Ale mnie dzisiaj przesuwało! Nie, nie wiatr, tylko lód na ulicach. Garmin ciągle błyskał lampką "Kontroluj Trakcję Cieciu" (taki najnowszy ficzer w liczniku), ale dałem radę. Zmieniłem rękawice z zimowych Decathlonowych na narciarskie goretexowe Vikingi + lajkrowe. Zimno w kolana.
- A czy rower dzisiaj to jest dobry pomysł? - zapytała Lepsza Połowa, wyglądając przez okno (pełno śniegu). - Oczywiście, przecież jadę chodnikiem. :)
Już po wszystkim nie chciałem jej stresować, że na polnej drodze koło wpadło w zasypana śniegiem koleinę a ja przewróciłem się i obiłem kolano, że śnieg tak zacinał, że policzki bolały, że po dwóch godzinach walki o kawie zaczynało mnie odcinać... Grunt, że było fajowo, a jak było i tak się domyśla. :)
Chłopaki z Garmina coś tam porobili i licznik przestał gubić ślad! No szok i niedowierzanie. Ale działa i teraz z licznika pierwszy raz w 100% jestem zadowolony (Edge500).
Dzisiejsza pętla cała wg kreski jaką mi wyświetlał ekran - nareszcie jest normalnie. :) Do domu przez miasto
Mój wół roboczy to obecnie obraz nędzy i rozpaczy. Jest totalnie uwalony, linki są na granicy zatarcia, hamulce piszczą, amor powoli się usztywnia, a przednia przerzutka na stałe ustawiona jest na blacie... Ze wszystkich dźwięków jakie wydaje rower nie znoszę świerszczenia łańcucha. Dlatego ten zawsze dostaje swoją cotygodniową porcję oleju i właściwie jest to moja jedyna czynność serwisowa w zimie.
...znalazłem! Dosłownie. Dzisiaj miała być inauguracja posługiwania się Dakotą. Niestety po raz któryś teoria rozminęła się z praktyką bo ścieżka, która miała prosto biec przez las skończyła się nagle...ścianą zarośli. W ciemności o lampce sprawnie nawiguje po tych rejonach tylko znana bikerka Ula. Ja trochę musiałem połazić, żeby w końcu znaleźć maleńką szczelinę między krzaczorami. Tam właśnie prowadził ślad. Później track się urwał i teraz będę musiał rozkminiać dlaczego.
...i polu jakiegoś Niemca. Zaryzykowałem nieznany skręt i po paru kilometrach wylądowałem...nie wiem gdzie. Koła buksowały w błocie, dookoła wzgórza z polami, w Garminie brak mapy Niemiec (jeszcze tego nie ogarniam)... Ale było super. Za to niemieckie leśne drogi przystosowane do jazdy rowerem tak wyglądają:
Wczorajszy serwis roweru przyniósł zdecydowaną poprawę siły hamowania. Już rano miałem okazję wypróbować co to znaczy mieć dobre klocki. Szkoda tylko, że nowy sprzęt założyłem jeszcze przed tym najgorszym syfem. Pewnie na wiosnę ich już nie będzie. Jeszcze tylko to popiskiwanie...nie mogę namierzyć źródła.
W ogóle to ciepło jakoś. Może jakaś ustawka na łikend? Co? Pasibrzuchy. :D
Dżołk taki, w sobotę nie mogę - jakieś sałatki mam robić. ;)