Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczka

Dystans całkowity:15784.55 km (w terenie 989.00 km; 6.27%)
Czas w ruchu:605:53
Średnia prędkość:25.80 km/h
Maksymalna prędkość:67.70 km/h
Suma podjazdów:36035 m
Maks. tętno maksymalne:183 (98 %)
Maks. tętno średnie:166 (89 %)
Suma kalorii:117426 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:93.96 km i 3h 38m
Więcej statystyk

sprawunki na mieście

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Podskoczyłem do paru miejsc na mieście i tym samym dobiłem do planowanej setki.
Godziny szczytu to sajgon na ulicach, ale rower bije wszystkich ;)

wycieczka nad wodę

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczka, 100-200km
Po wykonaniu domowych obowiązków chciałem wykorzystać słoneczny dzień i mimo jutrzejszego Gryfa pokręcić się po okolicy. Celowałem w Altwarp, ale że słabo znam te rejony i jechałem na pamięć to zajechałem... do Uckermunde (prawie).
Chciałem sobie usiąść gdzieś nad wodą i trochę odsapnąć po robocie.
Fajnie się jechało autostradą dla rowerów:
autostrada dla rowerów © James77


Znalazłem w końcu przesmyk z ulicy nad wodę i tam w ciszy, prawie samotnie posiedziałem i wygrzałem się na słońcu:
relaks na Zalewem Szczecińskim © James77


Na trasie dojechał do mnie kolarz, jak się okazało - pośrednio się znaliśmy z BSa. Chwilę pojechaliśmy razem, po czym Daniel pojechał w swoją stronę.
Wiatr był dzisiaj wyjątkowo upierdliwy, mimo pętli nie można było znaleźć odcinka z wiatrem, ciągle wiało w twarz. Nawet zalesione tereny nie osłaniały i stale walczyłem. Jazda miała być lekka, ale czuję że trochę przeholowałem i jutro będzie wielka niewiadoma. Czas razem z postojami (w tym wyszukiwania gpsem - gdzie ja k%$@a jestem i tankowanie w stoleckim warzywniaku).

ślad:

Święto Cykliczne Szczecin 2012

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Największe święto rowerzystów w Szczecinie przyciągnęło ponad 2 tysiące rowerzystów. Zaczynałem w Lubieszynie z grupką 8-9 osób po polskiej stronie, by chwilę po 10:00 dojechała do nas kolumna (dosłownie) niemieckich rowerzystów. Ok. 30 osób na trekingach, w średnim wieku ok. 50lat. Po drodze przez wioski dołączały kolejne rodziny aż na Głębokie wjechaliśmy ok. 100 osobową grupą. Tam chwila na odsapnięcie bo wjeżdża druga setka z Polic i Monterem na czele. Dalej jazda przez Wkrzańską na Jasne Błonia w totalnym kurzu i jednak niezłym ścisku. Jechałem za Monterem, więc okularów nie musiałem czyścić, ale im dalej tym było bardziej szaro. Przy teatrze letnim przeciskamy się za ogrodzeniem (ponad 200 rowerzystów!) bo jakiś kiermasz trwa czy coś i brama jest zamknięta. Na miejsce zbiórki dojeżdżamy już bez problemów, przejścia były obstawiane szybko i w mieście kierowcy wykazywali większą kulturę niż na drogach dojazdowych do miasta (było kilka niebezpiecznych sytuacji, jak wjeżdżanie samochodem w kolumnę rowerów, wyprzedzanie na czołówkę, trąbienie, jechanie jakby nikogo nie było, itp. niemcy parę razy pewnie nieźle się wystraszyli). Na Placu pełno luda i rowerów, piknik pełną gębą. Po 10 ruszamy na objazd miasta, hałasując na trąbkach, dzwonkach i gwizdkach. Na trasie zamkowej z samolotu robione były zdjęcia, kiedy wszyscy trzymamy rowery w górze. Na placu rodła musiałem kończyć, i wróciłem do domu. Ludzi wyraźnie więcej niż rok temu, ogólna atmosfera pikniku i święta. Fajnie się jechało trzecim pasem na Mieszka I-go ;).









































link do zdjęć lotniczych: foto

Przetestowałem sobie kółka na asfalcie i pierwsze wrażenie to wyraźnie łatwiejsze przyspieszanie. Siodło dalej skrzypi...

