Balonik...
Niedziela, 6 stycznia 2013
· Komentarze(0)
...z Mierzyna.
Tak mi się skojarzył ślad dzisiejszej trasy. :)
Chciałem sprawdzić, czy to co wypisuję o pewnych niemieckich drogach nie jest bzdurą... Stąd tytułowy balonik między Hintersee a Ahlbeck.
Pogoda pod psem, akurat idealna na sprawdzenie nowych butów...
Przed jazdą jeszcze szybkie ustawienie bloków, banan w kieszeń i jazda.
Późno wyjechałem i do tego jeszcze przed obiadem. Ale, że mam wspaniałą żonkę, która wciąż próbuje zrozumieć moje odchyły rowerowe to udało się wynegocjować późniejszą porę (z NIE przekraczalnym terminem - 17:00) posiłku. :)
Założony dystans nie pozwalał na obijanie się, więc od pierwszych metrów zdecydowanie ruszyłem...
Na chwilę zatrzymałem się na drodze za Stolcem:
Mimo, że z kolanami wszystko było ok, to jeszcze nie byłem pewien czy trafiłem z blokami. Pochodziłem sobie chwilę... i dalej cisnę.
Wiatr dzisiaj wiał w północy, co oznaczało połowę trasy z wmordewindem, ale za to drugą połowę już z niewielką pomocą...
Po chwili dojeżdżam do pierwszego celu wycieczki wioski Hintersee:
Jak widać, droga zamknięta, ale asfalt jest i można nim jechać...
...dotąd:
czyli końca wioski :/, no cóż pomyliłem się, na szosę jeszcze za wcześnie (chociaż znam takich co tędy jeżdżą ;))
Dalej już zwyczajnie: szutrem. Na szczęście do Ludwigshof było tylko 3km, więc chwila.
Tu, przystanek na posiłek, który uratował mi życie. Byłem trochę zmęczony, a do obiadu jeszcze daleko :)
Dalej już asfaltem i z wiatrem w plecy, który pozwalał jechać 30 na tych kołach (opony wyły jak wściekłe bąki :)
W Dobieszczynie jeszcze dokumentalna fota prac budowlanych nowej drogi do Nowego Warpna:
To była druga godzina jazdy, zaczynam odczuwać wyziębienie palców nóg, ale bez strachu. Gorzej, że wyraźnie zaczyna kończyć się światło, a lampki przezornie nie wziąłem.
Nic to, ślę żonce smsa, że za godzinę wpada głodomor i dalej w drogę...
W Dobrej jadę już po zmroku. Dobrze, że miałem żarówiastą kurtkę, to trochę mi pomagała...
W domu jestem trochę przed czasem. Stopy suche ale... palce zesztywniałe. Nie było to jednak odmrożenie, raczej mocne wyziębienie. I to tylko palców, a nie stopy (miałem tylko grubsze skarpety, bez ochraniaczy). Chyba też za mocno ścisnąłem paski, bo odbiły się na stopie, a to jednak zaburza krążenie...
Generalnie buty ok, na te 3-5 stopni da się jechać 3 godziny bez specjalnych ubiorów. Jeżeli dodam grube narciarskie skarpety i grubaśne neopreny powinno być jeszcze lepiej...
A z blokami chyba trafiłem idealnie, bo tym razem kolana już nie bolały...
Balonik:
p.s.1 rano 35min biegania (z żonką)
p.s.2 waga: 80,6kg, tłuszcz 12,3% - nieźle, ale chyba rano nie powinienem już jeść pączków z colą ;)
Tak mi się skojarzył ślad dzisiejszej trasy. :)
Chciałem sprawdzić, czy to co wypisuję o pewnych niemieckich drogach nie jest bzdurą... Stąd tytułowy balonik między Hintersee a Ahlbeck.
Pogoda pod psem, akurat idealna na sprawdzenie nowych butów...
Przed jazdą jeszcze szybkie ustawienie bloków, banan w kieszeń i jazda.
Późno wyjechałem i do tego jeszcze przed obiadem. Ale, że mam wspaniałą żonkę, która wciąż próbuje zrozumieć moje odchyły rowerowe to udało się wynegocjować późniejszą porę (z NIE przekraczalnym terminem - 17:00) posiłku. :)
Założony dystans nie pozwalał na obijanie się, więc od pierwszych metrów zdecydowanie ruszyłem...
Na chwilę zatrzymałem się na drodze za Stolcem:
Za Stolcem a do Dobieszczyna© James77
Mimo, że z kolanami wszystko było ok, to jeszcze nie byłem pewien czy trafiłem z blokami. Pochodziłem sobie chwilę... i dalej cisnę.
Wiatr dzisiaj wiał w północy, co oznaczało połowę trasy z wmordewindem, ale za to drugą połowę już z niewielką pomocą...
Po chwili dojeżdżam do pierwszego celu wycieczki wioski Hintersee:
asfaltowe Hintersee© James77
Jak widać, droga zamknięta, ale asfalt jest i można nim jechać...
...dotąd:
koniec© James77
czyli końca wioski :/, no cóż pomyliłem się, na szosę jeszcze za wcześnie (chociaż znam takich co tędy jeżdżą ;))
Dalej już zwyczajnie: szutrem. Na szczęście do Ludwigshof było tylko 3km, więc chwila.
Tu, przystanek na posiłek, który uratował mi życie. Byłem trochę zmęczony, a do obiadu jeszcze daleko :)
posiłek© James77
Dalej już asfaltem i z wiatrem w plecy, który pozwalał jechać 30 na tych kołach (opony wyły jak wściekłe bąki :)
W Dobieszczynie jeszcze dokumentalna fota prac budowlanych nowej drogi do Nowego Warpna:
droga do Nowego Warpna© James77
To była druga godzina jazdy, zaczynam odczuwać wyziębienie palców nóg, ale bez strachu. Gorzej, że wyraźnie zaczyna kończyć się światło, a lampki przezornie nie wziąłem.
Nic to, ślę żonce smsa, że za godzinę wpada głodomor i dalej w drogę...
W Dobrej jadę już po zmroku. Dobrze, że miałem żarówiastą kurtkę, to trochę mi pomagała...
W domu jestem trochę przed czasem. Stopy suche ale... palce zesztywniałe. Nie było to jednak odmrożenie, raczej mocne wyziębienie. I to tylko palców, a nie stopy (miałem tylko grubsze skarpety, bez ochraniaczy). Chyba też za mocno ścisnąłem paski, bo odbiły się na stopie, a to jednak zaburza krążenie...
Generalnie buty ok, na te 3-5 stopni da się jechać 3 godziny bez specjalnych ubiorów. Jeżeli dodam grube narciarskie skarpety i grubaśne neopreny powinno być jeszcze lepiej...
A z blokami chyba trafiłem idealnie, bo tym razem kolana już nie bolały...
Balonik:
p.s.1 rano 35min biegania (z żonką)
p.s.2 waga: 80,6kg, tłuszcz 12,3% - nieźle, ale chyba rano nie powinienem już jeść pączków z colą ;)