Najpierw lekko pod górkę, krótkie wypłaszczenie i pierwszy zjazd. Początkowe minuty jazdy, więc czasem zimno jeszcze przejdzie. Dalej es - prawo, lewo i drugi zjazd - tu już rozpędzam się mocniej i cisnę do granicy. W Lubieszynie płasko z lekkim podbiciem w okolicy skrętu do Dobrej. Koniec rozgrzewki na rondzie przy granicy... Ten stały - 6cio kilometrowy odcinek - od września pokonuję w całkowitej ciemności. Tak będzie przez najbliższe pół roku.
Szybka jazda bez oszczędzania. W dodatku do granicy miałem przylepę, który sam odpuścił po 15km jazdy, z kolei pętlę w Pasewalku robiłem z innym, który ponoć nie znał tych terenów i też siedział na kole (chociaż później sobie pogadaliśmy).
Bardzo fajną ścieżkę rowerową (wg naszych standardów - tor Formuły I) Niemcy budują tuż za naszą granicą (od wsi Bismark) w kierunku Locknitz. Mimo, że jeszcze nieskończona to gładź jest niesamowita. Nareszcie będzie można jechać bezpośrednio do kota i stamtąd uderzać w nieznane rejony. :)
Bajabongo z Mateuszem, którego chwilami "podsmażałem". Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe. :) Świetna pogoda na kręcenie no i pierwsza jazda w stroju BBt zaliczona.
Trzeba się pilnie zgadać na pogadanie, bo na przyszły sezon szykują się mega wyrypy! Wygrajmy internety! haha
"Naszła" mnie wczoraj wieczorem taka ochota na kręcenie (pewnie zasługa Kasztelanów), że postanowiłem zrobić sobie "epicką wyprawę" do pracy. :)
Ulubiona droga prowadzi przez las (już po niemieckiej stronie). Do wschodu słońca mam jeszcze godzinę, więc mocna lampka bardzo się przydaje:
Zdjęcie trochę podrasowane, bo telefon nie oddaje całej sytuacji. Straszno? Dołóżcie deszcz, dziurawą drogę, 3 godz. wstecz i temp. 10st. a będzie jak na BBt przed PK w Gąbinie ;)
Po godzinie mijam Locknitz. Jadę dalej na zachód, nad Polską właśnie zaczyna się rozjaśniać:
Mimo, że temperatura jest komfortowa to chce się pić. Niestety mam jeden koszyk, który został zajęty przez akkubidon lampki. W bagażniku mam rezerwową puszkę oschee, więc jadę ile wytrzymam. Za miasteczkiem skręt na północ i pierwsze poranne mgły - jak je nazywam - killery - bo nic przez nie nie widać. Mijam paru niemiaszków toczących się na rowerach do pracy i samochody jadące do centrum. Chłodno.
Przed samą granicą w Buku robię postój. Odłączam się od radia, zmieniam szkła na ciemne, otwieram napój i chłonę ciszę...zaraz jaka cisza? Z nieba dobiega nieustanny krzyk ptaków - znak, że jesień się zbliża i dziesiątki pticów leci do ciepłych krajów. Prawdziwy Animal Planet.
Polska, 6:45 - Słońce świeci dopiero od 10 minut ciemne szkła przydają się od pierwszych chwil:
Jeżeli się przyjrzeć, to w oddali jest mgła i akurat tam prowadzi moja trasa. Zawsze o tej porze roku można się ładnie zmrozić. Niby tylko 6-7 minut jazdy, ale często przydałaby się dodatkowa warstwa. Nic dziwnego, że mimo iż są tam działki do zamieszkania to od kilku lat wybudował się...tylko jeden dom i to od razu z banerem do sprzedania. W Dobrej łapię PKSa i do Wołczkowa jadę 50km/h testując przy tym moje bolące kolano (nie jest źle, urwać się nie dałem).
Szczecin, 7:30 - melduję się w pracy. Pierwszy...jak zwykle.