Łęknica (Locknitz) + test sprzętu

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(5)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Piękna pogoda i mały upgrade roweru sprawiły, że zorganizowałem wycieczkę do Locknitz. Akces na jazdę zgłosiła też żonka, więc byłem już szczęśliwy na starcie :)
Przygotowałem wałówę i spokojnym tempem wyruszyliśmy do granicy w Lubieszynie.
Z powodu sporego natężenia ruchu na krajówce jazda była trochę nerwowa, ale jak zwykle po przekroczeniu granicy nastał błogi spokój. Zaczęliśmy delektować się przyrodą (a ja jeszcze nowymi kołami;)).
Przed Bismark zjechaliśmy do Hohenfelde tym samym zostawiając szum samochodów za sobą. Przed nami były pola i lasy oraz mnóstwo ptaków.
wycieczka © James77


Kierowaliśmy się na Plowen, po drodze mijając sporo podróżników z sakwami i innych turystów.
wycieczka © James77


Droga wiła się przez pola i małe lasy, co rusz ukazując pełne spokoju widoki:
wycieczka © James77


Przez senne (i ładne) Plowen przejechaliśmy bez postoju. Próbowałem uczestników wycieczki zainteresować tamtejszym kościołem ale zostałem zignorowany. Poprowadziłem więc dalej:
wycieczka © James77


wycieczka © James77


Kolejny postój na wodę i cukierka:
wycieczka © James77


Stamtąd już rzut beretem do Locknitz. Niespiesznym tempem poturaliliśmy się do Locknitzkiego kota robiąc mu pamiątkowe zdjęcie (dokładnie 1459). Lidia dołączyła tym samym do zacnego grona szosowców robiących tam często popas ;)
(cukierek był), odwiedziliśmy też rosyjski cmentarz, wieżę obronną i bocznymi drogami dojechaliśmy do celu podróży - Locknitzer See.
wycieczka © James77



Zabrana wałówka spożyta w takich okolicznościach przyrody była nadzwyczaj smaczna:
wycieczka © James77


Okolica zachęcała do dłuższego postoju. Niedaleko nas posilała się grupka polskich rowerzystów (kulturalnie), ktoś się kąpał w jeziorze... pełen relaks.
wycieczka © James77


Locknitz oferuje jeszcze kilka atrakcji, które zamierzam odwiedzić.
wycieczka © James77


No i jeszcze ostatni atrakcja - 1000 letni dąb (w czasie bitwy pod Grunwaldem miał juz kilkaset lat! - ciekawe ilu ludzi pod nim składało przysięgi, umierało czy walczyło...):
wycieczka © James77


Wyjeżdżając z miasta skierowaliśmy się na drogę rowerową do Ramin. Szybko jednak z niej zjechaliśmy bo chciałem sprawdzić pewien skrót wypatrzony na mapie. Droga prowadziła przez pola i była dobrej jakości.
wycieczka © James77


Lidia może teraz mówić, że zaliczyła jazdę w terenie:
wycieczka © James77


Dojechaliśmy do Schmagerow, dalej do Gelin gdzie jeszcze sprawdziliśmy nowy skrót do Grambow (nie bezprośrednio).
Trasa jest oznaczona jako szlak rowerowy i ciągnie się przez pola. Nawierzchnia wykonana jest z idealnie spasowanych płyt. Jazda była miła i przyjemna, chociaż co niektórzy zaczęli opadać z sił.
wycieczka © James77


Scieżka łączy się z drogą B113, gdzie jest miejsce postojowe i plac na odpoczynek. Tam urządziliśmy sobie popas, po którym plecak stał się pusty. Nastał czas na relaks (kolejny):
wycieczka © James77


