkę. Z trzecim urwałoby się 5 minut, z czwartym kolejne 5. Ale...to tematy do opowiadań przy piwie i kiełbasce na pomaratońskim ognisku. :)
Ogólnie polecam, warto spróbować takiego ścigania zanim pojedzie się na start wspólny z harpaganami.
Ponieważ nie ma żadnych zdjęć to wklejam oficjalny plakat organizatora:

Obrazek z mety (ostry finisz):

piątkowa zbieranina

Piątek, 3 czerwca 2016 · Komentarze(1)

Z cyklu siedzę i myślę:
- Pytanie nie brzmi ile muszę jechać aby to spalić, ale na ile kilometrów mi to ciastko starczy?
Tak obecnie postrzegam jedzenie.

76 dni do BBt.

sobotnia runda

Sobota, 14 maja 2016 · Komentarze(3)
Kategoria 100-200km, wycieczka
Między "je%$#ym wiatrem" a "boskim powiewem" jest bardzo cienka granica. Wystarczy zawrócić. ;)
Sobotnia tułaczka po niemieckich drogach to jest coś co bardzo lubię w sobotę robić. Nic tak mnie nie relaksuje jak wgapianie się w licznik i pilnowanie tylko 4 paramerów: kadencji, tętna, prędkości i śladu. Po tygodniu chaosu te liczby to ukojenie dla umysłu. 
A jak jeszcze czasem się gdzieś zatrzymam i rozejrzę to z takiego relaksiku zostają fajne zdjęcia:
- typowa stacja trafo gdzieś na niemieckiej wsi:

-grajek w Ueckermunde:

-sławna ławka w Szuflandii


-starówka w Uecker... (jedna z ładniejszych w zasięgu 4 godzinnej wycieczki)

- rynek tamże

- któryś z przystanków w Nigdzie:


Super było. Trochę za dużo żarcia wziąłem, ale lepiej mieć coś niż nie mieć nic (szczególnie w Dojczach). Nowa kiera jest niższa od starej i póki co bolą plecy w krzyżu. Ponieważ nie mam możliwości regulacji, pozostaje się do nowej pozycji przyzwyczaić (albo nie).
Howk.

seta

Niedziela, 13 marca 2016 · Komentarze(5)
Kategoria 100-200km, wycieczka
Pierwsza seta z kilku zaplanowanych na ten rok.
Jak na moje "wyrabianie  formy" to licho. Ale cóż...i tak dziękuję żonce, że w sobotę i niedzielę mogłem coś pokręcić.

Punkt widokowy w Nowym Warpnie to stały punkt wielu szczecińskich rowerzystów. Obok jest mała cukiernia, która ma bardzo smaczne naleśniki, i nawet sobie ostrzyłem na nie zęby, ale banan wygrał. ;)
Na 15km przed domem zacząłem opadać z sił, czułem zbliżającą się bombę...Na szczęście jestem w Polsce a tu nawet najmniejsza wioska ma otwarty warzywniak. Uzupełniłem kalorie wczorajszą drożdżówką i pączkiem, zapiłem colą i luzikem wróciłem do domu.
Jak często pierwsze części wycieczek jeżdżę z ochotą a do powrotów się zmuszam. Tak tu było odwrotnie. Do Nowego Warpna było zimno i pochmurno, za to później wyszło słońce i z 3 zrobiło się 5stopni, a to już pozwalało na relaksującą jazdę.

Całkiem udana ta pierwsza seta. :)

Festive

Czwartek, 31 grudnia 2015 · Komentarze(1)
Kategoria praca, 100-200km
Rapha jest moją inspiracją, widzę ją coraz wyraźniej, jest ode mnie w odległości zaledwie 50km.

Jeszcze ten jeden raz...



Rano:

Wieczorem (wczoraj):

zbiorówka DPD cz. II

Poniedziałek, 12 października 2015 · Komentarze(5)
Kategoria 100-200km, praca
Wypracowana, stała kolejność:
1. ciepłe gacie
2. koszula termo
3. skarpety
4. zimowe nogawki
5. spodnie 3/4
6. zimowe buty
7. bluza
8. telefon i mp3 w kieszeń
9. wiatrówka (bezrękawnik)
10. mały buff
11. bandanka
12. kask
13. okulary
14. rękawiczki
Minęło 10 minut.
Jadę...

2x dziennie,
5x w tygodniu



Fajnie, że rano i po południu jest tak samo zimno i nie trzeba wozić jakiś innych ciuchów (tylko rano mam zimowe rękawice, wieczorem jesienne).

Piaskiem po zębach

Niedziela, 30 sierpnia 2015 · Komentarze(8)
Kategoria 100-200km, wycieczka
Na południowe rejony Prenzlau ostrzyłem sobie od dawna zęby. Mówiąc w skrócie to urabiałem żonkę na pozwolenie na dłuższą wycieczkę. Jak już wszystkie formalności załatwiłem, to pogoda zaczęła być niepewna...
Taki lajf, rano wszystko było piękne.
Do Prenzlau jechało mi się znakomicie; praktycznie brak wiatru, szerokie drogi, dobra temperatura...
Pierwszy zgrzyt był przy wjeździe do miasta, na bruku wypadła mi Dakota. Po długich szukaniach znalazłem pokrywkę od baterii, a po jeszcze dłuższych (już byłem bliski rezygnacji...ale 5 stów piechotą nie chodzi) resztę gpsa.
Niestety pękł zatrzask od klapki i licznik nie trzymał się w uchwycie. Pozostało obwiązać go zipami i jakoś jechać.
Chwilę później zaczęło mocno padać. Lekki deszczyk nie jest w stanie mnie wystraszyć, ale ilość chmur nie zapowiadała przerwy w opadach...
Shit, a raczej Scheisse, po przestudiowaniu mapy, okazało się, że nie jadę po śladzie wymyślonym w domu. Do tego temperatura spadła, co zniechęciło mnie do odkrywania nowych (nieznanych) rejonów w takich warunkach.
Wróciłem najkrótszą trasą do domu. 
I tyle.
Plus wycieczki?
Mnóstwo żarcia mi zostało, więc jadłem podwójnie  :)

Prowizorka: