Licheń - omajgod

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komentarze(5)
Czwarta całodniowa wycieczka w ramach przygotowań do BBt.
Tym razem dystans 370km postanowiłem pokonać do Bazyliki w Licheniu. Dlaczego tam? Bo w Koninie jest dobre połączenie PKP do domu. Reszta nieważna.
Po obraniu kierunku przygotowałem mapy do liczników i czekałem na datę wyjazdu.
Tak czekałem, że w piątek omal nie zapomniałem, że w nocy jadę. :) Samo przygotowanie i logistyka była taka sama jak do poprzedniej wycieczki.
Spałem godzinę. Wszystko miałem już naszykowane wcześniej i nawet wyjechałem 20 minut przed czasem czyli o 23:40 w piątek.
Koniec trasy miałem o 15 w Koninie (o 15:37 był pociąg). Teoretycznie dużo czasu (zaplanowane jak zwykle miałem 30 min. na śniadanie i godzinę przerwy na obiad) ale w praktyce różnie może być.
Jeszcze w samym mieście nastąpił pierwszy zgrzyt, bo ślad prowadził przez zamknięty na dniach most cłowy.

Kilka dni temu odpadł od niego element konstrukcji i cały most grozi (dokładnie jedno przęsło) złożeniem się. Na drodze postawiono barierki, zamknięto drogi, usypano z piasku wał...Ale i tak znalazł się baran co wszystko ominął i przejechał...I jeszcze zdjęcie zrobił...
Po tym ryzykownym manewrze nawet kierowcy wyprzedzający na gazetę nie byli już tacy straszni.
Noc minęła prawie spokojnie, bo za Choszcznem zjechałem z idealnie gładkiej i pustej 160tki by władować się na jakieś zapadłe i zapomniane przez drogowców i Boga wiochy. Nawet przejechałem przez las całkowicie piaszczystą drogą, kopiąc się w mokrym po ostatniej ulewie piasku...
Straciłem z godzinę (czyli odpoczynek na obiedzie poszedł właśnie w siną dal), trochę się nawkurzałem. Na szczęście dupsko uratowała mi dakota, bo na niej znalazłem drogę do Bierzwnika i dalej na 160.

O tu właśnie przenoszę rower przez powalone w lesie drzewo. A minutę wcześniej mówiłem sobie, że przejadę ten piach bez stawania...
O tej porze roku noce są bardzo krótkie, dobrze przed czwartą niebo zaczęło odcinać się od horyzontu. O 4 właściwie można było wyłączyć lampki. Do tego było ciepło ok 14-15 stopni. Tylko wiatr przeszkadzał. Wiał z zachodu, ale zmieniał kierunki, częściej był boczny.

Postoje jak zwykle co ok. 60km. Czyli co 2 godziny prostuję plecy, łażę i coś jem. Nawiasem mówiąc zabrałem do bagażnika 3 bułki, 4 żelki Aptonia a w kieszeń koszulki 200g mieszanki studenckiej. Bułkę zjadłem po 150km. Wcześniej tylko żelka i trochę bakalii. Skutek piątkowego obżarstwa w Mcdonie i gigantycznych lodów (8 gałek). No nie byłem głodny i już. :)

Po minięciu Choszczna które leży w pofałdowanej "dzielnicy" kraju wyjechałem na gigantyczny stół. Ciągle proste, wiochy i proste. W końcu podjazd...na most. :) Nawet zacząłem się zastanawiać czy jakiś szosowiec z tych okolic podejmuje się stravowych "climbing challenge" - chyba szybciej by je zrobił wnosząc rower po schodach. :)
W Czarnkowie (195km) przymusowy postój (oprócz sikustopów oczywiście) bo skończyła mi się woda w bidonach. Tego jeszcze nie było 1,5l wody starczyło mi na ponad 7 godzin jazdy. Bez problemu kupuję świeżą i jadę dalej.

Postoje zazwyczaj robiłem w takich miejscach. I tak z Lidla czy Biedry nie skorzystam, więc stawać mogę gdzie mi się podoba. Zresztą ta wycieczka różniła się od poprzedniej tym, że na niej miałem rozpiskę gdzie mam stawać i co jeść a teraz dosyć luźno się tego trzymałem.

Poprawiłem mocowanie liczników i lampki. Dakota 2 razy wypadała z uchwytu. Drogi nie były tak dobre jak do Gdańska, do niemieckich to już w ogóle. Oczywiście był też super asfalt, ale ilość słabego była bardzo zauważalna.

Po 10 niebo zaczynało się przejaśniać. Co się pokrywało z prognozą. Do końca dnia miało być coraz cieplej i słoneczniej. Na trasie mijałem kilka zadbanych kościółków, ten powyżej był najładniejszy, niestety nie wiem gdzie leży (i jak ma w środku, "zwiedzanie" trwało 10 sekund).

Gdzieś znowu pojawiła się wątpliwość o prawidłowo poprowadzonym śladzie, kiedy na skrzyżowaniu z krajówką zobaczyłem zakaz dla rowerów. Jednak dalej była całkiem fajna droga dla rowerów (ulica mocno zatłoczona), uff. Szkoda, że tylko kilka kilometrów. Zanim zdążyłem uruchomić kamerę zaczęła się kończyć i musiałem zrobić selfie. :)
Dalej już ulicą (od kolejnego skrzyżowania, więc na legalu).
Temperatura sięgała 25st. i mimo wiatru było mi gorąco. Nie chciałem robić dodatkowych postojów, ale skończyła mi się woda (tym razem po trzech godzinach) i zajechałem na stację.

