Testowa jazda w celu sprawdzenia jak udał się sezonowy przegląd roweru. Jednak co roku muszę wymieniać łożyska w wahaczu, inaczej stają i robi się sztywniak. Teraz chodzi jak nowy, gorzej z amorem, który nie jest już tak sprawny jak kiedyś. Nowy napęd, linki, manetka XT (w porównaniu do starej deorki to przepaść jakościowa), łożyska, tarcze hamulcowe, klocki, olej w amorach, rama wyszorowana (ma porowaty lakier i z czasem robi się ciemna), wszystko nasmarowane i wyregulowane. Nie wiem tylko dlaczego jedne klocki piszczą, a drugi nie a na pewno nie są zaolejone. Ciśnienie w amorze 9bar, w damperze 13 (sag ~10%).
Pora zacząć się rozjeżdżać przed sobotnią wyrypą...
Bieg po 6tyg. przerwy i z różnicą trzech kilogramów (na minus). Tempo lekkie (wdech na 4 kroki), czułem dużą różnicę w mniejszej masie. Szczególnie w kolanach i biodrach. Na podbiegach to jak sarenka skakałem.
Pół dnia grzebałem przy rowerze, aż w końcu nadeszła pora na testy. Zalożyłem letni napęd, kółka z nowymi oponami + parę innych pierdół. Tak mi się dobrze jechało, za skoczylem do koteła w L.
Teraz to są "normalne" prędkości, opony są ciche, nowe tarcze i klocki ostre jak brzytwa. Do wymiany są tylko 2 koronki w kasecie bo nie przyjmują nowego łańcucha, ale to szczegół.
ps. Co z tym wiatrem dzisiaj było? Przez całą pętlę jechałem z wmordewindem.
Krótka jazda po podszczecińskiej puszczy.
Zabawa po szlakach i pogonie za innymi, których wypatrzyłem.
Samojebka nr 2345:
staty na początek miesiąca: 82kg/13,8% tłuszczu - ponoć chudy się robię. I dobrze, ostatni miesiąc przygotowań przed wbiciem się w wyjściowe (niedzielne) lajkry...;-)
Budzik...piąty już...ciemno jeszcze... Schodzę na dół zrobić kawę. Sprawdzam po drodze twardość opony, którą wczoraj łatałem...miękka..."no żesz k$#@ mać" - myślę. Nie no, ćwiczyć biceps o 5 rano...n-i-e-d-a-r-a-d-y. Wracam do łóżka i zakopuję się pod kołdrą... Spaaaać...
Złapałem złodzieja. Watów. To był klocek hamuclowy. Tarł sobie stale o tarczę, a ja w tym czasie wylewałem kolejne litry potu próbując utrzymać moją prędkość przelotową. Złodziej złapany, ukarany. :)
Dzisiaj był ten dzień, w którym nie miałem ochoty turlać się po ciemku gdzieś między wsiami... Dlatego jak w Dobrej złapałem PKSa to nie puściłem go aż do Wołczkowa (bo skręcił na Bezrzecze). Jazda na najszybszym biegu z kadencją 120 dostarczyła mi odpowiednich emocji i rozbudziła lepiej niż poranna kawa. :)