W końcu temperatury prawdziwie zimowe: -8. Zapowiadała się jazda po suchym i prawdziwy test butów. Właśnie na takie warunki je kupiłem.
Na trasie asfalty suche, gorzej do Dobrej, jeszcze gorzej do Buku a od Blankensee... lód! Cała droga pokryta grubym, równym lodem - bez posypki, czy innych ułatwień. Pozostało wrzucić miękki bieg, zwiększyć czujność i równo pedałować...
Miejscami muszę jechać zasypanym poboczem, bo asfaltem nie ma jak. Prędkości 10-15km/h. Zaczynam się wychładzać, ale nie na tyle żeby marznąć. Niskie ciśnienie i gruby bieżnik pozwala jednak na szybszą jazdę... Parę razy ratuję się przed upadkiem błyskawicznie się wypinając, ale ogólnie da się jechać...
Od Bismark wjeżdżam na drogę rowerową... nieodśnieżoną! Kurde, Niemcy coś dali ciała, nie ma lodu, ale jest dosyć gruba pokrywa śniegu...
Przyznaję: niskie ciśnienie, jazda po lodzie i dziewiczym śniegu nieźle mnie zmęczyły. No i ta psychiczna presja, czy zdążę przed końcem lampki...
Okazało się, że w czasie jazdy całkowicie wyładowałem 2 pełne akumulatory lampki! jeden starczył na 40min (w lecie na jednym: 5x1:15). Masakra, ostatnie 5 minut jechałem na migającej diodzie informującej o pustym akku. Momentalnie z zielonej przechodziła do czerwonej. Następnym razem wezmę dodatkową na baterię, jako zabezpieczenie przodu.
Dłonie w połowie trasy zmarzły, później pojawił się ból i w końcu brak czucia (w Blankensee stanąłem na wymachy rąk, na krótko pomagało). Na szczeście od granicy przy mocniejszej jeździe wszysko wróciło do normy i w domu miałem zupełnie ciepłe.
Stopy... Noooo rewelka. Wydatek bolesny (bo nieprzewidziany), ale róźnica w stosunku do letnich butów kolosalna... Palce nóg tylko zimne, reszta znośna. W czasie jazdy czuć ciepło i całkowitą szczelność. Jak dla mnie pełen komfort. Miałem grube trekkingowe skarpety i neopreny. Na 1:30 do -10 całkowicie wystarczające - czyli dla mnie idealnie :)
Na koniec fotka mojego trofeum, bo lekko nie było:
sopel
© James77