Wpisy archiwalne w kategorii

0-50km

Dystans całkowity:19117.14 km (w terenie 1174.93 km; 6.15%)
Czas w ruchu:790:03
Średnia prędkość:23.95 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Suma podjazdów:8497 m
Maks. tętno maksymalne:179 (96 %)
Maks. tętno średnie:161 (86 %)
Suma kalorii:23697 kcal
Liczba aktywności:580
Średnio na aktywność:33.02 km i 1h 22m
Więcej statystyk

poranna jazda wer. 3a

Wtorek, 29 maja 2012 · Komentarze(2)
pole w porannym słońcu © James77


Wczorajsze poginanie czuję jeszcze w nogach, stąd czas - średni.
Za to jazda w porannym słońcu miło nastraja na resztę dnia.

ps. na pieszym przejściu granicznym minąłem się z polskim ch*#@kiem, który na moją podniesioną rękę pokazał faka... Od teraz w tamym miejscu będę jeździł z komórką przygotowaną do zdjęcia. Będę tu wklejał takich palanciarzy w samochodach.

poranna jazda wer. 3a

Poniedziałek, 28 maja 2012 · Komentarze(0)
Po relaksującym łikendzie czuję się wypoczęty. Dzisiaj więc pognałem mocniej. Ogólnie miła jazda bez szczegółów wartych zapamiętania. Locknitz coś puste.
W sobotę znowu szykuje się zapiek...

dom - praca - dom

Poniedziałek, 28 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, praca
rano - ogień bo trochę późno wróciłem z szoski
wieczorem - zabawa we Wkrzańskiej, dalej odkrywam zalety posiadania lżejszych kółek. Wyraźnie szybciej podjeżdżam Miodową (szutrem)i długi podjazd Wołczkowo - Bezrzecze (asfaltowe części). Na zjazdach na razie nie widzę różnicy.

Serwis:
nowa korba z łańcuchem - nareszcie docelowy napęd.
Jeszcze linki, zawieszenie i będzie gotowy.
Skrzypienie siodełka dobiegało na styku karbonowych prętów z jarzmem sztycy. Za słabo dokręciłem - poprawka i od razu jest lepiej. Pozycja już też prawie dopasowana.

Święto Cykliczne Szczecin 2012

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Największe święto rowerzystów w Szczecinie przyciągnęło ponad 2 tysiące rowerzystów. Zaczynałem w Lubieszynie z grupką 8-9 osób po polskiej stronie, by chwilę po 10:00 dojechała do nas kolumna (dosłownie) niemieckich rowerzystów. Ok. 30 osób na trekingach, w średnim wieku ok. 50lat. Po drodze przez wioski dołączały kolejne rodziny aż na Głębokie wjechaliśmy ok. 100 osobową grupą. Tam chwila na odsapnięcie bo wjeżdża druga setka z Polic i Monterem na czele. Dalej jazda przez Wkrzańską na Jasne Błonia w totalnym kurzu i jednak niezłym ścisku. Jechałem za Monterem, więc okularów nie musiałem czyścić, ale im dalej tym było bardziej szaro. Przy teatrze letnim przeciskamy się za ogrodzeniem (ponad 200 rowerzystów!) bo jakiś kiermasz trwa czy coś i brama jest zamknięta. Na miejsce zbiórki dojeżdżamy już bez problemów, przejścia były obstawiane szybko i w mieście kierowcy wykazywali większą kulturę niż na drogach dojazdowych do miasta (było kilka niebezpiecznych sytuacji, jak wjeżdżanie samochodem w kolumnę rowerów, wyprzedzanie na czołówkę, trąbienie, jechanie jakby nikogo nie było, itp. niemcy parę razy pewnie nieźle się wystraszyli). Na Placu pełno luda i rowerów, piknik pełną gębą. Po 10 ruszamy na objazd miasta, hałasując na trąbkach, dzwonkach i gwizdkach. Na trasie zamkowej z samolotu robione były zdjęcia, kiedy wszyscy trzymamy rowery w górze. Na placu rodła musiałem kończyć, i wróciłem do domu. Ludzi wyraźnie więcej niż rok temu, ogólna atmosfera pikniku i święta. Fajnie się jechało trzecim pasem na Mieszka I-go ;).









































link do zdjęć lotniczych: foto

Przetestowałem sobie kółka na asfalcie i pierwsze wrażenie to wyraźnie łatwiejsze przyspieszanie. Siodło dalej skrzypi...

