Licznik pokazał, że rano spaliłem 2000kcal... Chciałbym. Ale i tak to dobry powód, aby skoczyć na szczecińską specjalność: Szaszłyk z keczupem i musztardą. W czasie świąt wkładamy w niego lampki. :)
5 rano wyglądam przez okno: O! Widzę latarnię i kwiatki na parapecie. :) Widoczność dalej niż 3 metry...dobrze Oglądam krzaki szukając ruchu...Nic, czyli nie wieje...bardzo dobrze... Człapię do termometru...2st...na plusie...ooo, super. :) Tyle emocji w ciągu minuty, że już kawy nie potrzebowałem. Ubrałem się i pognałem w ciemność...
Pościgałem się z samochodami na niemieckiej 104. W Pasewalku na rynku wykonałem uzupełnienie kalorii mikrobatonikiem (+ fota, bez foty nie ma jazdy :) i bez fantazji wróciłem po śladzie do domu.
W temperaturze 8st pojawia się problem z marznącymi stopami. 1,5h jeszcze wytrzymuję, ale tak codziennie to mi się nie uśmiecha. Na razie zamieniłem letnie skrapety na trochę grubsze + lajkry na buty.
W końcu go spotkałem. Słyszałem o nim różne legendy, że jakiś leśny dziad goni z kijem nieoświetlonych rowerzystów, że wkłada patyki w szprychy jak nie zobaczy kasku, że rower dziwnie zaczyna trzeszczeć jak się ma zardzewiały łańcuch... Zanim sprowokowałem Go do działania, cyknąłem ostatnią fotę (chyba zaliczę ją do tych głośnych ostatnio: Ekstremalnych Selfies). Jak nie wiecie o czym bredzę to zobaczcie na gościa za moimi plecami... Tego co patyki jakieś trzyma. Co on tam jeszcze ma? Kołczan? Kurcze, trzeba szybciej jeździć...albo mieć lampki. :)