Jak co piątek jazda rowerem do pracy. W ucho miła muzyka i jazda do lasu...
Jechałem, słuchając Manna (prawie podrygując na rowerze) z Bezrzecza do Wołczkowa gdy minąłem sarnę leżącą przy krawężniku na ulicy. Rozglądała się na boki, miała chyba połamane nogi, bo tak jakoś nie naturalnie skręcone było ciało... Pojechałem do straży pożarnej w Wołczkowie, żeby kogoś powiadomić, nie mogłem tak obojętnie przejechać, ale nikogo nie było (to chyba OSP)... Wpadłem na pomysł, żeby powiadomić policję na 112 - tam na pewno ktoś siedzi. Zawróciłem i pognałem szybko do zwierzęcia... Tak się złożyło, że na jej pasie jechały samochody i musiałem stanąć po drugiej stronie ulicy (brak chodnika). Patrzyłem jak każdy zwalnia i objeżdża wolno a ona tylko obraca łbem za światłami...
Ściągam plecak, by wyjąć telefon...nadjeżdża śmieciarka... tak coś mi nie pasuje, że ciągle jedzie prosto... I wiecie co? Przejeżdża,kurwa, po niej urywając i miażdżąc jej głowę!!!
Słyszałem trzask kości przez słuchawki...
Brak słów...
Pojechałem do pracy "bez życia"...
p.s. powrót tą samą drogą - już było wszystko posprzątane...
Nawet polubiłem ten mrozik (pewnie za sprawą zimowych butów). Stabilna pogoda utrzymuje się od początku tygodnia. Warunki praktycznie takie same...
Wczoraj odcinek lodowy (ok 5km) był przykryty świeżym śniegiem i jechałem mocno na wyczucie. Dzisiaj samochody ubiły co trzeba a wiatr rozwiał resztę i można było jechać pewniej (szybciej). Oczywiście kolcowana opona ma co robić.
Teraz mogę powiedzieć, że jestem przygotowany na warunki zimowe. Kolce, buty, rękawice... Lód, zimno, śnieg już nie straszny...
Pognałem na swoją pętelkę zmierzyć się z lodowym odcinkiem Blankensee - Bismark. Niemcy dalej tego nie chcą sprzątnąć. Jest lepiej bo miejscami leży piasek. Lodu jakby mniej i widać asfalt. Kolce się przydały, bo kilka razy czułem jak przednie koło nieznacznie ucieka na boki.
Komfort termiczny odpowiedni - wszystko ciepłe. Sukces
...napadły na mnie w lesie :) Jadąc lasem do pracy wataha dzików przebiegła mi - ok 10m - przed rowerem. Przeleciały doskonale oświetlone lampą, jeden za drugim (chyba z 7 sztuk), zmuszając mnie do zatrzymania bo wcale się nie bały (to raczej mi skoczyło ciśnienie). Szkoda, że miałem słuchawki, pewnie bym je usłyszał.
Reszta to zabawa po śniegu. Pierwsze zaliczenie Miodowej i takie tam...
Po ostatnim przydzwonieniu tyłkiem miałem dosyć tańczenia po lodzie... Korzystając z doświadczeń innych bikestatowiczów skonstruowałem sobie kolcowaną oponę. Przeznaczyłem na to starego RocketRona. Kupiłem wg "przepisu" "składniki" i po kilku browcach wyszło coś takiego:
Przyszedł czas na test. Warunki za oknem idealne, wbiłem się w zimowe wdzianko i pełen obaw pojechałem na wiejskie dukty...
Już po pierwszych metrach czuję, że jest inaczej. Ciśnienie 1,5bara, opona na skrętach lekko się ugina, ale... trzyma G-E-N-I-A-L-N-I-E.
Zjechałem całą wieś, drogi asfaltowe (fajny dzwięk), twarde i miękkie śniegi, dziurawe drogi, lodowe pułapki... Nic, żadnej gleby. Jak nabrałem pewności to prędkość też wzrosła...Wchodziłem w zakręty z uślizgiem tylnego koła, kolce na przednim trzymają niesamowicie.
Pobawiłem się tak z godzinę i wiem jedno - zrobię drugą taką na tył. Powinno to mi dodatkowo zabezpieczyć uciekanie siodła na zakrętach...
Komfort jazdy zwiększył się tak bardzo, jak przesiadka z letnich butów na zimowe... Ciekawe czy jakość jazy byłaby większa gdybym kupił firmowe kolce (najdroższe są po 300!)?