Nie tak miał wyglądać ten wyścig. Ze względu na specyfikę tych maratonów (całego cyklu supermaratonów) nie nastawiałem się na żadną walkę. Rozbicie zawodników na losowo (są teorie, że nie do końca tak jest) dobrane 10 osobowe grupy niweczy jakąś sensowną taktykę. Postawiłem na turystykę i focenie. :) Plany trochę pokrzyżował mi Daniel, który zapowiedział walkę o podium, a startował w grupie przede mną. Pojawiła się więc ochota na walkę i chęć zmierzenia się z kolegą na wyścigu (czyli Spalara Mode ON). Na starcie okazało się, że...Daniel jest w mojej grupie a do tego mamy jeszcze mega wycinaka ze szczecińskich ustawek Tadeusza Przybylaka (M5) oraz Tomasza Maciasia (M4) z Opola, który też łydę ma nie od parady. Przypadek? Niech każdy sam sobie odpowie. Grupa trafiła się mega mocna i skora do walki. Od startu uformował się czteroosobowy pociąg, który już na pierwszym zakręcie zostawił resztę kolegów. Nie ma chyba sensu pisać o przebiegu całego wyścigu. Koledzy byli bardzo doświadczeni. Nie miałem żadnych obaw jadąc 40-45km/h 5-10cm za kołem Tadeusza czy Tomka (w swojej historii startów jechałem za paroma różnymi wycinako-fikołkami i bywało groźnie). Z wiekiem zwracam większą uwagę na bezpieczeństwo a tu było "perfekt". Dogoniliśmy wszystkich (przed nami była tylko jedna grupa) paru się doczepiło i dawało zmiany, część nie, gdzieś odpadł Daniel... No typowe historie na takich wyścigach. Gdzieś za drawskimi hopkami, kiedy jechaliśmy już w trójkę zwróciliśmy uwagę na świetny czas (100km w 2:40) i szansę na podium w Open. Tym samym nasza współpraca jeszcze bardziej się zacieśniła i kiedy ktoś słabł na podjazdach to zwalnialiśmy, czy dawało się odpocząć na kole kolegów dając krótszą zmianę. Na mecie był ostry finisz z wyprzedzaniem tirów pod prąd za podwójną ciągłą, wjeżdżaniem na gazetę przed samochody i wystające wysepki dla pieszych. Zgroza, w żyłach płynęła czysta adrenalina i tu przydało się doświadczenie jazdy rowerem do pracy (nigdzie nie ryzykowałem życia - bez obaw). Wygrałem...o 2 sekundy (pewnie na zdjęciach wyjdzie jaką miałem zarzyganą twarz w chwili sprintu do mety. :)) Oficjalny czas: 4:03:53 co daje I w Open i M3 (koledzy zwyciężyli w swoich kategoriach). Fajnie.
Po wszystkim medal na szyję i można w końcu usiąść, uspokoić puls oraz pomyśleć, że jednak Pętla Drawska to całkiem fajny maraton ;)
Aktualizacja
Meta z Ultimasport.pl:
Wyniki zwycięzców:
Reklama maratonu:
Z kolekcji Czesławy Kruczkowskiej na stronie orgów jeszcze siebie znalazłem (nasza trójka):
No mówiłam, prawie już był porządny cykloturysta, ale nie, musiał włączyć ten motorek na węglowodany i teraz ani fotek, ani info gdzie rozbić się z namiotem. Nie można na Tobie polegać. :D Tak po prawdzie to oczekiwałam takiego wyniku. ;) Wiem, że sporo przypadkowości w tych maratonach, ale wygrałeś w ub. roku, więc wiadomo było, że nie "wylosują" Cię do grupy kelnerskiej, zwłaszcza żeś ziomal z województwa. Tym większe gratulacje, bez zaufanych gregario musiałeś o wiele bardziej polegać na swojej głowie i nogach. :) W przyszłym roku pojedziesz chyba w teamie "Zbieram na Żyletki". :D
Grześ graty! Serio z przyjemnością się czyta jak Twoja konsekwencja w regularnej jeździe i pasja do dwóch kółek powoduje, że objeżdżasz wszystkich największych koksów i wygrywasz moim zdaniem... najbardziej prestiżową po OPEN kategorię czyli mocarne M3. P.S. 152km, avg speed 37 km/h, avg HR 145 - ja prdl....... :D:D:D
Dzięki wszystkim. :) Bobiko - segment z całej pętli jest: https://www.strava.com/segments/7427842?filter=overall Mateusz - o nie prawda - walczyłem o ten plastikowy pucharek do samego końca :) Treneiro Romano - kiedy jechałem to słyszałem w głowie Twoje uwagi jak jechać ;) Niesamowite, ale wczoraj wszystko się zazębiło i czułem, że nawet ten pieprzony wiatr jest ze mną. :) Rok wcześniej wykręciliśmy 4:00, ale w czwórkę i przy słabszym wietrze. Teraz 4:03 w trójkę. Ciekawe czy te 3 minuty "kosztował" nas brak czwartego zawodnika?
Czyli kolejny rok w tęczowej koszulce :) Miło się czyta, gdy wygrywa ktoś, kto się nie spina i nie napina, zaś rower traktuje jak przyjemność a nie smutny treningowy obowiązek! Pozdro Mistrzu i gratulacje!