No to trafiła mi się ustawka, na której koledzy musieli uzyskać swój Hrmax sezonu 2015. Ja, biedny na fullu ledwo im trzymałem koło i w ogóle... Koksy jakieś. Organizator wycieczki wypiął się na nas i zamiast pogadanki w parach zrobiła się walka z wiatrem, deszczem i...tylko trochę "wymiany wrażeń" zostało. :)
Ale fajnie było, bo kompani chcą kręcić a mi noga też jeszcze daje:
Szczeciński rower miejski wystawił nową maszynę. Kod do wypożyczenia to...666. Jechałem, testowałem...może być, chodź d&^y nie urywa. ;) Ma chyba jakąś usterkę bo nie schodzi poniżej 30. Więc Moi Drodzy...trzymajcie się mocno kierownicy.
No właśnie, czekałem z fotą na ładny wschód ale wyszło niemieckie pole. To są moje trasy "treningowe" - ćwiczę na nich codzienne walki z wiatrem/deszczem/śniegiem lub czasem ze słońcem. :) Czasem też zaskoczę jakieś stadko saren i wtedy ścigamy się przez pola... Taka chwila zapomnienia.
Jak mi przeszło to całe sex, drugs and rock&roll sprzedałem gitarę i wsiadłem na rower. Gdyż jak powszechnie wiadomo jedne uzależnienia leczy się innymi uzależnieniami. :)
Nie przewidziałem tylko jednego, że jest to miejsce potencjalnie niebezpieczne dla kół rowerowych. Młodzież lubi się wyszaleć tłukąc butelki. I tak oto po zdobyciu KOMów na polach Niemców, od Słowianina szedłem do pracy z buta. :)
Co za szaleństwo dzisiaj było. Pojechałem góralem, aby zbytnio nie gazować z szosowcami. Jedynie zmieniłem koła na wyścigowe, bo nie chciałem odpaść na początku. ;) Trasa na szybko wymyślona, były odcinki pod wiatr, gdzie z trudem "cisłem" 30 na zmianie, i hopy z wiatrem na których z Piotrem i Michałem szaleliśmy po 50 i więcej (rekord napędu 55km/h). Raz chłopaki mnie urwali, kiedy na mojej zmianie przy 37 wyskoczyli zza mnie i tu szosa pokazało moc, bo fulem to mogłem tylko się bardziej pobujać. ;) Generalnie nie jest źle. Piotr i Michał nie mają litości dla nikogo. Mateusz wozi kanapki...chyba z nim będę góralem jeździł. ;)
Zawrotne, ranne 4 stopnie spokojnie ogarnia mój strój. Nie mam już tego zimowego zacięcia i dzisiaj pozwoliłem sobie na luźne miejskie toczenie. Aż tu nagle Arek wyskoczył. W końcu ktoś mnie dogonił. Kolega zamienił samochód na rower i świeży wrażeń pędzi jak szalony. No to teraz pora na Piotra. :)