Moja majówka
Prognozy były niepewne, ale czas miałem tylko dzisiaj więc trochę zaryzykowałem.
Wiatr był zachodni, więc trasę zaplanowałem w kierunkach N-S.
Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do kieszonek koszulki i po 10 ruszyłem.
Jazda na południe mijała mi wśród takich widoków:
pola niemeckie© James77
Chciałem unikać głównych tras, więc jak się dało to zbaczałem z nich i jechałem według mojej prowizorycznej, świeżo drukowanej mapy.
Skuteczność jej szybko się potwierdziła, kiedy dojechałem do wiochy, do której nie spotkałem żadnego znaku.
zapomniana wioska Nadrensee© James77
Dalej mapa ze szlakiem, którym pewnie kiedyś pojadę:
kamienna mapa© James77
Na całej długości trasy w zasięgu wzroku były liczne elektrownie wiatrowe. Widać, że Niemcy mocno w nie inwestują.
wiatrowa farma© James77
Pod jeden dało się trochę podejść:
elektryczny wiatrak© James77
Trasa do Schwedt jest płaska jak stół:
do Schwedt© James77
Szkoda, że nie ma nawet jednego wzniesienia, na które można by wjechać i pooglądać okolice.
Tak mijały mi kolejne wioski, aż dojechałem do krzyżówki przed samym Schwedt.
prawie Schwedt© James77
Tu robię zwrot na północ i wracam do Locknitz.
Mijane wioski są na prawdę urocze i mimo, że później zaczęły mi się zlewać bo jednak są dosyć podobne to miło się je oglądało.
Blumenhagen wita© James77
albo taki widok:
kolejna wioska© James77
Niemcy, również sieją rzepak, aż do znudzenia. Przed Kunow trafiłem na uprawy sięgające prawie do horyzontu (daleko był las), z obu stron jezdni.
rzepak po horyzont© James77
Stwierdzam stanowczo, że ten widok już mnie nie rusza, rzepaku mam po dziurki w nosie. Czekam aż zboże wyrośnie :)
Zapewne jadąc przez tyle wiosek powinno się trzasnąć fotkę jakiemuś kościółkowi z XV czy XVI wieku, ale te kościoły -moim zdaniem- są wszystkie takie same i każdy jeżdżący trochę po niemieckich drogach takie spotykał.
Trafiłem na jakiś większy, ale się w kadrze nie zmieścił więc fota ta przedstawia kierunkowskaz ;)
kierunek do wyboru© James77
Po odpoczynku, jadę do Grunz. Z pewnym niepokojem obserwuję kończące się napoje, zostaje mi również jeden baton i kilka żelków. Zaczynam reglamentować sobie picie niczym rozbitek na tratwie :)
Siada też samopoczucie, bo jako lotny finisz ustaliłem sobie Locknitz, a do niego jeszcze w ch... yyy daleko :)
Prawdziwy kryzys nadchodzi przed Randowtal, kiedy mijam węzeł autostrady. Droga prowadzi długim podjazdem w dodatku z wmordewindem. Styrałem się strasznie, pociągnąłem z 5 racji picia, 3 żelki i próbuję przetrwać, nie stawając aby się nie wychłodzić.
W końcu dojeżdżam do większej mieściny - Brussow.
uliczka w Brussow© James77
Inna zabudowa, więcej ulic i nawet mały rynek jest:
mały rynek w Brussow© James77
Odpoczywając studiuję mapę - Locknitz jest już na prawdę blisko. Sięgam po rezerwy (głównie psychiczne) i cisnę mocniej. Jadę fajną ścieżką rowerową, która później się kończy, ale jadę z wiatrem więc 4 jest stale na liczniku.
Po niedługim czasie jest! Wyczekane miasto, jeszcze dojazd do "kota" i obiecany popas ;)
postój w Locknitz© James77
Wcinam ostatni baton, zostawiam sobie 3 łyki w bidonie i 2 żelki. Tu miałem zadecydować, czy jadę już prosto do domu, czy...
Wpadłem na genialny plan, aby spróbować po takim dystansie podjechać Miodową :)
Trasa znana, wiatr sprzyjający... może się udać ;)
Pojechałem aż do Dobieszczyna, dawno przekraczając granicę nie czułem takiej ulgi :)
Tu kolejny odpoczynek, po którym w bidonie został jeden łyk - na zdobycie Miodowej ;)
odpoczynek na granicy© James77
No musiałem:
miszczu na oparach© James77
:D
W dobrym humorze pognałem na Głębokie.
W Tanowie nie wytrzymuję i staję aby kupić trochę wody, izotonika i banana.
Wypijam prawie całą butelkę, wcinam banana po czym z nowymi siłami ruszam dalej.
W końcu nadchodzi - podjazd prawdy, po 150km, rozpędzam się do 30 i próbuję jak najdłużej jechać w kadencji 80. Prędkość spada do 25, ale niżej już nie i tak dojeżdżam do Gubałówki. :) Nie było tak źle, zjadam w nagrodę ostatniego żelka i zjeżdżam na dół i dalej przez Dobrą do domu.
Trasa:
Wniosek mam taki, że 170km nie przejadę z 1,5l płynów. Muszę po drodze gdzieś zatankować. Nie lubię wozić plecaka (mam w nim bukłak), a kieszonki były pełne, więc jednak będę z bufetów na maratonie korzystał.
całkowity czas: 7:11
czas jazdy: 6:16
kalorii niby 8000 - ale forerunner znacznie zawyża, ludzie na forum biegowym szacują, że 40% trzeba obcinać - wychodzi więc że spaliłem 5000. Nieźle.