Prognozy znowu zapowiadają porę deszczową. Dzisiaj został mi ostatni dzień na atak testowych odcinków. 10st rano, pozwala już nie myśleć o chłodzie. I tak jeżdżę w zimowych nogawkach i rękawkach i dodatkowej warstwie pod koszulką (kurna - maj). Ataki fajnie się udały, mimo że przejechane w lekkim deszczu.
Jest jeszcze kilka rzeczy do poprawienia, jednak na fullu wyżej w rankingach nie podskoczę.
Wieczorem - powrót na wieś - w tempie relaksacyjnym (też ma swój urok :)).
Wszędzie odcinki kontrolne, nic tylko grzać ile wlezie. Jak mi się znudzi Bikestats to przejdę na Stravę i będę kolekcjonował puchary :D
ps. początek śladu uszkodzony (nałożyły się dwa i śmierć baterii) 44km w 1:26
ps2. Wieczorem na ścieżce rowerowej przyp*#(łem w rolkarza, który jechał slalomem...tyłem. Mam nadzieję , że róg kierownicy będzie czuł równie długo jak ja obity bark. Lampka przeżyła. ;-)
Plan motywacyjny na maj: zmniejszyć otłuszczenie o 1% (to wcale nie tak łatwo) Waga na początku miesiąca: 80kg i 13,3% tłuszczu.
Wracam do biegania (z żonką), chcę mieć również na 31go maja 6k ukręconych km w nogach.
Tymczasem dzisiaj rano jechałem w zimowym zestawie bo było ledwo 4st. Ranna (krótsza) pętla - 44km w 1:30
Ps. Wieczorem miałem mały Unfall z rowerzystką, która zajechala mi drogę. Upadłem i zdobyłem nowe szlify na łokciu oraz pożegnałem się z tylną lampką (szósta w ciągu trzech lat). Może zrobię taki czelendż na stravie?
Ustawka, która prawie się nie odbyła. Plan miałem na 200km, zapodałem, zareklamowałem i czekałem... Do 8:00 (godz. odjazdu) był czas na zjechanie. Równo o 8:01 kierownik wycieczki ogłosił reszcie grupy, że pora wsiadać na swoje maszyny i trzasnąć fajną dwusetkę.
Nikt nie miał nic przeciwko, więc odpalam ślad i jedziemy! Oczywiście kierunek Niemcy, nowe trasy, a jeszcze lepiej aby odkryte tereny przyniosły fajne asfalty, do których warto będzie wrócić.
Bajeczne drogi. Dlaczego nikt po nich nie jeździ? Może Niemcy robią takie drogi jako minimum w ogóle budowania ulicy? Równo i...wietrznie :) Raz na parę minut mija mnie jakiś Volkswagen czy inne BMW (ale nie takie trupy jakie w Polsce jeżdżą).
Nie wiem, czy w naszym kraju rolnicy też sieją rzepak na potęgę, ale Niemcy robią to do oporu. Rzepak często był po horyzont. A w nim elektrownie wiatrowe oczywiście.
Asfalt znośny. Dalej minimalny ruch. Wiatr lekko w mordę ale i tak ponad 30 lecę... Dawno minęła pierwsza setka. Z bidonu ubyło...zaledwie połowa zawartości. Baaardzo oszczędnie racjonuję picie, ale sikustopy robię więc nie jest źle. W całkiem fajnym mieście Woldegk następuje zmiana trasy, bo ślad zaczął prowadzić po drodze gruntowej takie nawet Niemcy nie asfaltują. Pojechałem krajówką nr 104 w kierunku następnego miejsca na popas - Strasburga. Na garminie widzę, że pierwotna droga prowadzi równolegle do krajówki w odległości ok. 500-800m. Na pierwszym zjeździe w jej kierunku skręcam bo widzę, że dobry afsfalt i przez las dochodzę do tego co wyznaczyłem siedząc przed kompem 2 dni wcześniej (ach ta technika!)
W bidonach już prawie pusto (jakoś tak mam, że na początku prawie nic, a później to ciągnę równo). Wszystkie zapasy zjedzone. Odkrytych mnóstwo fajnych tras. Coś tam nowego zobaczyłem. Kondycyjnie przejechałem to bez żadnego problemu. Jedynie wkładka obtarła mi uda (dziwne, bo po 300km nie miałem takich problemów). Wiatr w sumie nie przeszkadzał, dało się jechać "pod" 33 a "z" 38. Wszystko przejechałem na jednym biegu - bez dokręcania na zjazdach. Przełożenie tak dobrałem, żeby jechać z kadencją 100 i tętnem 130-140. Ostanie 2 godziny to był bardziej sprint bo sobie wymyśliłem, żeby być o 15:00 w domu (byłem 15min. po).
Do dystansu doliczam dojazd na start 10km i czas 20min.
To znaczy da się ale tylko metr, później rower staje a Ty lecisz dalej (kask się wtedy bardzo przydaje)...
Cóż, ustawka z Głębokim tym razem mi wyszła bokiem. Do kraksy było bardzo fajnie, lekko, ostro, walka o miejsce, gaz na maksa, pod wiatr było 50. W końcu na wąskiej drodze ktoś przede mną ostro zahamował a mi zostało przy 45km/h odbicie w pole.
Sprzęt trochę ucierpiał (koło do centrowania i wymiana szprychy), twarz porysowałem... Ale to pikuś w porównaniu do Daniela z poprzedniej ustawki.
Dzięki chłopaki, że zatrzymaliście się i wróciliście ze mną. Jednak to zawsze jakiś szok jest, mimo że każdy gada ze nic mu nie jest.