Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2013

Dystans całkowity:284.00 km (w terenie 45.00 km; 15.85%)
Czas w ruchu:12:03
Średnia prędkość:23.57 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Suma podjazdów:168 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:56.80 km i 2h 24m
Więcej statystyk

4/50

Czwartek, 28 lutego 2013 · Komentarze(0)
Kategoria bieganie
rano - NW - 35min - po starej trasie biegowej. Jak jest dobre podłoże (czyli kijki się nie ślizgają) to fajnie się "niesie". Jasno robi się od 6.

wieczorem - A6W, pompki - jest lepiej.

Przestały boleć mięśnie. Organizm przyzwyczaił się do wysiłku.

3/50

Środa, 27 lutego 2013 · Komentarze(4)
Kategoria bieganie, trenażer
Wszystko boli...

rano - 7km biegu - kolejne 600kcal się ulotniło - porcja stefanki - (a zawsze jadłem dwia kawałki ;) - bolą uda, kolana ok

wieczorem - 1h rolek - 900kcal - ponad 1kg gotowanych ziemniaków
A6W - z żonką - teraz razem stękamy ;)

2/50

Wtorek, 26 lutego 2013 · Komentarze(1)
Kategoria bieganie
rano - NW - 35min. na razie trochę koślawo, ale trening czyni mistrza...
wieczorem - A6W, pompki - poziom żenujący

1/50 start!

Poniedziałek, 25 lutego 2013 · Komentarze(5)
Kategoria bieganie, trenażer
Waga startowa: 82kg
tłuszcz: 12,8%

cel - ważyć 80kg, z tłuszczem 11% oraz poprawić kondycję.
czas: 50dni (niby dużo czasu i mało do zgubienia, ale pewnie 2 tygodnie zejdzie zanim waga drgnie, a te 2kg to się trzyma jak rzep psiego ogona).

Rano - mam 1 godzinę - rowerem 30km nie bardzo mi się chce, szczególnie że syf na drogach. Zostaje - zaniedbane trochę - bieganie (i zacznę w końcu NW - kijki są już dawno).

Wieczorem - zamiennie rolki/ćwiczenia z hantlami - max. godzinę.

Nie obejdzie się bez zmiany diety - koniec z wciąganiem wszystkiego co można zjeść - 0 mcdonków, pączków, i innego g$#@a z alkoholem włącznie (chlip, chlip).
Przez 50 dni.

Żonka nie wierzy, że to wszystko zrobię. Tu będę się uzewnętrzniał. Chociażby dla samego siebie, czy są postępy.


Taki jest plan.


Dzisiaj:
- rano - 7km biegu, 40min., śr. tempo 5:30 - trochę czuję kolana, ale nie jest źle. - spalone 600 kcal - marne 2 pączki z lukrem

- wieczorem - 1h rolek - jazda zmianami jak to już wcześniej opisałem. Garmin pokazał 1900kcal - jednak nie ma tak dobrze, szacuję na ok 900 czyli 3 pąki (to by znaczyło, że dziś spaliłem tygodniowy ładunek słodkości).
A6W - dzień 1 - masakra na razie :)

Czuję, że będzie z tego niezła zabawa. :)

Wybudzenie...

Sobota, 23 lutego 2013 · Komentarze(5)
Kategoria 50-100km, wycieczka
...ze snu zimowego. Ale widzę, że za wcześnie coś.
Cóż, koniec nic nie robienia, choróbsko pokonane, nowy bęc wyhodowany... no nie mam więcej wymówek, trza się było ruszyć.

Kiedy umierałem na zapalenie gardła, jednym zdrowym okiem i ostałym zdrowym palcem zamówiłem sobie termiczny bidon i chemiczne ogrzewacze stóp i rąk...
Dzisiaj pogoda za oknem na -2, więc idealne warunki na test nowych zabawek (ach te gadżety - co ja bym bez nich robił? ;))

Wymyśliłem sobie, że napiję się gorącej herbaty z miodem na polanie widokowej nad jeziorem Szmaragdowym.

