VII Maraton dookoła Miedwia 2012
Należę do nich i ja, bo mimo, że mtb to nie jest, ale tylko na takim rowerze da się go szybko przejechać, to trasa jest fajna i b. szybka.
Nawierzchnie od asfaltowych (b. dobrych i dziurawych), przez płyty, szuter, żwir, piach no i różne rodzaje bruku... Do tego sporo kałuż, których nie da się ominąć...
Tegoroczny maraton przebiegł w 99% po mojej myśli (o tym 1% później).
To już mój trzeci start, znałem trasę, warunki oraz specyfikę jazdy w (bardzo) dużej grupie rowerzystów.
Do maratonu przystąpiłem wypoczęty, ze "świeżą" nogą i nastawiony na walkę - chciałem być w pierwszej dziesiątce M3.
Trzydziestolatków startowało... 280, najliczniejsza grupa. Ważnym więc było zajęcie właściwej pozycji startowej...
Udało się ustawić w drugim rzędzie, co automatycznie ułatwiało wyścig. Pozostało utrzymać pozycję i zaatakować na końcu...
Po starcie mimo odcięcia 260 osób okazało się, że wcale nie było łatwiej. Jechaliśmy odcinkiem asfaltowym po 37-40 zbici ciasno w kupie, co chwilę ktoś krzyczał "uwaga", słuchać było otarcia opon, ktoś mnie popychał, zajeżdżał drogę, dotykałem ramieniem kolegę... Było niebezpiecznie i nerwowo. Skutkiem czego na polnym odcinku (bruk) doszło do dużej kraksy przede mną i brakowało dosłownie milimetrów abym był kolejnym kolesiem na kupie innych (chyba z 7 się położyło).
Wypadków były jeszcze 3 i za każdym razem dzieliły mnie centymetry od wjechania komuś na rower, albo zakończeniem jazdy spektakularnym OTB. Na odcinku z płyt byłem chłostany przez pobliskie krzaczory, jakaś osa czy coś wbiła mi się w ramię i jechałem z rwaniem w mięśniu (wieczorem wyszedł bąbel).
Najfajniejsze były kałuże, jadąc w grupie nie sposób ich ominąć, więc rower i ja byłem całkowicie pokryty zaschniętym błotem. Napęd rzęził, ale do końca dał radę.
Udało się nie wywrócić i ciągle jechać na czele grupy. Na początku było nas ok 30 osób, by na finiszu grupka stopniała do 10...
Stale pilnowałem Adriana Trycha, który był faworytem (zwyciężył ubiegłoroczny maraton), jak zauważyłem robili chyba tak wszyscy ;)
Najbardziej zadowolony jestem z finiszu, który zasługuje na upamiętnienie (dla mnie).
Końcówka trasy przebiega przez leśny odcinek by na ostatnich 500 metrach biec już wybrukowaną promenadą do mety. Wyjeżdżając z lasu było nas 10-11 osób, ja na końcu (puls wysoki). Z powodu oblepionego napędu biegi nie pewne, grupa zaczyna finiszować, ja nie chcę stracić koła, cisnę co sił...
Jedziemy już sporo brukiem, a ja dalej gonię ostatniego w grupce. Wspinam się na wyżyny swoich umiejętności i... kosmicznie przyspieszam...
Wyprzedzam prawie wszystkich i na kole pierwszego wpadam na metę... :) (wg. licznika miałem 52km/h w co nie wierzę).
Na najbliższym trawniku padam na ziemię i ciężko dysząc dochodzę do siebie...
Po złapaniu oddechu zdaję sobie sprawę z ogromnego wysiłku. Ostania minuta była najtrudniejsza, najcięższa z całego wyścigu.
I z niej jestem najbardziej dumny, to zapamiętam z tego maratonu.
Teraz ten 1% - otóż dosyć szybko zawinąłem się do domu, nie czekając na losowanie, nawet nie jedząc posiłku regeneracyjnego...
Już w domu dowiedziałem się od Roberta, że mega burza spowodowała obsunięcia czasowe i kłopoty z wynikami. O 17 udało mi się je znaleźć w necie i... oczom nie wierzę ale mnie nie było!
Nie jechałem, to wszystko co napisałem to mój wymysł.
Wsiadam w samochód i po 45min. jestem ponownie, gnam do orgów, tam dostaję maila do gościa z poleceniem opisu zdarzenia...
Więc koledzy (i koleżanki) w zależności od rozwoju sytuacji: albo mam bujną wyobraźnię, albo chip nawalił (albo jeszcze coś innego).
Dołączam jeszcze sprokurowany ślad (licznik zatrzymany sporo za metą):
I obrobiona w fotoszopie fota, jaką zrobiłem czekając na start:
przed startem© James77
Gdzieś na trasie:
Maraton dookoła Miedwia© James77
A że finisz był ostry to widać po twarzach:
maraton dookoła Miedwia© James77
Film kolegi Jaszka
Jestem od 1 do 13s ;)
p.s. czas z garmina szacuję na 1:42:31 - 1:42:50, co plasuje mnie w pierwszej 10... open
Przyjechałem przed Adrianem Trychem, na kole gościa w lajkrach Turowskiego.
p.s.2. Prowadzącym był Adam Probosz - znany z komentowania kolarstwa w Eurosporcie. Sympatyczny gość. Wielki plus dla organizatorów!
Howgh
idę na piwo