takich akcji to fakt mam sporo, już dawno przestałem liczyć, minimum jedna na wyjazd :D:D:D
sargath 19:06 wtorek, 13 grudnia 2011
co do godziny to minimalnie się minęliśmy, bo jak byłem przy kościele w Mierzynie to miałem na osi 7:21 :D
jutro blaszakiem jadę, bo mam sprawy do załatwienia na mieście :(
taka to nasza - rowerzystów w polandii - dola, nie ryzykujesz nie jedziesz :/
James77 18:42 wtorek, 13 grudnia 2011
ja mam z tyłu 2 migające światełka, opaskę na nodze i kilka odblaskowych elementów na ubraniu, a często ludzie mnie wyprzedzają na gazetę. Byle nie zwalniać bo się spóźnią 1 sekundę, i nic, że jadą z drugiej strony - rowerzystę zepchnę i się zmieszczę... Któregoś razu dosłownie na koło siadł mi tir (na podjeździe do Skarbimierzyc), był tak blisko, że czułem ciałem drgania silnika, wyprzedzając jeszcze mi trąbnął. Oczywiście polak. czasem jest naprawdę niebezpiecznie. Pewnie każdy rowerzysta (w Polsce) ma kilka takich historii...
ja dziś jechałem o 7:25, musiałeś już "wspólny" odcinek przejechać, bo Cię nie widziałem.
pozdro, jutro znów... :D
e tam, lajcik, ale powiem szczerze, że jak dzisiaj jechałem do roboty to z Twojej ulicy babka wyjeżdżała samochodem puntopodobnym i mnie nie zauważyła, w ostatniej chwili zahamowała, ale bez ucieczki na środek jezdni się nie obyło, jak by coś za mną jechało to już bym szykował się do ostatniej wycieczki na centralny :-/
sargath 18:16 wtorek, 13 grudnia 2011
jazda rowerem w szczycie w takich warunkach drogowych... szacun ;)
James77 13:29 wtorek, 13 grudnia 2011
do pracy :)
sargath 13:22 wtorek, 13 grudnia 2011
Dzięki.
James77 10:16 wtorek, 13 grudnia 2011
Jechałeś do pracy?
dzisiaj też z rana śmigałem rowerem, po ponad dwu tygodniowej pauzie i powiem szczerze, że zaskoczyła mnie gołoledź na asfalcie, kilka razy bym prawie całował matkę ziemię :D
sargath 09:13 wtorek, 13 grudnia 2011
masz zacieńcie do tych porannych treningów, szacun!