Po drodze stanąłem na mały łyk - z ciekawości, czy w ogóle dowiozę trochę ciepła...
w drodze do celu © James77

Wszystko ok. - herba gorąca, nawet poparzyłem sobie język :/ (ok. 40min jazdy).

W końcu docieram na miejsce.
podjazd na Szmaragdowe © James77

Ten delikatny podjazd jest cały pokryty lodem i gdyby nie kolce w przednim kole to bym tu zbierał zęby. Tylne koło ciągle buksowało i trzeba było się nieźle namęczyć aby dojechać na szczyt. Zjeżdżać się nie odważyłem. Jeszcze się nie nacieszyłem życiem, aby je głupio kończyć na drzewie...

Na polance (ok. 2 godzina jazdy), popijam parę łyków, ale że trochę tłoku było, to się nie wygłupiałem z pozowaniem z bidonem w jednej i aparatem w drugiej ręce :D
AAA, a herba mocno ciepła, trzeba było małymi łykami pić. Natychmiast poczułem miłe ciepło w brzuchu.
Tu trzeba wspommnieć o ogrzewaczach: po dwóch godzinach spokojnej jazdy, ręce i stopy były całkowicie ciepłe. Miałem uczucie jakbym stał na ogrzewanej podłodze, a wnętrze rękawiczek było miejscowo ciepłe.

Pobłądziłem sobie lekko po lesie. Mijałem sporo kijkarzy,narciarzy i biegaczy(rowerów nie było).
Na słynnym rozwidleniu fota (słynne, bo trenują tu koksy):
to gdzie teraz? © James77


Po czym zjazd moim ulubionym żółtym szlakiem aż na sam dół do Klęskowa. Tu się dopiero miło i przyjemnie jechało. Cały szlak jest gładki i w miarę równy. Najbardziej przypomina letnie warunki, reszta szlaków to mniej lub bardziej ubity śnieg. Na rower trochę hardkorowo, bo ciągle się zakopywałem.

Na koniec powrót do cywilizacji i pamiątkowa fota najnowszego wjazdu do Szczecina:
nowy wjazd do Szczecina © James77

Scieżki rowerowe też są, ale zasypane ofkors, więc zostaje i tak ulica.

Trochę dalej niespodzianka - łapię gumę :/
Na szczęście tym razem miałem zapasową dętkę, więc bez większych trudności zmieniam i jakoś pompuję (pod koniec straciłem czucie w palcach i robiłem wszystko "na oko").

Po prawie czterech godzinach docieram do domu lekko zmęczony, ale z odpowiednią ilością endorfin w organizmie. Bidon się sprawdził, ocieplacze na tak długo zapewniają komfort niemal domowej temperatury (wg. producenta grzeją 6godzin), było przyjemmnie.

Tak to wygląda:
wkładka za stopy © James77

ogrzewane rękawice © James77


na koniec moje wypociny filmowe:


Zimowa ustawka i pierwsze odcięcie

Niedziela, 10 lutego 2013 · Komentarze(3)
Korzystając z dobrej pogody podłączyłem się do ustawki Roberta na Głębokim.
Mimo pewnego zmęczenia wczorajszym poginaniem trasa była do ogarnięcia, nawet na jazdę w parę osób.

