Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:967.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:37:52
Średnia prędkość:27.60 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:734 m
Maks. tętno maksymalne:174 (93 %)
Maks. tętno średnie:139 (74 %)
Suma kalorii:6200 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:107.44 km i 4h 12m
Więcej statystyk

niedzielna seta...

Niedziela, 31 lipca 2016 · Komentarze(3)
...i pechozy ciąg dalszy.
Z powodu chwilowego braku szytek wróciłem do poprzednich kół, wyjechałem na swoją pętlę i...bach poszła szprycha.

Powstało małe bicie, więc dało się jechać dalej, ale w poniedziałek koło do serwisu.
Te walki ze sprzętem zaczynają mnie irytować, w tym sezonie padło na koła. 
Cóż...przynajmniej na 100km wykręciłem życiówkę (2:55). 

fitnessowanie...tydzień 2/4

Piątek, 29 lipca 2016 · Komentarze(6)
W tym tygodniu skromnie...5 godzin na orbicie. Wszystkie rowery niesprawne, części nie przychodzą, odszkodowanie za zniszczony rower przyszło za niskie, zaczynam tego nie ogarniać...
Lipa.

(źródło)
A może coś takiego?

niedzielna runda + staty

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Ponieważ rower treningowy po wypadku leży w garażu i nie wiadomo kiedy dostanę odszkodowanie to żonka przymyka oko na drugą łikendową rundę.
A ponieważ nie mam ochoty na planowanie jak parę lat temu wycieczek, to patrzę gdzie mogę wyskoczyć na 100-110km w jakieś znany rejon, do którego dojadę z pamięci...
Stąd w niedzielę - Schwedt nad Odrą. Koledzy byli w sobotę, ja poturlam się w niedzielę.
Dodać należy, że droga "w tamtą stronę" biegnie wałem przeciwpowodziowym i trasa jest bardzo fajna. Czyste obcowanie z przyrodą i sakwiarzami (szlak rowerowy Odra-Nysa). :)
Niestety ciągle szukałem najlepszego ujęcia do zdjęcia aż dojechałem do Schwedt.

70km w nogach. Niby nic, niby żaden dystans, ale coś jednak było słabo. Nie wiem, zbyt lekkie śniadanie, wczorajsze poginanie z jęzorem na wierzchu, a może zbyt mało zaangażowania...
Od wczoraj walczę z uszczelnieniem szytki przebitej tydzień wcześniej. Tym razem przeczytałem instrukcję, pomyślałem i wymyśliłem wlanie uszczelniacza przed samą jazdą. Samo pompowanie do 10bar przeprowadziłem w kilku etapach i zaraz po zakręceniu zaworu wskoczyłem na rower. Naprawa szytek to zupełnie inna bajka niż wymiana dętek. Cóż, tego też można się nauczyć. Metoda chyba poskutkowała, bo uszczelnione jest na 99% (bardzo powoli ciśnienie spada - na dzień wystarczy, wczoraj wytrzymywało 2 godziny).
Wracając do wycieczki...zjadłem banana, popiłem wodą, wysłałem smsa do Trenerki, zrobiłem selfie, wyciągnąłem gnaty no i zrobił się koniec przerwy, pora wracać.

Wracałem zwykłą drogą, jazda wałem drugi raz byłaby trochę nudna, na ulicy więcej się działo. :)

W niedzielę Niemcy nie handlują. 99% bud jest zamkniętych. Oczywiście małe restauracyjki gdzieś są pootwierane (głównie na szlaku Odra-Nysa). W ten dzień szkopki przyjeżdżają do Szczecina na shopping day (a właściwie shopping weekend). Generalnie trudno coś u nich wtedy kupić.

To Gartz. I całkiem dobra kostka brukowa. Jednak dla roweru nawet taka jest uciążliwa. To może pasy asfaltu? No i już nikt nie narzeka. Można jechać (w Gartz jest jeszcze taki wyjątkowo dziadowski bruk nawet dla samochodu, to jest ulica przez centrum).

O właśnie tu w Mescherin skończyła mi się woda, energia i chęć do jazdy. Stanąłem rozprostować się i "pocieszyć", że o suchym pysku w 30 stopniach mam tylko 30km. Była 14 godzina, akurat na tą się wstępnie zapowiedziałem w domu i wiedziałem, że Trenerka coś dobrego pichciła. Znowu zawaliłem termin...Nic toczę się dalej. Z trudem trzymałem te marne "szosowe" 30. Czasem było 27, czasem 33. Do domu przyjechałem po 15, padłem na kanapę, nie miałem siły się podnieść (trzeba dodać, że na ostatnich 10km mam dwa podjazdy, które mnie zmasakrowały).
Mimo, że jestem na diecie i obiecałem sobie przez miesiąc nie pić piwa to skoczyłem po 4 radlery. Wszystkie od razu wypiłem. Pieprzyć to - ujechałem się na maksa - jestem rozgrzeszony. :)


niedzielne fitnessowe staty: rano waga 80,3 (tydzień wcześniej 83,5 i nie wiem dlaczego tak to mi się buja. Waga zgłupiała i nie chciała zmierzyć tłuszczu). Zaraz po wycieczce: 77. Fak, 4 litry wypociłem (jeszcze jeden powód za zimnym radlerkiem). 