Łęknica (Locknitz) + test sprzętu

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(5)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Piękna pogoda i mały upgrade roweru sprawiły, że zorganizowałem wycieczkę do Locknitz. Akces na jazdę zgłosiła też żonka, więc byłem już szczęśliwy na starcie :)
Przygotowałem wałówę i spokojnym tempem wyruszyliśmy do granicy w Lubieszynie.
Z powodu sporego natężenia ruchu na krajówce jazda była trochę nerwowa, ale jak zwykle po przekroczeniu granicy nastał błogi spokój. Zaczęliśmy delektować się przyrodą (a ja jeszcze nowymi kołami;)).
Przed Bismark zjechaliśmy do Hohenfelde tym samym zostawiając szum samochodów za sobą. Przed nami były pola i lasy oraz mnóstwo ptaków.
wycieczka © James77


Kierowaliśmy się na Plowen, po drodze mijając sporo podróżników z sakwami i innych turystów.
wycieczka © James77


Droga wiła się przez pola i małe lasy, co rusz ukazując pełne spokoju widoki:
wycieczka © James77


Przez senne (i ładne) Plowen przejechaliśmy bez postoju. Próbowałem uczestników wycieczki zainteresować tamtejszym kościołem ale zostałem zignorowany. Poprowadziłem więc dalej:
wycieczka © James77


wycieczka © James77


Kolejny postój na wodę i cukierka:
wycieczka © James77


Stamtąd już rzut beretem do Locknitz. Niespiesznym tempem poturaliliśmy się do Locknitzkiego kota robiąc mu pamiątkowe zdjęcie (dokładnie 1459). Lidia dołączyła tym samym do zacnego grona szosowców robiących tam często popas ;)
(cukierek był), odwiedziliśmy też rosyjski cmentarz, wieżę obronną i bocznymi drogami dojechaliśmy do celu podróży - Locknitzer See.
wycieczka © James77



Zabrana wałówka spożyta w takich okolicznościach przyrody była nadzwyczaj smaczna:
wycieczka © James77


Okolica zachęcała do dłuższego postoju. Niedaleko nas posilała się grupka polskich rowerzystów (kulturalnie), ktoś się kąpał w jeziorze... pełen relaks.
wycieczka © James77


Locknitz oferuje jeszcze kilka atrakcji, które zamierzam odwiedzić.
wycieczka © James77


No i jeszcze ostatni atrakcja - 1000 letni dąb (w czasie bitwy pod Grunwaldem miał juz kilkaset lat! - ciekawe ilu ludzi pod nim składało przysięgi, umierało czy walczyło...):
wycieczka © James77


Wyjeżdżając z miasta skierowaliśmy się na drogę rowerową do Ramin. Szybko jednak z niej zjechaliśmy bo chciałem sprawdzić pewien skrót wypatrzony na mapie. Droga prowadziła przez pola i była dobrej jakości.
wycieczka © James77


Lidia może teraz mówić, że zaliczyła jazdę w terenie:
wycieczka © James77


Dojechaliśmy do Schmagerow, dalej do Gelin gdzie jeszcze sprawdziliśmy nowy skrót do Grambow (nie bezprośrednio).
Trasa jest oznaczona jako szlak rowerowy i ciągnie się przez pola. Nawierzchnia wykonana jest z idealnie spasowanych płyt. Jazda była miła i przyjemna, chociaż co niektórzy zaczęli opadać z sił.
wycieczka © James77


Scieżka łączy się z drogą B113, gdzie jest miejsce postojowe i plac na odpoczynek. Tam urządziliśmy sobie popas, po którym plecak stał się pusty. Nastał czas na relaks (kolejny):
wycieczka © James77


Słońce ładnie przypiekało, aż zaczynało być mocno gorąco. W tym czasie Lidia złapała drugi oddech i można było się zwijać.
Przy granicy w Linken opuszczamy niemiecki system ścieżek rowerowych:
wycieczka © James77


i wjeżdżamy na polski:
wycieczka © James77


Jeszcze dwie hopki, po których żonie wyłącza się tryb "bike on" i "na oparach" dojeżdżamy do domu. Dystans 42km przejechany, czas na regenerację, masaże, dobre słowo, ciepły posiłek i za 2 tygodnie można znowu coś wspólnie planować ;)

