samotnie dookoła Zalewu Szczecińskiego

Poniedziałek, 19 marca 2012 · Komentarze(15)
W końcu dostałem upragniony urlop(-ik, 2 dni). Jeden dzień z niego mogłem przeznaczyć na całodniową wycieczkę. Na mojej liście marzeń na 2012 było dokonanie objazdu Zalewu, więc poczytałem sobie relacje doświadczonych kolegów w celu wyznaczenia optymalnej trasy (dzięki Misiacz :).
Przygotowawszy wcześniej sprzęt i prowiant ustawiłem budzik na 4:30 i o 21 poszedłem spać. :)
Rano, po zapakowaniu się, wyruszyłem o 5:30 na trasę. Wszystkie prognozy zapowiadały silny zachodni wiatr, więc postanowiłem jechać najpierw niemiecką stroną. Ustaliłem sobie przerwy co 2 godziny na kanapkę i na batona o pełnej godzinie między postojami.
Pierwszy postój wyszedł w Hintersee
pierwszy postój © James77


Przede mną był najtrudniejszy etap trasy, więc starałem się go przejechać możliwie najszybciej zachowując przy tym jak najwięcej sił. Etapy "prosto na zachód" były najbardziej pracochłonne.
Przerwa na kanapkę wyszła przy wjeździe na 109.
wjazd na drogę 109 © James77

Przyznam, że się wahałem jak będzie dalej, pełno ciężarówek jeździło, a pobocza Niemcy nie przewidzieli. No ale nasi tu byli, więc szlak przetarty, myślę sobie, 2 żelki później jechałem już najtrudniejszym odcinkiem wycieczki.
Co się tam działo, to ja tylko wiem. Wiatr wiał z boku, powodując stałe przechylnie roweru w celu utrzymania prostej jazdy. Czasami silniejszy poryw wiatru wymagał szybkiej kontry, ale zabawa była większa przy tirach. Wyprzedzające "wciągały" mnie po naczepę, a mijające "waliły mnie wiatrem" jak ściana. To nie było fajne, ale się skończyło jeszcze przed Anklam. Tam cudem odnalazłem szlak rowerowy o który mi chodziło. Przy wyjeździe trzasnąłem jeszcze taką fotę:
przejazd przez Anklam © James77


Bardzo czekałem na moment w którym zacznę jechać z wiatrem i tam właśnie to nastąpiło. Prędkość wzrosła, puls spadł, zaczęło mocniej słońce świecić i ogólnie zaczęło być bardzo przyjemnie. Jechałem asfaltową, gładką ścieżką rowerową, gdzie szybko dotarłem do mostu na wyspę Uznam.
odpoczynek na moście na wyspę Uznam © James77


Na wyspie niestety wyszedł brak dokładnego przygotowania, bo wjechałem nie w ten zjazd i zamiast równego asfaltu jechałem po bruku.
Kanapka w Bossin:
Bossin © James77


Klucząc dojechałem do Kamminke (jeszcze wtedy nie wiedziałem), gdzie mają fajny widok na wieś, prawie jak w filmach amerykańskich ;)
widok na Kamminke © James77


(z mapy jednka wynika, że to widok na polską wiochę, chyba część Świnoujścia)

Jadąc znowu na czuja (brak oznaczeń) wyjechałem w nieplanowanym przejściu granicznym:
przejście graniczne w Świnoujściu © James77


W Polsce przyszło załamanie pogody i niestety zmokłem. Do tego jeszcze syf z ulic nasączył mi spodnie i ochraniacze. Trochę mnie to podłamało, bo ubrany byłem "na styk". Balansowałem ciągle na granicy wychłodzenia, a teraz czułem że stopy zaczynają mnie boleć z zimna. Jedyne co mogłem to energicznie pedałować i czekać na ocieplenie.
Na stacji przed Wolinem musiałem się jednak ogrzać. Zjadłem hotdoga, wypiłem gorącą kawę, uzupełniłem bidony po czym pojechałem dalej.
Ulewa - jak się okazało - była lokalna i już na drodze alternatywnej do Szczecina jechałem po suchym asfalcie. Wiatr też jakby osłabł, do tego kierunek w miarę pasował. W okolicach Stepnicy (ok. 200km) zacząłem odczuwać pierwsze dłuższe bóle kolan (wcześniej same przechodziły) no i zadek też się "letko" ubił. Jeżeli wiatr pozwalał to jechałem w okolicach 30, jednak były momenty gdzie prędkość spadała do 20. W Goleniowie zjadłem to co mi zostało (osuszając niestety bidony) i toczyłem się dalej. W Załomiu dokupiłem jeszcze powerejda, bo jednak szybko zaschło mi w gardle. Robiąc sobie tam krótką przerwę z trudem ponownie rozruszałem nogi.
W końcu dotarłem do miasta, gdzie mogłem już na spokojnie wypić wszystko co mi zostało i pomyśleć, że się udało.
ostatni łyk © James77


W domu byłem tuż przed zachodem, fajnie wyszło, bo nie chciałem jechać po zmroku.
Na miejscu wypiłem puszkę coli, którą wiozłem jako "zestaw awaryjny" i zjadłem resztki prowiantu (+ w sumie 2l różnych płynów).
Wycieczkę uważam za udaną. Miałem jeszcze jeden cel do osiągnięcia to jednak życie zweryfikowało plany.

