rano - w końcu podpasowały wszystkie światła i ustawienia samochodów w korkach. To był prawdziwy "miejski flow" bez zatrzymywania i jest rekord - 20:58. dyst. 10km średnia: 30,8km/h wieczorem - pierwszy raz załatwiałem sprawy na mieście będąc na rowerze. Nie jest źle, ale taki rower też ogranicza.
Ranki są ciągle b. zimne - stwierdziłem, że nie będę się katował marznięciem o 5 rano. Dojazd do pracy w 22min. Jazda przez miasto - bez ognia, ale chyżo :) wieczorem - standardowa trasa potraktowana ostro. Kółka nadal proste - ciągle zachwycam się przyspieszeniem.
rano - przyjechałem mocno spóźniony z pętelki, więc cisnąłem ile fabryka dała a nawet więcej. Nowy rekord - 22min. wieczorem - z powodu złapania mega głoda w pracy powrót przez miasto i cmentarz (stąd trochę terenu - spoko, bez jazdy po grobach ;)), na wyjeździe z miasta złapałem tira i na wieś fullem pojechałem z Vmax-52km/h.
rano - spokojnie, minąłem Sargatha na śniadaniu :D wieczorem - ostatnie kręcenie i sprawdzanie organizmu. W domu regulacja szosy, piwko i spać. Zapowiadają fatalną pogodę, lekko nie będzie...
rano - zmiana ciuchów, łyk wody i białym dalej ogień do pracy. Złapałem ciężarówkę i trochę się podwiozłem, ale i tak byłem 5 minut spóźniony (o ten jeden budzik rano). Po drodze mijam Sargatha. Pozdro :) Zimno dzisiaj. wieczorem - powrót w tempie "regeneracyjnym", od jutra ładowanie akumulatorów na sobotę...