Wtorkowe kręcenie różniło się od poniedziałkowego tym, że było zimniej i na buty nałożyłem skarpety. Reszta jak zwykle: nawijanie kilometrów po pustych drogach i sycenie się zielenią. :)
Oprócz lekko zajechanego napędu doszła przerzutka. Pora na nową linkę...ale wiecie, coś pogmeram i jeszcze działa. Jak to mówią: szewc bez butów chodzi. :)
pomiar: waga 80,4kg, tłuszcz: 12,2% - czyli trzyma się wszystko w kupie. :)
Poprawione ułożenie klamek. Jest dobrze i rower wyrywa aż miło. :) Pasewalk to niemieckie miasto godzinę jazdy od Szczecina. Miałem wolne dwie, więc na szybko skoczyłem zjeść tam batona i z ogniem wróciłem do domu. A że fajnie tam pojechać, niech świadczy to zdjęcie niemieckiej DDRki:
Nie lubię pisać o pogodzie, ale dzisiaj był ten dzień o jakim marzę marznąc jesienią, zimą i wiosną. 20 stopni o 6 rano, słońce, wiatr...idealnie. Niech ten dzień będzie piękny. :)
Na spokojne tempo w okolicach 30 dał się nabrać Romek. Po lekkim naciągnięciu średniej wyszło fajne jeżdżenie z kawą w Nowym Warpnie. Jeszcze jak się Piotr skusił to już było jak za starych czasów. :)
Trenerka wygoniła mnie na rower. Kiedy już wyżyłem się na gładkich asfaltach sąsiadów to z uśmiechem wróciłem do "bazy". Dopiero wtedy nastąpiła właściwa część treningu: dostałem łopatę, taczkę i na 3 godziny poszedłem kopać w ogrodzie. Lubię takie plany Trenerki...wieczorem zawsze jest jakaś nagroda. :-)
Szybki wypad, żebym nie miał wyrzutów sumienia, że nic dzisiaj nie zrobiłem. 2 godziny rano to akurat tyle, aby żonka nie zauważyła zniknięcia. Z pomiarów siebie: tłuszcz 11,9%. Krzesła stały się twarde, wszystkie spodnie luźne a mi zostanie niedługo chodzenie tylko w lajkrach. :-)
Ciekawostka: Po "wyrwaniu" tych 3-4 kilogramów wagi które zawsze były, zdarzają mi się napady głodu, albo "bomby dnia". Chodzę wtedy jak zombi, wszystko mnie wkurza i chce mi się spać...Sytuację ratują duże ciasto z kremem i jeszcze większą kawą (600kcal)...Albo 2 cukinie zjedzone na raz (200kcal). :)
O, tak mi chodzą tryby. Stale coś terkoce. Ale jak 2 tygodnie temu łańcuch przeskakiwał na kasecie tak po naoliwieniu przestał. A powinno być gorzej. 3 dni nad tym myślałem - i wymyśliłem - uwaga: mam słabą nogę i nie mam czym "gnieść" korby. :) Inaczej tego nie widzę. Z optymizmem patrzę na dalszy rozwój formy i sam jestem ciekaw gdzie skończę.
ps. Przed pracą: 56km ze średnią 28,6 (z miastem, na 29erze). Ciągle za mało...
Kolejna droga dla rowerów powstaje między niemieckimi wsiami. Moim zdaniem najlepsza znana mi asfaltowa droga w naszym kraju nie równa się temu po czym dzisiaj jechałem. Można jechać na samych felgach. :)