niedzielna runda + staty

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Ponieważ rower treningowy po wypadku leży w garażu i nie wiadomo kiedy dostanę odszkodowanie to żonka przymyka oko na drugą łikendową rundę.
A ponieważ nie mam ochoty na planowanie jak parę lat temu wycieczek, to patrzę gdzie mogę wyskoczyć na 100-110km w jakieś znany rejon, do którego dojadę z pamięci...
Stąd w niedzielę - Schwedt nad Odrą. Koledzy byli w sobotę, ja poturlam się w niedzielę.
Dodać należy, że droga "w tamtą stronę" biegnie wałem przeciwpowodziowym i trasa jest bardzo fajna. Czyste obcowanie z przyrodą i sakwiarzami (szlak rowerowy Odra-Nysa). :)
Niestety ciągle szukałem najlepszego ujęcia do zdjęcia aż dojechałem do Schwedt.

70km w nogach. Niby nic, niby żaden dystans, ale coś jednak było słabo. Nie wiem, zbyt lekkie śniadanie, wczorajsze poginanie z jęzorem na wierzchu, a może zbyt mało zaangażowania...
Od wczoraj walczę z uszczelnieniem szytki przebitej tydzień wcześniej. Tym razem przeczytałem instrukcję, pomyślałem i wymyśliłem wlanie uszczelniacza przed samą jazdą. Samo pompowanie do 10bar przeprowadziłem w kilku etapach i zaraz po zakręceniu zaworu wskoczyłem na rower. Naprawa szytek to zupełnie inna bajka niż wymiana dętek. Cóż, tego też można się nauczyć. Metoda chyba poskutkowała, bo uszczelnione jest na 99% (bardzo powoli ciśnienie spada - na dzień wystarczy, wczoraj wytrzymywało 2 godziny).
Wracając do wycieczki...zjadłem banana, popiłem wodą, wysłałem smsa do Trenerki, zrobiłem selfie, wyciągnąłem gnaty no i zrobił się koniec przerwy, pora wracać.

Wracałem zwykłą drogą, jazda wałem drugi raz byłaby trochę nudna, na ulicy więcej się działo. :)

W niedzielę Niemcy nie handlują. 99% bud jest zamkniętych. Oczywiście małe restauracyjki gdzieś są pootwierane (głównie na szlaku Odra-Nysa). W ten dzień szkopki przyjeżdżają do Szczecina na shopping day (a właściwie shopping weekend). Generalnie trudno coś u nich wtedy kupić.

To Gartz. I całkiem dobra kostka brukowa. Jednak dla roweru nawet taka jest uciążliwa. To może pasy asfaltu? No i już nikt nie narzeka. Można jechać (w Gartz jest jeszcze taki wyjątkowo dziadowski bruk nawet dla samochodu, to jest ulica przez centrum).

O właśnie tu w Mescherin skończyła mi się woda, energia i chęć do jazdy. Stanąłem rozprostować się i "pocieszyć", że o suchym pysku w 30 stopniach mam tylko 30km. Była 14 godzina, akurat na tą się wstępnie zapowiedziałem w domu i wiedziałem, że Trenerka coś dobrego pichciła. Znowu zawaliłem termin...Nic toczę się dalej. Z trudem trzymałem te marne "szosowe" 30. Czasem było 27, czasem 33. Do domu przyjechałem po 15, padłem na kanapę, nie miałem siły się podnieść (trzeba dodać, że na ostatnich 10km mam dwa podjazdy, które mnie zmasakrowały).
Mimo, że jestem na diecie i obiecałem sobie przez miesiąc nie pić piwa to skoczyłem po 4 radlery. Wszystkie od razu wypiłem. Pieprzyć to - ujechałem się na maksa - jestem rozgrzeszony. :)


niedzielne fitnessowe staty: rano waga 80,3 (tydzień wcześniej 83,5 i nie wiem dlaczego tak to mi się buja. Waga zgłupiała i nie chciała zmierzyć tłuszczu). Zaraz po wycieczce: 77. Fak, 4 litry wypociłem (jeszcze jeden powód za zimnym radlerkiem). 

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa afree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]