Trasa bezpośrednia dom-praca-dom w celu rozpoznania terenu. Za oknem -4, ludziska wszędzie skrobią samochody. Mała modyfikacja ubrania na taką pogodę - narciarskie rękawice i spodnie 3/4 z windstopperem, ciśnienie w oponach na ok 1.9bar. Mimo prędkości patrolowej - wszędzie było mi ciepło.
Warunki na drodze raczej trudne, pługi jak zwykle śniegiem z ulicy zawalają drogi dla rowerów, na rondach i skrzyżowaniach przebijałem się przez góry rozjeżdżonego śniegu, gdzieś na zjeździe (ul. Piotra Skargi) tył zaczął jechać własnym torem... Ale i tak fajne uczucie, jak jadę szybciej od samochodów...
Miałem poniedziałki lekkie zrobić, ale wygoniła mnie dobra pogoda za oknem... Tylko -2 i sucho. Złapałem się na silny wschodni wiatr, od Blankensee aż do samego miasta z nim walczyłem. Rano 1:35.
Wieczorem najtrudniejsze warunki w tym roku. Gołoledź, miejscami nawet przy delikatnym hamowaniu czułem jak tył mi ucieka...
W domu tabata, tym razem pełny cykl: po 20 przysiadów.
Baza po trasach Majorki. W drugiej godzinie jakieś interwały, w trzeciej - luźno. Znowu zignorowałem poziom wysiłku bo po wszystkim byłem wypompowany (zwykły banan by pomógł). śr. kad. 85 bieg 50x14 1,5l wody dystans przeliczony.
Dziś o zapachach będzie: Na samej granicy w Lubieszynie jest firma kateringowa,, która o 6 rano gotuje obiady - czuć wtedy w okolicy jakieś sosy, mięso i inne takie...Nawet przyjemnie jest. Później długo, długo nic (no jeszcze czasem nawóz na polach "zajedzie") i wjeżdżam do Buku a tam... smród palonych śmieci, plastiku i innego syfu. Już kolejny dzień tak tam śmierdzi - zresztą jak każdej zimy.
Poranne 1,5h szybko minęło w temperaturze 0 st. Mała zmiana ubrania - zamiast koszulki i '"zimowych" rękawków - bluza. Niestety,, intensywność jazdy jest na tyle duża, że wiatrówka (bezrękawnik) skutecznie poci mi korpus. Z kolei jak zwolnię, to robi się zimno...i tak muszę 30 nak%$#ać. :)