szybka 100 przed obiadem
Niedziela, 15 lipca 2012
· Komentarze(4)
Kategoria 100-200km, jazda treningowa, wycieczka
Ranek zapowiadał się fajny do jazdy: 17st, słaby wiatr, brak deszczu i nawet "lekkie" słońce.
Wyguglałem sobie pętlę 100km, wgrałem do licznika i postanowiłem to przejechać z zakładanym czasie max. 3godz. Trasa nieznana (80%), była okazja wreszcie skorzystać z nawigacji rowerowej.
W sobotę naoglądałem się jeszcze TdF i TdP, byłem więc pozytywnie nastawiony.
Przed jazdą jeszcze korekcja wysokości siodełka; 0,5cm w górę (wypatrzyłem to właśnie u zawodowców), bidon, baton, radyjko i o 8:05 pognałem.
Jazda z mapą przed nosem jest bardzo fajna, niestety mój licznik miewa ostatnio fochy i przy przełączaniu ekranów się wyłącza, więc całą pętlę przejechałem bez informacji o tętnie, prędkości i innych parametrach. Jechałem na radio. W sumie też dobrze, bo słucham wtedy organizmu i bardziej zwracam uwagę na to co się ze mną dzieje.
Jeżeli mam jechać za tydzień 500/24 to i tak akku starczy na max. 14h, reszta będzie na wyczucie...
Wracając, już za Locknitz skręciłem nie tam gdzie trzeba i straciłem 2-3min na powrót, chwile później spotkałem Roberta, pogadaliśmy chwilę (dokładnie 8 min., które odjąłem z całkowitego czasu wycieczki).
Pozycja na rowerze już bliska ideałowi, kolana nie bolą, problem mam tylko ze zbyt długim mostkiem, bo czułem zbyt duży ból w krzyżu na tak krótką jazdę...
Parę zdjęć niemieckich wioch, które mi się ciągle bardzo podobają:
oraz drobny lansik:
Parametry i ślad (widać, gdzie wyłączył się licznik):
Sam ślad, który się jednak zachował a gpsies go odczytał (ale czas jest inny):
Wiem, że wykręcę lepszy czas, trasa fajna i na pewną ją jeszcze pojadę.
Wyguglałem sobie pętlę 100km, wgrałem do licznika i postanowiłem to przejechać z zakładanym czasie max. 3godz. Trasa nieznana (80%), była okazja wreszcie skorzystać z nawigacji rowerowej.
W sobotę naoglądałem się jeszcze TdF i TdP, byłem więc pozytywnie nastawiony.
Przed jazdą jeszcze korekcja wysokości siodełka; 0,5cm w górę (wypatrzyłem to właśnie u zawodowców), bidon, baton, radyjko i o 8:05 pognałem.
Jazda z mapą przed nosem jest bardzo fajna, niestety mój licznik miewa ostatnio fochy i przy przełączaniu ekranów się wyłącza, więc całą pętlę przejechałem bez informacji o tętnie, prędkości i innych parametrach. Jechałem na radio. W sumie też dobrze, bo słucham wtedy organizmu i bardziej zwracam uwagę na to co się ze mną dzieje.
Jeżeli mam jechać za tydzień 500/24 to i tak akku starczy na max. 14h, reszta będzie na wyczucie...
Wracając, już za Locknitz skręciłem nie tam gdzie trzeba i straciłem 2-3min na powrót, chwile później spotkałem Roberta, pogadaliśmy chwilę (dokładnie 8 min., które odjąłem z całkowitego czasu wycieczki).
Pozycja na rowerze już bliska ideałowi, kolana nie bolą, problem mam tylko ze zbyt długim mostkiem, bo czułem zbyt duży ból w krzyżu na tak krótką jazdę...
Parę zdjęć niemieckich wioch, które mi się ciągle bardzo podobają:
niemiecka wioska© James77
niemiecka wiocha© James77
niemiecka wioska© James77
oraz drobny lansik:
w tle kościół w Brussow© James77
zostawić wszystko...© James77
Parametry i ślad (widać, gdzie wyłączył się licznik):
Sam ślad, który się jednak zachował a gpsies go odczytał (ale czas jest inny):
Wiem, że wykręcę lepszy czas, trasa fajna i na pewną ją jeszcze pojadę.