Po relaksującym łikendzie czuję się wypoczęty. Dzisiaj więc pognałem mocniej. Ogólnie miła jazda bez szczegółów wartych zapamiętania. Locknitz coś puste. W sobotę znowu szykuje się zapiek...
pora wrócić do rzeczywistości i kontynuować te moje jazdy, bo jednak przynoszą pewno korzyści :) O 5 rano 17st. nooo, w końcu ciepełko. Pojechałem luźno, bez sprężania, wypatrując zwierząt (3 sarny). Bardzo lubię tak rano jeździć, przed pracą, przed wszystkim... Wolniejsza jazda to i więcej widzę, nawet się zatrzymałem pooglądać okolice i posłuchać ptaków:
Nogi wcale nie zmasakrowane, bardziej bolały kiedy jechałem dookoła Zalewu. Czuję, że szybko odzyskuję siłę.
p.s. Budowa ronda na granicy weszła w kolejną fazę i krótki odcinek jedzie się bez asfaltu po ostrych kamieniach (brak pobocza). Dzisiaj się poszczęściło.
Dzisiaj miałem wyjątkową chęć pojechania dalej niż zazwyczaj stąd trzecia wersja porannej jazdy. Literka "a" bo wersja ulepszona o fajny zjazd do Plowen (przed krzyżówką obok Bismark). O świcie zwierzęta też się budzą, więc na pustych leśnych drogach zazwyczaj przeganiam je z krzaków czy też innych kryjówek. Spotkałem 2 dziki, 2 lisy, 3 sarny i kota który zaspanym krokiem wychodził na obejście terenu. :)
Po wczorajszym wysiłku czuję, że nogi mocno pracowały. Dzisiaj więc spokojnie potoczyłem się po swojej podstawowej pętli. Miło i relaksująco było... Wracając, na zakręcie hopki nr 2 pędzący dostawczak minął mnie o włos... kurna jego mać
do pracy - ogień w nogach po dwóch godzinach porannego zap%$##nia padłem na krzesło :) w nagrodę podwójne śniadanko :)
do domu - jak zwykle do Wkrzańskiej. Miałem dodatkową godzinę wolnego więc zrobiłem sobie wahadło: Polana Miodowa przez Gubałówkę i zjazd na dół lasem po czym powrót tą samą drogą do polany i tak 3x.
Dzisiaj się ujechałem. W nagrodę 2 zimne piwka czekały w lodówce. Zasłużone. :)
Pierwszy bardziej ambitny "trening" Długo wszystko obmyślałem jak i gdzie go przeprowadzić. Samym nabijaniem porannych kilometrów już bardziej się nie poprawię, stąd wprowadzam do moich jazd elementy sprinterskie. plan: 30s - >170bpm 60s - <125bpm x6 Niestety nigdzie nie udało mi się osiągnąć wymaganych wartości. max tętna: 151 (bardzo się starałem za każdym razem dać z siebie max mocy), i tak szczyty osiągane są po 20-23sek. Pod koniec za każdym razem miałem wrażenie że sekundy są co raz dłuższe ;) (szczególnie ostatnie 3) w fazie odpoczynku spadek do ok. 140 (po ok 30sek.) Myślałem, że tętno będzie szybciej skakać, może jestem zmęczony, albo tak ma być? ciekawostka: Vmax-51,3km/h po płaskim miejsce: od przejazdu kolejowego w Grambow do świateł w Linken (ostatni interwał na budowie ronda) czas: 9min dystans: 4,88km Rozgrzewka: pętla Linken-Bismark-Ramin-Grambow śniadanie: połówki banana, batonika, danio +kawa (ok. 40min przed interwałami), po powrocie dojadłem resztę. staty: S1 (sprint) - 144bpm, (przerwa 149) S2 - 147, (146) S3 - 144, (151) S4 - 147, (148) S5 - 145, (150) S6 - 146, (151)
wniosek: pierwszy raz jest najtrudniejszy ;) za 2-3 dni powtórka, tego też trzeba się nauczyć. Oprócz samych interwałów jest mnóstwo "pobocznych" elementów które też się ćwiczą. Generalnie jestem zadowolony.
p.s.1 usunąłem jedną podkładkę pod kierownicą p.s.2 o ok. 5:40 na przystanku spotkałem gościa, który obciągał puszkę piwa... ten to ma zdrowie ;)
mimo, że rano było 8 st, to powiedziałem sobie, że długie wiatrochrony zostają w szafie i jadę w 3/4. Musiałem nieźle poginać, żeby się rozgrzać, ale było ok. nogi wypoczęte.