Dystans całkowity: | 27685.60 km (w terenie 644.00 km; 2.33%) |
Czas w ruchu: | 1139:23 |
Średnia prędkość: | 23.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.80 km/h |
Suma podjazdów: | 4238 m |
Suma kalorii: | 18700 kcal |
Liczba aktywności: | 596 |
Średnio na aktywność: | 46.45 km i 1h 56m |
Więcej statystyk |
Początek miesiąca to często jakieś nowe albo odświeżone postanowienia. Stojąc wczoraj na wadze zobaczyłem, że do wagi idealnej brakuje mi tylko 2 kilogramów. Wierzę, że uda mi się spiąć przez miesiąc i odstawić całe (no może 90%) niepotrzebne jedzenie.
Małe kroczki to 0,5kg na tydz. a będzie dobrze.
A, i jeden krok większy muszę wykonać, choćbym miał wstawać o 4 - 1go kwietnia mam mieć przekroczone 3kkm realnej jazdy.
Howgh
- Wytop mi mój rowerku wszystkie pożarte pączki...Plis
- A ile zjadłeś?
- no...yyy...1,2,3,...wczoraj to było...5, dzisiaj jeszcze 3...tylko.
- kara będzie wynosić 4 godziny jazdy - wsiadaj
- jes! ser!
Ponczek destrojer © James77
Budzik...piąty już...ciemno jeszcze...
Schodzę na dół zrobić kawę. Sprawdzam po drodze twardość opony, którą wczoraj łatałem...miękka..."no żesz k$#@ mać" - myślę. Nie no, ćwiczyć biceps o 5 rano...n-i-e-d-a-r-a-d-y.
Wracam do łóżka i zakopuję się pod kołdrą...
Spaaaać...
Po wczorajszym sukcesie w ćwiczeniu "żwawszej" bazy, dzisiaj również rozpaliłem ogień pod siodełkiem. Uzyskany czas przejazdu to 1:50 na 50km i to razem z miastem.
Lubię to wściekłe wycie opon i przelatujący przed oczami krajobraz...
Po setkach saren spotykanych na niemeckich polach w końcu minąłem jelenia. Biegł równolegle do drogi w bezpiecznej odległości i patrzył na mnie...
Potężne zwierzę, miał fajne poroże, widać było siłę a jednocześnie lekkość z jaką się poruszał.
To była jazda z "rowerem wsród zwierząt" (bo sarny też spotkałem).
Złapałem złodzieja.
Watów.
To był klocek hamuclowy. Tarł sobie stale o tarczę, a ja w tym czasie wylewałem kolejne litry potu próbując utrzymać moją prędkość przelotową.
Złodziej złapany, ukarany. :)
Pewien znany bloger twierdzi, że oklepane trasy są be i w ogóle trzeba mieć ciasny umysł żeby po nich stale jeździć - zmieniłem wieczorną trasę - w ramach poszerzania horyzontów - i wracam przez miejski cmentarz. Po zachodzie słońca nawet jest fajny klimat (czyżby miał rację? ;) ).
Stabilnie jest za to z pogodą, od kilku dni rano jest 2 st. na plusie mimo tego, że Norwegom z obliczeń wychodzi inaczej.
Już myślałem, że nic ciekawego rano się nie zdarzy...a tymczasem w Grzepnicy koń przeszedł mi przed rowerem...później drugi... Jak się rozglądnąłem co się dzieje, to okazało się, że po bocznej uliczce bezładnie spaceruje sobie jeszcze z 10 sztuk. Chyba właściciel jeszcze spał, bo nie widziałem nikogo kto by je łapał (ok 6:40).
A propos wstawania; sam bym dzisiaj zaspał więc w ekspresowym tempie wyekspediowałem się na rower. Założę się, że poduszka jeszcze była ciepła, kiedy wdychałem ranne, "rześkie" powietrze. :)
Pierwsze w tym roku oślepienie słońcem - jeszcze będę je przeklinał, ale tym razem cieszy oczy...
Rano 2 stopnie - znowu owiewy i narciarskie rękawice.
Dzisiaj był ten dzień, w którym nie miałem ochoty turlać się po ciemku gdzieś między wsiami...
Dlatego jak w Dobrej złapałem PKSa to nie puściłem go aż do Wołczkowa (bo skręcił na Bezrzecze). Jazda na najszybszym biegu z kadencją 120 dostarczyła mi odpowiednich emocji i rozbudziła lepiej niż poranna kawa. :)