Jadąc do pracy byłem świadkiem niezłego dzwonu. Gość chciał zjechać ze środkowego pasa z ronda i zajechał temu, który był na skraju - łupnęło tak głośno, że słyszałem przez muzykę w słuchawkach...
Po pracy miałem za to cały wolny wieczór. Pojechałem do Kościna i tam terenowo przeprawiłem się do Niemiec, wcześniej jeszcze zaliczyłem Miodową (w końcu! Nie było tak źle) i pokręciłem się po wiejskiej okolicy.
Przed pracą musiałem dymać z Mierzyna do Dobrej złożyc papiery śmieciowe w urzędzie (jedna z właściwości życia na wsi - każdy urząd w innej wsi czy mieścinie - za to nie zdażyło mi się w nich spotkać kolejki dłuższej niż 2 osoby).
rano - rowerem do pracy przez Ladenthin i Warzymice w tym białym czymś. wieczorem - legł w gruzach mój plan cieniowania... ach te Książęce (miałeś rację Adam) i inne takie. Typowy objaw po odstawieniu - wytrzymaj ile wlezie, a później sobie odbijesz... Najwyżej będę więcej jeździł/biegał...