sobotnia runda

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka, 50-100km
Próby ratowania zdolności do długotrwałej jazdy po 35km/h. Kiedyś to była prędkość przelotowa na byle wycieczcie, obecnie madafakerskie zagięcie. 
Świat się zmienia.


fitnessowanie...tydzień 1/4

Piątek, 22 lipca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Być jak Arni:

(źródło)
Ciekawe czy ćwiczył wytrzymałość, czy gięcie ramy ;)
No mi trochę do niego brakuje, ale to dopiero pierwszy tydzień "wychudzania".
Rano 4x orbita + 60km szosowo (przez tydzień ofkors).
Dieta i inne takie...czyli panika mode on, bo do BBt już tylko 28dni.

Zalew Szczeciński z Cubica Racing Team

Niedziela, 17 lipca 2016 · Komentarze(9)
Cubica Racing Team to szczeciński zespół rowerowych wycinaków, którzy postanowili sobie skoczyć dookoła Zalewu Szczecińskiego. A że znam kilku to dostałem zaproszenie do całodniowej wyrypy.
Trasa wszystkim była znana i to niejednokrotnie, więc spokojny o ślad, do bagażnika wrzuciłem kilka bułek, żeli, bananów i trochę sprzętu. Start też ze standardowej szczecińskiej, rowerowej miejscówki: kąpieliska Głębokie, czyli po prostu jazda na 265km...
Ekipa Cubicy była naprawdę mocna, w tym jedna dziewczyna, która daje zmiany po 35km/h. Nie ma lipy, nogi ogolone, łańcuchy nasmarowane, tylko ja jakiś amatorsko zarośnięty...
Start o 7 rano, kierunek jak zwykle: nach Deutschland (inaczej nikt chyba nie jeździ), jeszcze fota startowa i w nogi:

Na początku spokojnie po 35-38 w parach, rozmowy, śmiechy, kto co wygrał, kto gdzie się ścigał... Jechało nas 7 osób, więc na końcu peletonu była "ośla ławka" na której można było sobie dłużej odpocząć (jak ktoś chciał, dzięki czemu pary ciągle się zmieniały).

Pierwszy postój to oczywiście ławka w Ueckermunde na 60km trasy. Ekipa zgrana tylko ja coś odstaję... ale ok, nie mam takiego fajnego stroju, więc jem w odosobnieniu bułkę, robię cichaczem fotę i jedziemy dalej. :)

Po chwili, 90km trasy czyli magiczny most przez Pianę w Anklam. Magiczny dlatego, że za chwilę będziemy jechać przez 100km z wiatrem po bajecznych drogach wyspy Uznam. :) Kończy się zaginanie, zaczyna się...zaginanie z wiatrem. :)
Oczywiście jeszcze trzeba uzupełnić paliwo i zrobić foty. 

Od jakiegoś czasu przesiadłem się na szytki. Na początku treningowe tanie Tufo, co by nie "popłynąć" w razie większej awarii. Niestety gdzieś najechałem na ostry kamyczek, który wbił się w oponę i ją przebił. Na dętkach byłoby to samo, kamyczek w kształcie ostrza z całą pewnością przebiłby i dętkę. To co się działo później to była walka o zaklejenie dziurki w gumie. Zeszło całe mleko do uszczelniania, jeden nabój CO2. Przeżyliśmy śmierć pompki, w użyciu były "zapasowe" 3, kompresor wulkanizatora, z 5,6 dobijań po milion pięćset ruchu tłokiem...ale się udało. :) Chociaż 20km przed Świnoujściem, gdzieś na wiejskiej niemieckiej drodze myślałem, żeby zostawić ekipę a samemu dokulać się do najbliższej stacji PKP (czyli do Świnoujścia). 

Jakoś żeśmy dotarli "na kawkę" czyli na bigmaki, ciasta i inne frytki. Każdy kto przejechał dłuższy dystans podkreślał, że te buły smakują inaczej, kiedy jest się ujechanym. A frytki to można garściami jeść (to akurat ja mówiłem). Żarcie na maksa, Ela i Piotr trzymają fason i wzięli kulturalnie ciasto i kawę, ale kto by się tam nimi przejmował... Jest wycieczka - jest wyżerka. :)
Przy okazji uzupełniliśmy wodę w bidonach a ja powietrze u wulkanizatora.
Ilość przyjętych kalorii była taka, że ze Świnoujścia do Wolina poszedł gaz po 40 i więcej. Jechaliśmy gęsiego poboczem Trójki. Prowadził nas Michał, który pechowo zgubił w lesie (część trasy prowadziła szutrem) licznik i jechał nie wiem...na wyczucie? Jechałem jako drugi i modliłem się, żeby nie miał ochoty zejść ze zmiany. :)
W Wolinie (180km) postój na lody i oczywiście dymanie szytki. Na postojach schodziło powietrze i trzeba było pompować. Ale jak się okazało było to już ostatni raz. Tym samym problem szytkowy po 60 kilosach został załatwiony.