Ze spraw technicznych:
Koła prezentują się znakomicie, ważą w porównaniu ze starymi mniej (waga "ręczna"), toczą się b. lekko, myślę że inwestycja bardzo dobra.
Siodełko (prezent mikołajowy) ze sztycą też ok, chociaż czasami zaskrzypi - ponoć na początku to się może zdażać (inf. Fizika). Wymaga jeszcze poszukania optymalnego ustawienia.
Aktualnie rower prezentuje się tak:
Radon 2.0 © James77


W pudełku czekają jeszcze: nowy napęd i inne szpeje. Muszę też odświeżyć lakier, bo wtarty jest pył maratonów przez co stracił fabryczny odcień ;)

Nasza trasa:
<a href="" title="GPSies - malownicza trasa Szczecin - Locknitz"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - malownicza trasa Szczecin - Locknitz" /></a>

dom - praca - dom

Piątek, 25 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km
Zbyt mało snu (brak wyspania w łikend) powoduje, że rano jestem nieprzytomny i rower to ostatnia rzecz o której myślę. Poza tym muszę wypocząć do kolejnego maratonu...

rano- mini rekord - 22min do pracy (pasowały światła), na Wałach dogoniłem samochód, który mnie wyprzedził w Mierzynie obok kościoła.
wieczorem- miałem luźno pokręcić, pomyślałem o masie, ale dzisiaj przesunęli na niedzielę. Powrót przez miasto.

rower - woła o gruntowny serwis, chyba nadszedł czas...

waga (moja obsesja) - 83,9kg (60% woda, 44,5% mięśnie, ? % tłuszcz) i ciągle spada mimo rozpasania żywieniowego ;) Zaczynam wymieniać ciuchy bo niektóre na mnie wiszą :)
Jazda bez obijania udami bęca - bezcenne :D

dom - praca - dom

Czwartek, 24 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 0-50km, praca
rano - dojazd 23min. Bez przygód
wieczorem - puszcza Wkrzańska. Jadąc do Wołczkowa kierowca ciężarówki z przeciwka postanowił nie zwalniać, kiedy wyprzedzał rowerzystę. W skutek czego jej lusterko przemknęło mi nad kaskiem, a ja lewą rękę i nogę maksymalnie przytuliłem do ciała bo inaczej otarłbym się o burtę samochodu....
Kurna jego mać, w Niemczech tego nie ma...

interwały

Środa, 23 maja 2012 · Komentarze(3)
6x30:60

Tylko drugi i trzeci prawie wyszedł, reszta mimo ognia i palących ud poniżej oczekiwań.
Za to w przerwach całowicie uspokajam oddech.

dom - praca - dom

Wtorek, 22 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, praca
rano - padało, więc szosa została w domu, a na rower wsiadłem dopiero jadąc do pracy. Dojazd standard - ogień w nogach: 10km w 23min - samochodem jestem w 30.
wieczorem - standard przez wkrzańską z zapier$#@m pod gubałówkę ( drugi raz z rzędu na mecie 30km/h), do tego jeden z moich ulubionych fragmentów; długi podjazd Wołczkowo-Bezrzecze ze stromym finiszem też na 30...
Normalnie nie poznaję kolegi ;)

p.s. prawie codziennie rano na światłach w Mierzynie mijam się z jakimś góralem w rowerowych ciuchach. Jeszcze mi nie odpowiedział na pozdrowienia, ale dzisiaj widziałem - zadrżała mu ręka... kropla drąży skałę...

dom - praca - dom

Poniedziałek, 21 maja 2012 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, praca
rano - ogień i skakanie między samochodami. Pozdro Pawle :)
wieczorem - zabawa we wkrzańskiej z omijaniem żywych pachołków, na mojej wirtualnej mecie na gubałówce (przejście dla pieszych) wpadam z 30 na liczniku. W ogóle jakoś szaleńczo jechałem (sądząc po reakcjach ludzi), rano muszę się wyżyć.