Ech, a było tak fajnie. Rano pożegnałem się z żonką, pofociłem sobie fajne rejony, spotkałem kolegę który też jak ja jechał do pracy... I musiałem trafić na gościa, który ma wszystko w dupie, który rano musi walnąć dwa browce, żeby pracować a jedyne co robi to sprząta ulice...
Może z Arkiem za szybko jechaliśmy, może powinienem głośniej wrzeszczeć, może powinienem wezwać policję... Doskonale wiem, że jadąc rowerem muszę myśleć za innych bo pomyłki są bardzo bolesne...a jednak tego, że gościu patrząc na mnie zrobi krok w tył, że ma promile we krwi...tego nie wziąłem pod uwagę. Cóż, to nie było zderzenie to było jebnięcie, faceta zmiotło z ulicy, ja przeciałem przez gościa, robiąc salto, a on uderzył głową o bruk tracąc przytomność... Karetka dosyć szybko przyjechała, więc gościu będzie żył. Ja z ran jakoś się wyliżę, kupię zniszczony sprzęt i będę jeździł dalej...
ps1. A takie fajne foty rano porobiłem. :)
ps2. Ludzie którzy jeżdżą bez kasku są moim zdaniem nieodpowiedzialni.
Zaliczałem - jak zwykle - kolejne wsie jednym uchem słuchając porannej audycji i jednym okiem patrząc na drogę (jeszcze druga półkula mózgu spała), kiedy w okolicach Smolęcina mignęła mi czerwona lampka rowerowa... Mózg jakby odżył, oko sie otworzyło, zastrzygłem uszami i...tak. Tam musiał jechać jakiś biker i to całkiem żwawo. Dalej już szybko poszło: ząbek niżej, tempomat na 35 i po chwili pozdrawiam kolegę (niestety nie znam bliżej). "Wypracowuję" bezpieczną przewagę po czym wracam na podstawowy bieg (30)...oko zasypia, ucho też a ja turlam się dalej...
ps. Drugi zając był z czekolady. Wczoraj zjadłem ostatnie słodycze ze świąt. Już nic mnie nie kusi z szafy. :)
To chyba moja ulubiona pętla. Prawie cała po polnych drogach (w standardzie niemieckim - czyli po gładziuchnym asfalcie lub po idealnie spasowanych płytach), lub asfaltowych ścieżkach rowerowych z minimalnym ruchem samochodowym. Dzisiaj więcej zwierząt widziałem niż Niemców poginających do pracy. Lubię ten spokój.
Na ostatniej ustawce kolega słusznie zwrócił mi uwagę, że gówniany rower mam i coś mi tam ciągle strzela, stuka i w ogóle jak tak można jeździć... No właśnie - co w rowerze "czeszczy"? Są 3 główne miejsca - okolice sterów, sztycy i suportu. Ponieważ w rowerze dźwięki w ramie potrafią nieźle zmylić, proponuję rozbierać i czyścić właśnie w takiej kolejności. Właściwie suport można zostawić na następny dzień, bo tam jest najwięcej roboty a może się zdarzyć, że właśnie "ustrzeliliśmy dziada" :)
U mnie to był zapiaszczony zacisk sztycy - czyszczenie i nasmarowanie uciszyło wszystko i rano znów mam to hipnotyzujące buczenie opon. Więc...dzięki Matteo :)
Jak smarować łańcuch (moja metoda): 1 minuta czyszczenia drucianą szczotką łańcucha i kasety (z casto kpl. trzech za 5 pln), czasem blatów. 1 minuta czyszczenia odtłuszczaczem łańcucha (szczególnie boków - ma być czysto) i kółek przerzutki (b. ważne) 1 minuta smarowania łańcucha (po kropelce na ogniwo) 1 minuta kręcenia korbą na rozprowadzenie oleju (najfajniejsza część - lubię słuchać terkotania wolnobiegu) 30 sekund wycierania szmatką tego co nie "weszło" (+ kółka przerzutek) 30 sekund sprawdzenie działania i sprzątnięcie po sobie.
Po latach jeżdżenia doszedłem do wniosku, że dłużej niż 5 minut nie powinno to trwać (wyjąwszy szczególne przypadki).