Słońce ładnie przypiekało, aż zaczynało być mocno gorąco. W tym czasie Lidia złapała drugi oddech i można było się zwijać.
Przy granicy w Linken opuszczamy niemiecki system ścieżek rowerowych:
wycieczka © James77


i wjeżdżamy na polski:
wycieczka © James77


Jeszcze dwie hopki, po których żonie wyłącza się tryb "bike on" i "na oparach" dojeżdżamy do domu. Dystans 42km przejechany, czas na regenerację, masaże, dobre słowo, ciepły posiłek i za 2 tygodnie można znowu coś wspólnie planować ;)

Ze spraw technicznych:
Koła prezentują się znakomicie, ważą w porównaniu ze starymi mniej (waga "ręczna"), toczą się b. lekko, myślę że inwestycja bardzo dobra.
Siodełko (prezent mikołajowy) ze sztycą też ok, chociaż czasami zaskrzypi - ponoć na początku to się może zdażać (inf. Fizika). Wymaga jeszcze poszukania optymalnego ustawienia.
Aktualnie rower prezentuje się tak:
Radon 2.0 © James77


W pudełku czekają jeszcze: nowy napęd i inne szpeje. Muszę też odświeżyć lakier, bo wtarty jest pył maratonów przez co stracił fabryczny odcień ;)

Nasza trasa:
<a href="" title="GPSies - malownicza trasa Szczecin - Locknitz"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - malownicza trasa Szczecin - Locknitz" /></a>

dom - praca - wycieczka - dom

Środa, 23 maja 2012 · Komentarze(1)
rano - ogień jak zwykle. Chwila nieuwagi a na skrzyżowaniu wjechałbym w drzwi samochodu. Na szczęście hamulce mam bardzo dobre i zdążyłem go w ostatniej chwili ominąć.
wieczorem - z racji wolnego wieczoru zaplanowałem sobie krótką wycieczkę nad jezioro Świdwie.
Dojazd był całkowicie spontaniczny i prawie że "na azymut", kilka razy musiałem odpalać mapę by zorientować się gdzie jestem (komary w tym czasie miały ucztę). Trasa była bardzo piaszczysta co w połączeniu z moimi mocno startymi oponami i wysokim w nich ciśnieniem powodowało stałe zakopywanie się kół.
W końcu znalazłem:
wieża widokowa na jezioro Świdwie © James77


Na górze wyczekany popas (roztopiony marsik):
jem coś © James77


Widok z wieży bardzo ładny. Dosyć mocno wiało, więc długo tam nie siedziałem.
panorama jeziora © James77


Dalej, już do Bolkowa, gdzie był skręt na singletrack oznaczony czarnym szlakiem. Jeździ tam chyba jeden rowerzysta na miesiąc, bo ścieżka prawie znika w wysokiej trawie. Tak sobie jadąc (jak dobrze, że mam fulla) trafiam na kanał:
kanał © James77

Wytężam wzrok aż w końcu widzę, gdzie prowadzi ścieżka. Po chwili trafiam na taki kwiatek:
niespodzianka na szlaku © James77

Chwila nieuwagi a mógłbym rower już tylko nieść (nie miałem łatek).
Dojeżdżam w końcu do asfaltu, a dalej do Rzędzin, gdzie chciałem się przejechać nową ścieżką rowerową. Ostatecznie wjeżdżam na nią w Łęgach:
nowa ścieżka rowerowa Dobra-Rzędziny © James77

Nawet fajnie się jechało, w okolicy nie ma chyba lepszej. Dalej już prosto do domu, gdzie ostatni fragment z hopkami pokonywałem pod wiatr.
W sumie miło się przejechałem. Pomimo piachu i wiatru jestem zadowolony a przy okazji odświeżyłem sobie stare miejsca.


po zdjęcie nad morze

Sobota, 12 maja 2012 · Komentarze(7)
Po szybkim dogadaniu się kto chce jechać, rano o 7:00 na stacji Orlen stawili się:
Roman, Tomek, Eryk, Mateusz + ja

Przez całą wycieczkę wiał b. silny zachodni wiatr, a temperatura wcale nie była wysoka. Roman nasz szybko porozstawiał; co, kiedy i jak mamy jechać i mocnym tempem pognaliśmy nad morze do Międzywodzia.
peletonik napiera © James77


Roman naucza © James77


U celu byliśmy po czasie 3:10 min. od startu, co jest moją życiówką w dojechaniu nad morze.
Obowiązkowe foty:
koks... z prawej © James77


ekipa szosowa © James77


Tam szybki popas, bo wieje i robi się zimno. Powrót to była ostra jazda w grupie, później we dwójkę z Mateuszem i w końcu samotnie do domu.