Statystyka:
zjadłem: 5 kanapek, 6 batonów, 1 hotdoga, 5 kabanosów, paczkę żelków
wypiłem: w sumie 4 litry płynów co uważam, że o co najmniej 2 za mało.
waga: przed 86,9kg, po 84,4kg
tłuszcz: 15,4%/15,8% (czyli bez zmian)
woda: 58,9%/55,8% (tu widać, że się wysuszyłem)
mięśnie: 44,0%/41,8% (trochę mięśni chyba też poszło się...)
ciekawe co będzie za kilka dni.

ślad trasy:

Komentarze (15)

Kurde, geniusza to naprawdę miło i posłuchać i poczytać! ;)))

Misiacz 18:20 czwartek, 22 marca 2012

Misiacz - informuję Cię tylko, że jest na mapach więc nie rozumiem jak mogłeś go szukać - tak jak napisałeś. Co do krzywdzenia mnie :P to tak jak napisał Adam jestem chwilowo, bez licznika :P, ale skoro bawisz się we "wściekłego szeryfa" :D:D:D to wiedz, że są sposoby na uzyskanie danych o przejeździe nie tylko z licznika.

sargath 08:46 czwartek, 22 marca 2012

Gratulacje życiówki! :)

WuJekG 23:47 wtorek, 20 marca 2012

Jeśli jeździ bez licznika, to znaczyłoby, że zmyśla dane ???

Misiacz 22:42 wtorek, 20 marca 2012

Misiacz przecie Paweł na szosie jeździ właśnie bez licznika i ciągle mu się wydaje, że za wolno ;)

maccacus 21:59 wtorek, 20 marca 2012

Dystans śliczniutki, gratulacje... :D
Jakby co, to w niedzielę jedziemy z Piotrkiem podobny dystans, tyle że na wschód (Ińsko, Drawsko), więc jeśli najdzie Cię ochota, to dawaj z nami ;)

lewy89 21:05 wtorek, 20 marca 2012

P.S.
Wiecie jak skrzywdzić Sargatha?
Zabrać i schować mu licznik w czasie wycieczki! ;)))

Misiacz 16:34 wtorek, 20 marca 2012

Może Ty z Axisem jechałeś, ale ja nie.
Zawsze wjeżdżałem przez Świnoujście.

Misiacz 16:31 wtorek, 20 marca 2012

Gratuluję zrealizowanych celów. Czas na nowe wyzwania. Ja myślałem o takiej akcji w piątek jednak robota mi nie pozwoliła a w sobotę nie czułem się na siłach.

rtut 16:22 wtorek, 20 marca 2012

Gratulacje! W taką pogodę to dystans można liczyć prawie podwójnie! ;)))

saren86 16:03 wtorek, 20 marca 2012

Gratulacje!! Niezły wyczyn, pogoda wczoraj wcale nie pomagała!

maccacus 16:00 wtorek, 20 marca 2012

dzięki panowie :)
Paweł, nie zatrzymywałem licznika na postojach, trasa nie była w 100% asfaltowa (na bruku w Bossin zgubiłem bidon), jechałem pod wiatr, miejscami nie wiedziałem jak jechać i trochę błądziłem, zastanawiałem się, podziwiałęm okolicę... poza tym patrzyłem bardziej na puls bo początkowo miało być 300 (do Dziwnówka), ale w połowie trasy miałem zbyt duże spóźnienie i w domu byłbym gubo po 20 a zbyt cienko byłem ubrany. Cel i tak osiągnąłem, a 300 zaatakuję w lecie...

James77 12:50 wtorek, 20 marca 2012

co tak wolno??? :P:P:P

graty za dystans!!!

P.S.
nie rób wiecej sam takich trasek :)

Misiacz - no nie gadaj z tym przejściem granicznych, na mapach jest zaznaczone, w poprzednie lato z Axisem tam dygaliśmy jak Uznam robiliśmy :D

sargath 11:39 wtorek, 20 marca 2012

Gratulacje Grześku pobicia własnego rekordu, ja "robiłem" tą trasę również samotnie w tamtym roku. Pamiętam, że była to inna pora roku ale też i kilometrów miałem jak dobrze pamiętam około 10 więcej. Wypiłem wtedy bardzo dużo płynów ale jechałem na samych batonikach :). Kolejny mój cel to ponad 300 jak się uda to moja nieudana trasa z tamtego roku 352km...

Jeszcze raz gratulacje i do zobaczenia!

Eryczek 10:15 wtorek, 20 marca 2012

No to widzę, że życiówka przekroczona z nawiązką.
Tendencyjnie - gratulacje!!! ;)))
Co do przejścia granicznego to...jestem zaskoczony, nigdy tam nie byłem, więc odkryłeś coś, czego ja nie znalazłem wielokrotnie.
P.S. Jak stopy bolą z zimna, to w każdym kiosku można kupić jakieś tandetne skarpetki za śmieszne grosze.

Misiacz 22:08 poniedziałek, 19 marca 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa okrak

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]