Luźne kręcenie do pracy. Bez jakiejś werwy, ale nie leniwie. ;)
Pod lasem spotkałem sarny na drodze. Stały na tyle długo, że już sięgałem po hamulce, ale wystarczyło krzyknąć polskie słowo znane na całym świecie i sobie poszły. :)
Po paru krótkich dystansach pora na łikendowy trip. 12km starej, zbieganej pętelki. Lubię jak po bieganiu mam napięty brzuch, po rowerze tak się nie robi. ;)
5 rano wyglądam przez okno: O! Widzę latarnię i kwiatki na parapecie. :) Widoczność dalej niż 3 metry...dobrze Oglądam krzaki szukając ruchu...Nic, czyli nie wieje...bardzo dobrze... Człapię do termometru...2st...na plusie...ooo, super. :) Tyle emocji w ciągu minuty, że już kawy nie potrzebowałem. Ubrałem się i pognałem w ciemność...
Najlepszą rzeczą, którą mogę zrobić dla nóg po bieganiu to wsiąść na rower i pojechać do pracy. Mgła bije rekordy gęstości. Dzisiaj nie widziałem drugiego brzegu Odry. Okulary są bezużyteczne, zastępuje je buff naciągnięty na nos. Chucham sobie, jadę...i płaczę. :)
Nic nie widać. Jechać w takim mleku to trochę ryzykowne, a jeszcze po ciemku na lampach to już ociera się o hardkor. Za każdym razem, kiedy nadjeżdżał samochód bacznie obserwowałem, kiedy snop światła zjedzie na drugi pas... Ja widać po wpisie, wszystkie zjechały. :)
Staty październikowe: waga: 86 (+6 do wagi startowej, +3 od poprzedniego pomiaru), tłuszczyk 14,6 - również w górę. Wpadłem w pułapkę żarcia wszystkiego co mam w zasięgu ręki. Myślałem że skoro spalam dziennie 1000-1500kcal rowerem i bieganiem mogę jeść co chcę i ile chcę. Jak widać to nieprawda. Dobrze, że zima przed nami. :) $: 340 (kurtka, serwis, wpisowe BBt)/6190