To była ostra jak dla mnie jazda. Praktycznie "przedmaraton", teraz pora na regenerację przed właściwym wyścigiem.




Garmin podaje szaloną liczbę 10000 spalonych kalorii, czyli jakieś 6-7 pewnie.

p.s. Miałem być w domu o 14, ale byłem dopiero o 14:36.
Niestety.

Moja majówka

Piątek, 4 maja 2012 · Komentarze(8)
Kategoria 100-200km, wycieczka
Wolny dzień majówki wypadł mi w piątek. Postanowiłem zrobić sobie dłuższą rowerową wycieczkę. Celowałem z długością podobną do maratonu w Świnoujściu, aby sprawdzić organizm na długie obciążenia.
Prognozy były niepewne, ale czas miałem tylko dzisiaj więc trochę zaryzykowałem.
Wiatr był zachodni, więc trasę zaplanowałem w kierunkach N-S.
Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy do kieszonek koszulki i po 10 ruszyłem.

Jazda na południe mijała mi wśród takich widoków:
pola niemeckie © James77


Chciałem unikać głównych tras, więc jak się dało to zbaczałem z nich i jechałem według mojej prowizorycznej, świeżo drukowanej mapy.
Skuteczność jej szybko się potwierdziła, kiedy dojechałem do wiochy, do której nie spotkałem żadnego znaku.
zapomniana wioska Nadrensee © James77


Dalej mapa ze szlakiem, którym pewnie kiedyś pojadę:
kamienna mapa © James77


Na całej długości trasy w zasięgu wzroku były liczne elektrownie wiatrowe. Widać, że Niemcy mocno w nie inwestują.
wiatrowa farma © James77


Pod jeden dało się trochę podejść:
elektryczny wiatrak © James77


Trasa do Schwedt jest płaska jak stół:
do Schwedt © James77

Szkoda, że nie ma nawet jednego wzniesienia, na które można by wjechać i pooglądać okolice.
Tak mijały mi kolejne wioski, aż dojechałem do krzyżówki przed samym Schwedt.
prawie Schwedt © James77


Tu robię zwrot na północ i wracam do Locknitz.
Mijane wioski są na prawdę urocze i mimo, że później zaczęły mi się zlewać bo jednak są dosyć podobne to miło się je oglądało.
Blumenhagen wita © James77


albo taki widok:
kolejna wioska © James77


Niemcy, również sieją rzepak, aż do znudzenia. Przed Kunow trafiłem na uprawy sięgające prawie do horyzontu (daleko był las), z obu stron jezdni.
rzepak po horyzont © James77


Stwierdzam stanowczo, że ten widok już mnie nie rusza, rzepaku mam po dziurki w nosie. Czekam aż zboże wyrośnie :)

Zapewne jadąc przez tyle wiosek powinno się trzasnąć fotkę jakiemuś kościółkowi z XV czy XVI wieku, ale te kościoły -moim zdaniem- są wszystkie takie same i każdy jeżdżący trochę po niemieckich drogach takie spotykał.
Trafiłem na jakiś większy, ale się w kadrze nie zmieścił więc fota ta przedstawia kierunkowskaz ;)
kierunek do wyboru © James77


Po odpoczynku, jadę do Grunz. Z pewnym niepokojem obserwuję kończące się napoje, zostaje mi również jeden baton i kilka żelków. Zaczynam reglamentować sobie picie niczym rozbitek na tratwie :)
Siada też samopoczucie, bo jako lotny finisz ustaliłem sobie Locknitz, a do niego jeszcze w ch... yyy daleko :)
Prawdziwy kryzys nadchodzi przed Randowtal, kiedy mijam węzeł autostrady. Droga prowadzi długim podjazdem w dodatku z wmordewindem. Styrałem się strasznie, pociągnąłem z 5 racji picia, 3 żelki i próbuję przetrwać, nie stawając aby się nie wychłodzić.
W końcu dojeżdżam do większej mieściny - Brussow.
uliczka w Brussow © James77


