Obecnie rano jest chyba najprzyjemniej jeździć. O 5:30 - 21st, "lekkie" słońce, brak wiatru - szkoda, że jestem w stanie wyrwać tylko 2 godziny. Od pierwszego budzika do wpięcia się w spdy mija zaledwie 25min. - za to prawie nikogo na drogach nie ma. 55km - 1:50- średnia utrzymana.
30:30x8 reszta luźno. temperatura o 6 - 19st - super, ale burzowo. Wczoraj pod Kołobrzegiem piorun z takiej małej burzy trzasnął obok drzewa pod którym schował się rowerzysta i go poraziło. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy mnie na otwartej przestrzeni złapały niezłe pioruny - miałem wtedy sporego stracha!
Czwartkowa realizacja mega planu treningowego przebiegła bez niespodzianek. 55km w 1:52.
Niespodzianki miałem za to podczas wczorajszego serwisu:
A to przyczyna pisku hamulców:
Pęknięcie odkryłem przez przypadek, podczas zamiany miejscami opon. Na razie będę się z tym kulał bo żadnych niepokojących oznak nie odczuwam. Z hamulcami lipa, bo ciekną uszczelki przy tłoczkach i cała okolica tarcz i zacisków jest uwalona brudnym płynem hamulcowym. Z hayesami nigdy takich problemów nie miałem (a ponoć takie to badziewne hample były - 8 lat, z 15kpl klocków i jedna uszczelka-przepona w zbiorniczku wyrównawczym). Za to Shimano M575 ciekną już po jednym sezonie. A cieszyłem się, że jeden miesiąc przejechałem bez żadnych inwestycji w sprzęt.
Poranna pętla 44km w 1:26 - za późno wyszedłem i był ogień do pracy. Chyba rekord padł (czas razem z miastem). Dając nogom odpocząć zwalniałem do...30. Lubię to.