Jadąc do pracy byłem świadkiem niezłego dzwonu. Gość chciał zjechać ze środkowego pasa z ronda i zajechał temu, który był na skraju - łupnęło tak głośno, że słyszałem przez muzykę w słuchawkach...
Po pracy miałem za to cały wolny wieczór. Pojechałem do Kościna i tam terenowo przeprawiłem się do Niemiec, wcześniej jeszcze zaliczyłem Miodową (w końcu! Nie było tak źle) i pokręciłem się po wiejskiej okolicy.
Po zmianie czasu obawiałem się, że znowu będzie jazda po ciemku... Jednak o 6 z każdą minutą robiło się jaśniej, a mi co raz przyjemniej się kręciło. Przy -4 oczywiście ubiór zimowy, dobrze że drogi są całkowicie suche i można śmigać nawet szosówką.
Na niemieckich polach - nagroda za wczesne wstanie - dziesiątki saren. One chyba tutaj śpią.
Poranny bieg - 1:01 - lepiej Kontrola wagi: 81,9kg - święta - za tydzień tego nie będzie tłuszcz 12% - pierwszy wzrost i sygnał ostrzegawczy, albo.. błąd pomiaru ;)
Minął półmetek i dobrze, bo przestałem się przykładać a tak - zrobiłem rachunek sumienia i nie wyszło najlepiej...
Przed pracą musiałem dymać z Mierzyna do Dobrej złożyc papiery śmieciowe w urzędzie (jedna z właściwości życia na wsi - każdy urząd w innej wsi czy mieścinie - za to nie zdażyło mi się w nich spotkać kolejki dłuższej niż 2 osoby).
Pojechałem na swoją poranną pętlę sprawdzić co słychać na polach i w spokoju godzinę sobie pokręcić.
Sarny w ilościach hurtowych skubały coś spod śniegów na polach (nawet jak stały daleko to jestem pewien, że słyszały jazgot moich opon - widziałem jak mnie obserwowały), często w towarzystwie kormoranów (?)...
...a to dlatego, że nie ma słońca nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące tylko zimno i pada zimno i pada na to miejsce w środku Europy...
Celne słowa pana Kazika, czyli moje wrażenia na trasie dom - praca - dom