To znaczy da się ale tylko metr, później rower staje a Ty lecisz dalej (kask się wtedy bardzo przydaje)...
Cóż, ustawka z Głębokim tym razem mi wyszła bokiem. Do kraksy było bardzo fajnie, lekko, ostro, walka o miejsce, gaz na maksa, pod wiatr było 50. W końcu na wąskiej drodze ktoś przede mną ostro zahamował a mi zostało przy 45km/h odbicie w pole.
Sprzęt trochę ucierpiał (koło do centrowania i wymiana szprychy), twarz porysowałem... Ale to pikuś w porównaniu do Daniela z poprzedniej ustawki.
Dzięki chłopaki, że zatrzymaliście się i wróciliście ze mną. Jednak to zawsze jakiś szok jest, mimo że każdy gada ze nic mu nie jest.
Komentarze (13)
Dokładnie Grzesiek! Mamy identyczny pogląd na ten temat :)
Hmm, myślę że jak jedziesz w 3-4 znajomków to jest jednak pełen luzik nawet jak się zaginasz. Sytuacja się zmienia jak masz 30 wycinaków, 50 na liczniku, jesteś 5ty w grupie, jest mało miejsca i walczysz aby nie zgubić kola... Jest wtedy adrenalina i trzeba wiedzieć, gdzie nie należy wjeżdżać, jak ktoś może pojechać i jak się ustawić. I mimo, że teraz bark boli jak diabli to za tydzień chętnie bym pojechał jeszcze raz, bo jest coś takiego jak kolarskie cwaniactwo a tego nie nauczysz się z książek. Czasem po prostu trzeba zaliczyć otb. Inna sprawa, czy ktoś chce tak ryzykować. Ja chcę. Pozdro.