Lody po takim sprincie też dobrze smakowały. Pani z budki cieszyła się, że może na kimś oko zawiesić a przy okazji sprzedać 15 gałek po 2,5 (w Szczecinie wołają 3 zeta). :)
Przed nami ostanie 90 kilometrów, na których będzie już tyko jeden przystanek w Goleniowie. I właściwie nie wiem co napisać. Że znowu ostry sprint, że znowu wgapianie się w koło kolegi (albo koleżanki), że nie ma to tamto, tylko po odpoczynku twoja kolej i przez te parę kilosów dać z siebie wszystko...
Do Goleniowa (225km) przyjechaliśmy z takim czasem, że ustanowiliśmy jakiegoś godzinnego KOMa na tej trasie. 

Całe szczęście, że miałem jeszcze trochę żarcia, bo po macdonie nie było śladu. :)
Nie wiem co oni biorą, ale mocne to. Czuję się trochę jak turysta w bolidzie. Chyba zbyt długo jeździłem samotnie i odzwyczaiłem się od takich ekspresów. Na plus to naprawdę super się jedzie w okolicach 4 na liczniku, do tego kiedy ma się zmianę za 20 minut, a każdy jedzie jak po sznurku to wrażenia są super (chociaż puls ciągle był powyżej 150).

Symboliczna meta, czyli wlot do miasta. Chyba przed 19, dwójka odczepiła się wcześniej. Powymienialiśmy się wrażeniami z całego dnia i każdy po swojemu poturlał się do domu.

Kończąc: to nie była super wycieczka to był super dzień. Dawno tak się nie ujechałem, ale wrażenia niezapomniane. :) Z tą ekipą nie ma lekko, ale jak ktoś utrzyma im koło to będzie zadowolony.
Jeszcze moje podsumowanie:
zjadłem: 2 bułki, 2 banany, 3 wafelki, 2 galaretki Aptonia i 3 żele, powiększony zestaw Macdona, 5 gałek lodów. Wypiłem 6 bidonów 0,75l wody, litr coli.
Koszty: mleko do szytek, nabój CO2 dla Piotra (dzięki!). Już sobie zamówiłem taki zestawik.
Nowe doświadczenie: przeżyłem przebicie szytki w "dziczy" i mimo pewnych problemów udało się ją naprawić. Jestem pewien, że uszczelniło by się to szybciej, gdyby wlać całą butelkę płynu. Całe szczęście, że chłopaki mieli z tym doświadczenie i widzieli co robić (również dzięki!).
Do kosztów zaliczę jeszcze bolące kolana. Niestety tydzień przerwy zrobił swoje i teraz nieźle bolą (czuję dokładnie te miejsca, które ucierpiały w wypadku). Do BBt się zagoi, więc strachu dużego nie ma. Gorzej z formą. Ale..coś jeszcze pojeżdżę. :)



Jak to w lipcu...gorąco

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Niedzielna seta tym razem z zahaczeniem o Prenzlau.
Do celu pod mocny wmordewind.  Do domu, zmęczony, pozwoliłem sobie na luz pchania  mnie przez wiatr.
Przerwa od jazdy zrobiła swoje i przeciążyłem kolano. Jak również odzywa się krzyż...Słowem wybiłem się z rytmu i lipa.
40 dni do BBt...trochę panikuję. 



Jak to w lipcu...pada

Sobota, 9 lipca 2016 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Pojechał, sfocił, zjadł banana i wrócił.
Zwykła sobotnia seta, jakich pełno na BSie (i Stravie).


Ratusz Miejski w Nowym Warpnie.
Obecnie to najlepsza miejscówka pod Szczecinem na łikendowe sety. :)

Delikatnie jeszcze...

Sobota, 2 lipca 2016 · Komentarze(2)
Kategoria 0-50km, wycieczka
10 dni po wypadku. Nie jest źle, gorzej z rowerem.
Praktycznie zostaje rama, koło i trochę osprzętu.  
Pojechałem lekko się poruszać, bo chyba najgorsze mam za sobą.

Złapała mnie za to letnia burza. Aż się uśmiałem, 10 dni bez roweru, wychodzę na 2 godziny a tu lu, jak z cebra. Przy temperaturze 20 stopni takie coś to nie deszcz. Było zabawnie i mokro. :)


A rano było tak miło, nawet małą sesyjkę zrobiłem (ale taką tyci tyci). :)

Podobają mi się te kółka. Chociaż na mokrym potwierdza się to co czytałem: karbon bardzo słabo hamuje.