Nic w przyrodzie nie ginie. +3kg do wagi startowej zapaliło mi żółte światełko. 25go kwietnia jest Oficjalny Szosowy Objazd Zalewu Szczecińskiego - trza będzie jakoś wyglądać. ;) 3tyg. - 3kg - jest do zrobienia, ale będzie bolało.
Wtorek i czwartek interwały 60s:30sx8 po 2 serie + długie jazdy, wstrzymuję dostawę alko oraz innych kfc i za 3 tygodnie mam być...slim.
Wichura + deszcz, tylko chwilę zastanawiałem się czy jechać. Trzeba było wykorzystać sprzyjające warunki na pewnych segmentach (ale chyba nic z tego - licznik padł) :/
Dzisiaj głowę napędzali starzy (ale młodzi wtedy) Guns N'Fucking Roses, za to mój tyłek wozi się od wczoraj na nowiutkim Radonie z dużymi kołami (to za kolejny krzyżyk w kalendarzu).
Radocha z nowej zabawki (naawet instrukcję przeczytałem):
Trasa wymyślana na bieżąco w stylu: a tak jeszcze nie jechałem. Oczywiście w przedziale 1,5h przed pracą.
Rower wrócił z serwisu...Pora więc dalej nawijać kilometry... Tymczasem w moim rowerowym świecie nastąpiła zmiana pogody i rano uderza mnie upał - całe 10st. Jak się teraz ubrać panie Premierze, no jak?
W domu szybko uwinąłem się z obowiązkami i dostałem 2 godziny wolnego. :) Nie miałem ochoty na gonienie za średnią, wybrałem bujanie w terenie. Relaks, podziwianie widoków i niepatrzenie na licznik takie były cele "treningu". A ponieważ o stworzenie pewnego segmentu poprosiła mnie Ula to wiedziałem gdzie się "bujnąć". Po wykonaniu roboty wdrapałem się na okoliczną górkę i...siedziałem sobie z pół godziny:
Jak już zmarzłem to w dół i do domu...prawie. Bo w Ostoi na 5km przed domem zgubiłem Bardzo Ważną Śrubkę zawieszenia i teraz nie mogę jeździć. :/ Niestety z tego co się dowiedziałem najbliższa taka śrubka jest w niemieckim sklepie Radona i to w zestawie.
No cóż... wycieczka bardzo fajna, ale chyba pora na nowy rower. :)
Ranna trasa robiona spontanicznie (wyszło 52km). Akurat tak się ułożyła, że długie proste miałem pod słońce. Asfalt jak i niebo oślepiały. Przypomniało mi się nawet marzenie z dawnych lat - fajnie by było pojechać sobie raz w życiu tak prosto pod słońce...na Route 66. To pewnie za sprawą klimatycznej, amerykańskiej muzyki piątkowego Wojciecha Manna i lekkiego przysypiania na kierownicy. ;)
Zdjęcie wygrzebane z zakamarków telefonu (jeszcze z kotełkiem):
2 stopnie - tyle pokazał termometr. Ale na polnych drogach było na pewno mniej bo straciłem czucie i w pracy, kiedy ręce dochodziły do swojej temperatury czułem jakby mi płonęły...
Nadal jednak jest świetna pogoda i jazda sprawia mi wiele frajdy. :)
Rolnicy to mają fajnie... jeżdżą swymi wielkimi machinami z kolorowymi wyświetlaczami i mnóstwem przycisków i ciągną te swoje jeszcze większe przyczepy . :) Obecnie trwa intesywne nawożenie, więc te wszystkie John Deery i inne Fergusony mają z tyłu gigantyczne beki z gnojówką. Od poniedziałku mijam się dokładnie w tym samym miejscu z takim jednym składem. Niedługo będziemy się pozdrawiać niczym (niektórzy) szosowcy. :)