Dzień trzeci wariacji tras porannych. Zamiast jeździć stale jedną, czy dwiema pętlami powymyślałem sobie 5 różnych, wgrałem do garmina, ustawiłem cyborga w liczniku na 25km/h i...tak się męczę z nim. :) W poniedziałek i wtorek dołożył mi trochę, ale dzisiaj to ja wygrałem. Nawet licznik wygrał fanfary - ja to odczytuję jako przyzwolenie na drożdżówkę z colą do śniadania. :)
Zima podstępnie w nocy zaatakowała w Szczecinie mega opadami śniegu. Wziąłem reklamówkę, zmiotkę do kieszonki i szybko wszystko posprzątałem, a to co zebrałem wysypałem gdzieś na polu:
Jak to ładnie wszystko wygląda zza ekranu komputera... Tu skręcę, tam jest ścieżka, tu jakiś szlak... A na żywca wychodzą kwiatki. Tzn błoto, bo parę razy się zakopałem :)
Ścieżka do Kościna (miał być fajny skrót do granicy):
"Kątęplacja" nad sensem życia nad jeziorem Dammsee:
Pamiętacie Szlak Bielika? Jest. W mokrym błotku, ze ścianką killerem, na której polegli już niejedni:
Fajna wycieczka. Akurat na 3 godziny bez picia czy jedzenia. Za to cały do prania.
Jeździł ze mną ponad pół roku... Dzielnie przeganiał spacerowiczów na DDRkach. Ostatnio musiał dzielić się miejscem z lampką i trzymał się jedną łapką. Na mrozach robił się twardy niczym piłka tenisowa... Aż w końcu przyszła gleba gleb, przyziemienie przyziemień. Zdradziecka, cienka tafla lodu na asfalcie (a jeszcze 500m wcześniej jechałem 30km/h) podcięła mi koło i z hukiem i chyba stęknięciem padłem na jezdnię... Niech zdjęcie dopowie resztę:
Ja też się mocno poobijałem, kuleję, bolą żebra przy głębszym oddechu... Ten lód był na całej powierzchni przez jakieś 30 metrów, dalej było normalnie, czyli sucho lub lekko wilgotno. W świetle lampki nic nie było widać. Nie muszę dodawać, że kask znowu ochronił mi głowę. Czyli jutro jeszcze szyja dojdzie...
Od kilku dni walczę z zajechanym napędem. Kupiłem nowy łańcuch i teraz próbuję dobrać z zapasów pozostałe elementy. Na razie średnio to wychodzi (3 kasety i łańcuch skacze, ale drugi blat zadziałał). Po trzech sezonach padło moje lekkie siodło Fizika na karbonowych prętach. Właśnie na zgięciach włókna rozeszły się i powstała bujająca kanapa. Poszukałem głęboko w pudle z gratami...i wyciągnąłem drugiego Fizika :) już nie karbona, ale również lekkie. Czasem chomikowanie się opłaca...
Pięknego wykręciłem na zamarzniętym błocie na drodze w Kościnie. Zatrzymałem się tyłem do kierunku jazdy. :) Z kolei zająca łapałem za Glasow, kiedy na oblodzonym asfalcie już nie mogłem utrzymać równowagi i miękko wpadłem w błoto. Tym sposobem świeżo uprane ciuchy nadają się ponownie do czyszczenia. Reszta dystansu zwyczajowo - z jęzorem na plecach. :)
...rower. Ubranie też. Termometr pokazał -6 i jak na razie była to najmroźniejsza jazda tej zimy. Na linkach, ramie, amorze, w załamaniach ubrania wszędzie był szron. Nie dało się jechać w okularach - stale parowały. Na szczęście buff pod oczy załatwia ten problem. Właściwie to warunki do jazdy były bardzo fajne - sucho, w większości drogi odśnieżone, czasem lód ale to ogarniam bez problemu, brak wiatru...trzeba tylko dobrze się ubrać i można jechać. :)
Zdjęcie polnej drogi do Ladenthin tuż przed wschodem (mgliście):