Pora monsunowa w końcu minęła i rano pojechałem sprawdzić jak się jeździ rowerem :) Na początku ciężko, ale z czasem było co raz lepiej. Jeżeli za 3 tygodnie mam jechać na cały dzień rowerem, to najwyższa pora trochę pobujać się po okolicy.
Rano - tak sobie jadąc - szukałem czegoś co można by sfocić ale jak na złość nic nowego nie było... Aż do miejsca w pobliżu Jasnych Błoni:
Gdy przedzierałem się przez te krzaki to oczywiście rozerwałem nogawkę lajkry. Mam nadzieję, że jadąc wieczorem w drugą stronę, tego drzewa nie będzie...
Wczoraj złożyłem do kupy zawieszenie fulla. Na nowych łożyskach i smarze od razu czuć, że "kanapa pracuje". Rano do pracy lekko na około, bo dostrzegłem jakiegoś mtbowca i pojechałem za nim go wyprzedzić. :) Później popadało i się utytłałem. Może nie wyglądałem jak znany Master of mud, ale w pracy musiałem się umyć.
Rano, pomykając do pracy, z podporządkowanej wyjechał mi gość i jedyne co mogłem zrobić na mokrym asfalcie to położyć rower (35km/h). Huknąłem w niego tak, że rower wpadł pod samochód a ja w niego uderzyłem... Straty: poobijane i bolące kolana i łokcie, zdarta z nich skóra, boli nadgarstek, stopa, ramię, mocno kuleję (ledwo zginam nogę, ale nic nie spuchło)... Rower też dostał; skrzywiony hak, pękł zaczep licznika, zeszlifowane wystające części roweru (siodło, przerzutka, pedał, zacisk koła, róg).
Starszy gość bardzo mnie przepraszał i takie tam, wymieniliśmy sie telefonami. Po południu nawet zadzwonił i zapytał się o zdrowie, jeszcze raz przeprosił i powiedział, żebym naprawił co trzeba a on odda kasę (straty oszacowałem na 200zł).
Wieczorem przez Madbika, gdzie Piotr naprostował hak i ogólnie spojrzał na sprzęt (dzięki za ekspres).
Wystarczyły dwa siłowe treningi i mam nogi jak kołki. Dzisiaj miło być luźno, aby je rozruszać, ale średnio się udało. Jak wychodzę rano, to nie mogę sobie odmówić przyjemności pojeżdżenia przez pola i puste drogi i robię standardowy dystans na styk z czasem (co do minuty)... Lubię tak sobie z rana spalić 1000kcal. Ze spokojem zjadam wtedy sobie na śniadanie dodatkową drożdżówkę i popijam colą :)
p.s. wystarczyło obniżyć wpisowe na maraton w Choszcznie a zjechały się tłumy i będzie rekordowe 400 osób (czyli max dopuszczonych przez orgów.)! Na moim dystansie i kategorii naliczyłem prawie 30 osób. W końcu będzie można porównać się z większą ilością trzydziestolatków.