Gniezno. 11 godz. (planowałem być o 10:30). Cholera spóźniony jestem, na tyle że zaczynam przeliczać czy nie spóźnię się na pociąg. Podstawowa różnica w wycieczkach po pętli a na przód - tu pół godziny obsuwy skutkuje koczowaniem na dworcu.
Samo Gniezno ładne, ale też z braku czasu nie zajechałem na pobliskie stare miasto. Cyknąłem fotę Chrobremu i kościołowi, zjadłem śniadanie i w dziwnych spojrzeniach turystów pognałem dalej...

Taki asfalt mocno spowalniał, nie dość że trzeba omijać dziury i uciekać przed samochodami to czasem wszystko się ze sobą "zgywa" i zaliczam "trzęsiawkę" całego roweru. To chyba był główny powód opóźnienia. Domyślnie miałem jechać 30-33, ale na odkrytych terenach nie zawsze się dało. Poza tym jakoś bardzo dokuczała mi samotność. Byłem znużony długimi nudnymi odcinkami i trochę przybity nocnymi przygodami. Nie czułem takiego podjarania jak do Gdańska. Licheń to nie moja bajka, no ale jak już wyjechałem to odwrotu nie ma. Mam się trzymać planu i być w Koninie o 15 (max o 15:15).

W Ślesinie trafiam na łuk triumfalny. Ju-huu! - na moją cześć. 350km w nogach. Zaraz Licheń. :)

Ostatni postój nad jeziorem Ślesińskim, na którym wyjadam już wszystko co miałem czyli żela i bułkę. Jest godzina 14, została mi godzina czasu i 26km do dworca, w tym przejazd przez miasto i chociaż rzut oka na Bazylikę. Stresik jest. :)

No i jest. Wiecie jak to się nazywa? Bazylika Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu Starym.
Powiem tak: rozmach robi wrażenie. To jest gigantyczny obiekt sakralny. Sama Bazylika to tylko część całego kompleksu. Obok są ogrody, domy pielgrzymów, sale konferencyjne... Full wypas. Pielgrzymów (głównie tych w podeszłym wieku) są całe autokary. Robię fotę na tyle daleko, żeby kamera mogła to objąć i gnam do Konina.
Co jeszcze mnie uderzyło to wrażenie, że Licheń żyje dzięki tej Bazylice. Nich tak i będzie, przynajmniej drogi równe. :)

I w końcu dojeżdżam. Jest godzina 14:58. Sprawdzam perony i kiedy już wszystko jest jasne że zdążyłem, to się nareszcie odprężam.
Na dworcu jem jakiegoś kurczaka od chińczyka i po 15 minutach mam pociąg. :)
Jak dobrze, że to Intercity. W porównaniu do TLK to jak jazda limuzyną do siedzenia na pace żuka. :) O 19 jestem na głównym w Szczecinie, skąd do domu zabiera mnie żonka.
I tyle. Pomęczyłem się, pospałem, podenerwowałem się, poznałem inne rejony, rozwiązałem napotkane problemy... Uznaję więc, że wycieczka się udała.
Następna taka w przyszłym miesiącu.

Komentarze (5)

Dzięki za uwagę.
@Jerzy - żałuję, że nie miałem więcej czasu na objazd Gniezna, starówka na pewno jest ładna.
@Adam - woda to "podstawowe" pożywienie. Najprostsza do uzupełnienia gdziekolwiek. Wszelkie minerały mam w żelu, a jak go zabraknie to zjem banana, pomidora czy jabłko. Poza tym wodą z bidonu można się umyć. :)
@Piotr - specyfika mojej pracy wymaga dużej organizacji i działania wg planu, inaczej klienci by mnie zjedli. To chyba nawyk. :)
@bobiko - spotkałem jednego szosowca obok kopalni odkrywkowej. Nawet pozdrowiliśmy się. Może był z Twoich rejonów? Chyba na Wilierze jechał. :)

James77 08:16 poniedziałek, 20 czerwca 2016

Trzeba było dać znać, to byś miał towarzystwo przynajmniek kilku szosowców z okolic Gniezna i Wrześni ;-)

Szacunek!

bobiko 07:26 poniedziałek, 20 czerwca 2016

Podziwiam niezmiennie Twoja perfekcyjną organizacje i planowanie wyjazdów, oraz chłodną głowę (ale to wynika z tego, że doskonale znasz swoje możliwości). Gdyby mi przyszło być 40 min przed pociagiem 300 km od domu, to miałbym pieluche z przodu żółtą, a z tyłu brązową ;-)

leszczyk 06:34 poniedziałek, 20 czerwca 2016

Na takich dystansach lecisz tylko na samej wodzie? Szacun za kolejny morderczy dystans, jak się czyta te relacje to mam wrażenie, że to całkiem przyjemne przeżycie hahaha.

maccacus 20:48 niedziela, 19 czerwca 2016

Witam ,fajne fotki i super wycieczka ...pozdrowienia z Gniezna

jerzyp1956 19:28 niedziela, 19 czerwca 2016
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa edyni

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]