Skróciłem trasę, dzięki czemu nie stresowałem się widząc na liczniku zaledwie 25km/h. Do pracy przyjechałem przed czasem, akurat na otrzepanie się z błota.
PS. Powrót przez miasto - 3:1 uprzejmość kontra chamstwo (kobiety - faceci).
Padał deszcz do 7 i aby podtrzymać ciągłość dojazdów do pracy rowerem - pojechałem nim najkrótszą drogą przez miasto. 2 zajechania na drodze rowerowej należy zaliczyć do normy jazdy miejskiej.
p.s. dojazd 25min. - porównywalnie z samochodem, chociaż całkowicie inna trasa. p.s. powrót w deszczu
Kolejne doinwestowanie do ubioru: gacie z wiatrochronem. Mam nadzieję, że teraz nie będzie mi tak zimno w to i owo. Pojechałem krótszą petlę, bo jak zobaczyłem 2st. na termometrze, to jakoś tak chłodno mi się zrobiło...
...padał godzinę, ale zdążył wszystko mi zmoczyć (nawet dostał się przez wystającą z nad zimowych butów grubą skarpetę do palców i tam się gromadził). Na niemieckich polach tak padało, że miałem biało przed lampką. Do tego silny wiatr zniechęcał do jazdy. Po co ja się tak męczę? Skóciłem trasę - to nie miało sensu.
Rano szybki serwis łańcucha, bo wczorajszy deszcz wypłukał z niego olej i przez noc zdążył przyrdzewieć. Poszedł olej na warunki mokre. Ciuchy uprane i suche, tylko buty wilgotne...ale "pożądaną" średnią wykręciłem.
Dzika spotkałem - spory był, a jednak szybko uciekał ;)
no i koniec... Napatrzyłem się na mtbowców i szosowców jeżdżących po górach, tak że rano wskoczyłem na rower i pomknąłem "zaliczyć" trochę terenu. 2 godziny jazdy i marne 300m - no cóż - więcej piachu za to mamy :)
Wybudowana na polecenie Martina Quistorpa w 1903 r. w hołdzie dla swojego ojca Johannesa, fundatora wielu inwestycji miejskich i bardzo wpływowego człowieka. Zniszczona przez Niemców w 1945 r. podczas walk o Szczecin. I tak od tego czasu dalej niszczeje...
p.s. glebę zaliczyłem - blok się zablokował i biodro obite. p.s.2. waga "po": 85kg - pięknie...będzie co palić :)
Po ostatnim maratonie szosowym nie mogę patrzeć na stałe, zjeżdżone na maksa trasy asfaltowe... Dlatego, żeby nie odstawić roweru w kąt pojechałem pobawić się fullem w lesie. Trasa...nieplanowana, czas...dwie godziny, miodność... duża :)
Dobrze jest mieć dwa rowery w różny teren. Jak się jeździ samemu to taka odmiana dobrze robi, bo ileż można odwiedzać kota w Locknitz ;) Inna sprawa, że maraton w Zieleńcu dał mi tyle wrażeń, że moje stałe trasy straciły dla mnie całkowicie atrakcyjność. Takie "zatracenie" się (do zabłądzenia) na nieznanych ścieżkach w lesie dobrze robi na steraną psyche (jeszcze z dobrą muzyką w uszach - świetnie).