Od kilku dni walczę z zajechanym napędem. Kupiłem nowy łańcuch i teraz próbuję dobrać z zapasów pozostałe elementy. Na razie średnio to wychodzi (3 kasety i łańcuch skacze, ale drugi blat zadziałał). Po trzech sezonach padło moje lekkie siodło Fizika na karbonowych prętach. Właśnie na zgięciach włókna rozeszły się i powstała bujająca kanapa. Poszukałem głęboko w pudle z gratami...i wyciągnąłem drugiego Fizika :) już nie karbona, ale również lekkie. Czasem chomikowanie się opłaca...
Pięknego wykręciłem na zamarzniętym błocie na drodze w Kościnie. Zatrzymałem się tyłem do kierunku jazdy. :) Z kolei zająca łapałem za Glasow, kiedy na oblodzonym asfalcie już nie mogłem utrzymać równowagi i miękko wpadłem w błoto. Tym sposobem świeżo uprane ciuchy nadają się ponownie do czyszczenia. Reszta dystansu zwyczajowo - z jęzorem na plecach. :)
...rower. Ubranie też. Termometr pokazał -6 i jak na razie była to najmroźniejsza jazda tej zimy. Na linkach, ramie, amorze, w załamaniach ubrania wszędzie był szron. Nie dało się jechać w okularach - stale parowały. Na szczęście buff pod oczy załatwia ten problem. Właściwie to warunki do jazdy były bardzo fajne - sucho, w większości drogi odśnieżone, czasem lód ale to ogarniam bez problemu, brak wiatru...trzeba tylko dobrze się ubrać i można jechać. :)
Zdjęcie polnej drogi do Ladenthin tuż przed wschodem (mgliście):
...na ścieżce rowerowej - Buk-Łęgi. Coś mnie podkusiło sprawdzić, jak jest tam zimą... no i jest zimowo, czyli zasypane śniegiem, z koleinami po innych rowerzystach, porażka. Przez ranne mgły i -5 za oknem zdjąłem stale parujące okulary, naciągnąłem buffa pod same oczy i to był dobry pomysł - miałem ciepłą twarz i ostry obraz. Dzisiaj pod zimowe nogawki dodatkowe 3/4 co daje bardzo grubą warstwę materiału izolacyjnego. Super.
Ale mnie dzisiaj przesuwało! Nie, nie wiatr, tylko lód na ulicach. Garmin ciągle błyskał lampką "Kontroluj Trakcję Cieciu" (taki najnowszy ficzer w liczniku), ale dałem radę. Zmieniłem rękawice z zimowych Decathlonowych na narciarskie goretexowe Vikingi + lajkrowe. Zimno w kolana.
Przez noc dorzuciło jeszcze śniegu. Teraz już można powiedzieć, że to jest zimowe jeżdżenie (chociaż na kolce to wciąż za mało). Pod zimowe rękawice z D. dołożyłem cienkie z lajkry, reszta ok.
O 7:15 robi się już jasno, cieszy mnie to niezmiernie. Cieszy mniej niekonsekwencja w odśnieżaniu dróg, raz jest sucho by za chwilę wjechać w koleiny, czy na lód. Przeżyć jeszcze luty i w marcu zaczną się pierwsze cieplejsze dni...
- A czy rower dzisiaj to jest dobry pomysł? - zapytała Lepsza Połowa, wyglądając przez okno (pełno śniegu). - Oczywiście, przecież jadę chodnikiem. :)
Już po wszystkim nie chciałem jej stresować, że na polnej drodze koło wpadło w zasypana śniegiem koleinę a ja przewróciłem się i obiłem kolano, że śnieg tak zacinał, że policzki bolały, że po dwóch godzinach walki o kawie zaczynało mnie odcinać... Grunt, że było fajowo, a jak było i tak się domyśla. :)
Zdiagnozowałem u siebie "Zespół Przemęczenia Stałą Trasą". Objawy: kręcenie bez frajdy. Jest kilka na to sposobów: zmiana kierunku, odstawienie roweru, kupno nowego gadżetu, rozgłośnić mp3 itp. Wybrałem zwiedzanie nowej drogi rowerowej do Rosówka. Ścieżka bardzo przyjemna. Udało mi się nawet wykręcić na środkowej tarczy 47km/h - ale to z wiatrem więc się nie liczy. :P