Poza tym 12st to akurat na moje wdzianko idealnie, chociaż po godzinie zaczęły marznąć stopy. Z kolei wieczorem 18st to za dużo na zimowe buty. Codziennie robię sobie krioterapię
9st, mgły i lekki wiatr - mimo grubszych skarpet i pełnych rękawiczek zmarzły mi palce. I to na tyle, że prędkość spadła o 10-15% od normalnej. Miałem już nic do roweru nie kupować, ale zafundowałem sobie jesienne ciuchy, które już dzisiaj się przydały.
Rano wyszedłem lekko spóźniony. Uratował mnie PKS, który rozbujał mnie prawie do 70km/h (chyba chciał mnie urwać ;). Odrobiłem straty i przyjechałem o czasie.
Dzisiaj to było sedno jazdy rowerem po mieście. Z powodu zamknięcia głównej ulicy przy Odrze, zakorkowały się wszystkie boczne uliczki i jedynie rower mógł sprawnie przejechać. Dobrze, że mam wąską kierownicę, mogę wcisnąć się w każdą szczelinę. :)
Rano szybki serwis łańcucha, bo wczorajszy deszcz wypłukał z niego olej i przez noc zdążył przyrdzewieć. Poszedł olej na warunki mokre. Ciuchy uprane i suche, tylko buty wilgotne...ale "pożądaną" średnią wykręciłem.
Dzika spotkałem - spory był, a jednak szybko uciekał ;)
Rano ciemno, wietrznie, zimno i lekko padająco. Dodatkowo po wczorajszej wyrypie boli kolano w rzepce... Trzeba też już jeździć z lampkami.
Miesiąc temu planik wytopu miałem... ale po drodze był urlop, na którym dieta nie obowiązywała. Skutkiem czego waga nawet nie drgnęła - dalej jest 85kg. Tak sobie liczyłem (grzejąc się w słońcu i sącząc kolejne zimne piwo), że przekąski i różnego rodzaju junk food + alkohol dokładają po 1500kcal dziennie. 2 godziny instensywnej jazdy rowerem to też będzie energetycznie w tych okolicach i bilns mi się zeruje. Najprościej będzie to wyeliminować, utrzymując nadal taką aktywność fizyczną (+bieganie, bo spala więcej niż kręcenie nogami) i zobaczę po miesiącu co z tego będzie...
Zmusiłem Garmina aby wypluwał mi taką fajną mapkę z kosmosu jakie ma kolega z południa Polski - moja stała trasa:
Ukryte przejście jest w Ueckermunde. Poza tym wieje tak samo (dzisiaj zaje%$#e mocno), asfalty takie same, rowery też ;)
Kolejna ustawka z kolegami, którzy nie jeżdżą turystycznie, co więcej lubią sprawdzić co jest pod nogą kolegów. W skrócie: ostry gaz pod wiatr i jeszcze mocniej z wiatrem. Chyba najszybsza ustawka sezonu, 4 praktycznie nie schodziła z licznika. Na wykresie prędkości z Garmina te "piki" po 55 to nie błąd licznika tylko moje skokeny i odpowiedzi na ataki. Było zajebiaszczo fajnie.
+ dojazd 10km, 26min.
p.s. Szkoda kolegi, któremu rano strzeliła linka i nie mógł z nami się pobawić. Adam - żałuj!