ból, pot, radość - Zieleniec 2013
Ból - czyli podjazd pod Porębę. 5,5km wspinaczki, z czego ostatnie 1,5km z nachyleniem powyżej 10% (krótkie odcinki z 12%, 15% i nawet 20%). Kilka innych niespotykanych o takiej długości podjazdów również dawały mięśniom popalić.
Pot - lał się gęsto. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą, właściwie upał, były słoneczne odcinki, na których powietrze "stało" i był niezły zaduch (np. Poręba). Trzeba było bardzo rozsądnie dysponować wodą.
Radość - nooo, była wszędzie. Mój pierwszy prawdziwie górski wyścig szosowy, wszystko nowe, moc wrażeń. Cieszyłem się z zaliczenia podjazdów, wyprzedzania na nich kolarzy, mega szybkich zjazdach (i również dochodzenia innych). No i oczywiście z ukończenia wyścigu.
Jak dla mnie, jeden z lepiej zorganizowanych maratonów. Bardzo dobre oznaczenia trasy (miałem tylko jedną wątpliwość, ale tylko chwilę) również oznaczenia na zjazdach o serpentynach - bardzo ważna informacja (wręcz - życiowa), zabezpieczenia skrzyżowań - pewne i jasne, dobre bufety (w optymalnych dwóch miejscach) z wodą, bananami i arbuzami. Na mecie jeden posiłek regeneracyjny ale wszystkie dodatki do oporu... Zdażały się odcinki dla mtb i sprzęt dostawał w dupę, ale ostrożnie dało sie przejechać. Meta - fajne miejsce, a prowadzący to "spoko koleś" widać zaangażowanie i radochę z tego co robi :)
Wyniki:
M3S 15/34
Open 45/151
Graty dla kolegów: Mateusz jechał jak po złoto, Robert podobnie do mnie (jesteśmy obok siebie w wynikach).
Był to też mój pierwszy tak daleki wypad na maraton. Cała zabawa zajęła 3 dni (dzień urlopu), przejechaliśmy samochodem 1200km (przez Niemcy), wypiliśmy morze izotoników i ogólnie było "w dechę" :D
Ekipa w górach© James77
p.s. a, no i 10km przed metą złapałem gumę (5-ta na tej oponie w tym roku) :/