Godzina 10 - zbierają się mastersi:
mastersi z Głębokiego © James77


Chwilę później jedziemy w czwórkę do Dobieszczyna.
Miło było pogadać z Robertem i przypomnieć sobie jazdę w zmianach (chociaż tempo była szarpane). Prędkość dosyć wysoka, praktycznie stale powyżej 30. Dotrwaliśmy tak do Pampow, gdzie Roberto daje nam odpocząć zarządzając krótki odpoczynek. ;)
Korzystam z okazji i uwieczniam tą chwilę na wsze czasy w necie:
ekipa © James77


Intensywność wysiłku jest dosyć wysoka, wychodzi mój brak przygotowania żywnościowego, bo nie wziąłem nic do picia ani jedzenia a pić się chce.
Robert - jak zwykle perfekcyjnie przygotowany - użycza mi swojego drugiego (!) bidonu.
Mimo zjedzenia śniadania nie czuję się zbyt dobrze - mam wrażenie że jadę na czczo. Umawiam się z chłopakami, że w najbliższej Biedronie kupię colę na wzmocnienie...
Zgon nadszedł na falbankach do Lubieszyna; siły mnie opuściły, oczy zaczęły się zamykać, a ja myślałem stale o śnie - wiedziałem, że to ostatnie ostrzeżenie organizmu przed zasłabnięciem...

Dotoczyłem się do Lubieszyna, gdzie czekali koledzy. Robert widząc co się dzieje poratował mnie batonem i bidonem. Podziałało i chwilę później już bez przygód dojechaliśmy do domu...

Panie Robercie, uratował mi Pan życie - wypiję kolejny raz Twoje zdrowie.
Dzięki. :)

Czy jest... śnieg?

Sobota, 9 lutego 2013 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Nazbierało się parę płyt do odsłuchania...
A najfajniej się słucha pedałując przed siebie.
Rano powrzucałem wszystko do mp3, spryskałem wd40 przerzutki bo były zaklejone solą z piaskiem i "zastygły". Żonka zrobiła kanapki z miodem po czym pojechałem posłuchać na co teraz wydaję pieniądze :)

Pogoda za oknem w sam raz - brak śniegu, znikomy wiatr, raptem -1... musiało być fajnie...

Po wjeździe na tereny bogatszych kolegów - nie tylko rowerowych - pierwsze co...to zaczęło mocniej wiać, wszędzie był śnieg, a do tego zaczął jeszcze padać nowy...

Przed Pomellen:
śnieg w Pomellen © James77


Oczywiście jechałem z gpsem, zaplanowałem przejazd przez nieznane mi jeszcze ścieżki, coby kolegów szosowców w lecie czymś ciekawym zaskoczyć :)


Za Pomellen jest rozwidlenie drogi w trzech kierunkach; do Tantow, do Krackow i...tu:
elektrownia wiatrowa © James77


Dalej nie dało się jechać, droga robiona była gąsienicami sprzętu budowlanego. W tych warunkach szkoda było czasu na przecieranie szlaku. Tym bardziej, że wiedziałem gdzie wyjadę.

Z całkiem niezłej drogi Tantow - Hohenreinkendorf (połamałem palce pisząc to) gps prowadził mnie do Mescherin przez Geesow, drogą brukowaną, żwirową, betonową a nawet asfaltową... Do tego ciągle jechałem w padającym śniegu, po śniegu i z wiatrem w twarz...

samotny dom © James77



W końcu po trudach dotarłem do celu - Mescherin:
zimowe Mecherin © James77


Tu krótki odpoczynek, kanapka z miodem no i fotka :)
Dalej przejazd przez - słynny z długiej budowy - most na polską stronę do Gryfina, gdzie na Orlenie zjadłem ciepły posiłek. Tu czas zaczął mnie trochę gonić, więc skróciłem maksymalnie dystans i krajówką pognałem do domu...

Jeszcze na Szmaragdowe...
Szmaragdowe © James77


...i po fotę z drugiej strony Odry...
Szczecin © James77


... i już prosto na wieś, bo obiad się robi. :)

Jak widać na zdjęciach - w kraju naszym pięknym - śniegu nie ma, ale mrozik lekki jest. Ubranie się sprawdziło, palce stóp były mocno zimne, ale do "bulu" było daleko. :)


Nie wiem dlaczego, gpsies obciął początek, w Garminie jest wszystko.


Aaaa, a muza... trafiona, jakiś czas posiedzi w mp3.