Kolejna droga dla rowerów powstaje między niemieckimi wsiami. Moim zdaniem najlepsza znana mi asfaltowa droga w naszym kraju nie równa się temu po czym dzisiaj jechałem. Można jechać na samych felgach. :)
Pobiegane. Znalazłem w szafie nowe spodenki biegowe. Obciski, całkiem wygodne. Szkoda tylko, że kupione kiedy byłem w rozmiarze XL. Wyglądam w nich jakbym dostał je po większym bracie. O 6 rano sąsiady (i sąsiadki) jeszcze śpio, więc muza w ucho, okular na nos i pobieglim. :)
Miało być lekkie turlanie, ale nie mogłem sobie odpuścić tej świetnej pogody. Po wczorajszym "wyssaniu" energii z organizmu myślałem, że nie będę miał siły do mocniejszej jazdy, ale niedzielny obiad napełnił bak i dzisiaj chciało się jechać. :)
Niedziela to...wyciągamy szosy, uprane obciski i jedziemy na swoją rundę. :) Ja dzisiaj zrobiłem inaczej; jako przygotowanie do lipcowego triathlonu pojechałem 50km (na zawodach będzie 40km) i i pobiegłem 20km (wymagane 10). Wyszło super (nie umierałem, więc satysfakcja ogromna). Dodatkowo w końcu zamontowałem nową kierę, która od Mikołaja leżała na szafie. Teraz mam o 240 gramów lżejszy rower. :) Mało? Pół bidonu, pół bochenka, kilka batonów lub wielki banan... W dodatku kierownica ma spłaszczenie w górnym chwycie, co z podwójną owijką robi całkiem fajne oparcie na długie dystanse.
Dobra. Część wysiłkowa opisana, a teraz najważniejsze. Tydzień temu skończyłem jakąś tam dietę. Wyniki były bardzo zadowalające, ale trochę doskwierały mi te ciągłe odmawiania sobie przyjemności. W tym tygodniu było luźniej, więc z pewną obawą stawałem w niedzielę na wadze. I tak: waga: 79,5kg tłuszcz: 12,7% Czyli nadal waga spada. :)
Zapisane ślady: Część rowerowa:Część biegowa: Nie mogę zebrać się, aby połazić na basen. W czerwcu ostateczny termin.
No jak o 6 rano mam 8 stopni, to już jest lato. W kąt poszły zimowe eSPeDy, neopreny, grube nogawki, termo... Nawet buffa nie wziąłem. Lżejsze ubranie to i kręcić się chce. Od razu średnia skoczyła z 27 na 31. Czysta przyjemność. :)
Korzystając z wolnego dnia od pracy pojechałem sobie posłuchać szumu fal Bałtyku. Chwilę posiedziałem, zjadłem drożdżówkę, zrobiłem fotę na Insta/Stravę/Bsa/dla Trenerki i potoczyłem się tą samą trasą do domu.
W kadr wchodzi mi niemiecki emerytowany pociąg z kijakmi. Nie chciało mi się czekać, aż ten się przetoczy na drugą stronę, jakiś tłok był dzisiaj. Zjadłem: 6 przeterminowanych o pół roku galaretek Aptonia i 2 równie stare batony Powerbar, 2 drożdżówki (ze sklepu na miejscu). Wypiłem 3 litry wody.