Inna zabudowa, więcej ulic i nawet mały rynek jest:
mały rynek w Brussow © James77

Odpoczywając studiuję mapę - Locknitz jest już na prawdę blisko. Sięgam po rezerwy (głównie psychiczne) i cisnę mocniej. Jadę fajną ścieżką rowerową, która później się kończy, ale jadę z wiatrem więc 4 jest stale na liczniku.
Po niedługim czasie jest! Wyczekane miasto, jeszcze dojazd do "kota" i obiecany popas ;)
postój w Locknitz © James77

Wcinam ostatni baton, zostawiam sobie 3 łyki w bidonie i 2 żelki. Tu miałem zadecydować, czy jadę już prosto do domu, czy...
Wpadłem na genialny plan, aby spróbować po takim dystansie podjechać Miodową :)
Trasa znana, wiatr sprzyjający... może się udać ;)
Pojechałem aż do Dobieszczyna, dawno przekraczając granicę nie czułem takiej ulgi :)
Tu kolejny odpoczynek, po którym w bidonie został jeden łyk - na zdobycie Miodowej ;)
odpoczynek na granicy © James77


No musiałem:
miszczu na oparach © James77


:D
W dobrym humorze pognałem na Głębokie.
W Tanowie nie wytrzymuję i staję aby kupić trochę wody, izotonika i banana.
Wypijam prawie całą butelkę, wcinam banana po czym z nowymi siłami ruszam dalej.
W końcu nadchodzi - podjazd prawdy, po 150km, rozpędzam się do 30 i próbuję jak najdłużej jechać w kadencji 80. Prędkość spada do 25, ale niżej już nie i tak dojeżdżam do Gubałówki. :) Nie było tak źle, zjadam w nagrodę ostatniego żelka i zjeżdżam na dół i dalej przez Dobrą do domu.

Trasa:


Wniosek mam taki, że 170km nie przejadę z 1,5l płynów. Muszę po drodze gdzieś zatankować. Nie lubię wozić plecaka (mam w nim bukłak), a kieszonki były pełne, więc jednak będę z bufetów na maratonie korzystał.

całkowity czas: 7:11
czas jazdy: 6:16
kalorii niby 8000 - ale forerunner znacznie zawyża, ludzie na forum biegowym szacują, że 40% trzeba obcinać - wychodzi więc że spaliłem 5000. Nieźle.

wycieczka z ukochaną

Czwartek, 3 maja 2012 · Komentarze(3)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Sporo zachodu zajęło mi namówienie żony do wspólnej jazdy. Rano po prostu powiedziałem: dzisiaj w planach mamy jazdę rowerem :)
Pogoda piękna, wiatru niet, wcześniej trasę obmyśliłem... musiało się udać :)

Mimo początkowych niedogodności, po przekroczeniu niemieckiej granicy - żonka zaczęła odczuwać przyjemność z jazdy. Sama nawet zaproponowała wydłużenie trasy o kilka wiosek, więc tym bardziej jestem z niej zadowolony :)) (uśmiech do teraz nie schodzi mi z ust).

Pierwszy postój w Schwennenz, gdzie było bliskie spotkanie Radona z Ghostem:
tandemowy unikat © James77


Dalej była spokojna, miła jazda po gładkich i pustych niemieckich drogach:
na trasie... © James77


Całość wyglądała tak:
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>

Lidia, po 3 latach nie siedzenia na rowerze, pod koniec wycieczki trochę padła, ale dzielnie się do końca trzymała.
W nagrodę mistrzu zrobił obiad :D

wycieczka do Locknitz

Wtorek, 1 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Miałem odpocząć po wczorajszych "trudach", ale ta pogoda... :)
Na szybkiego zmodyfikowałem lekko ostatnią wycieczkę do Locknitz, dodając ulubione fragmenty mojej podstawowej pętelki.
Ćwiczeniem (przede wszystkim dyscypliny) była spokojna jazda z pulsem 130-140 do max 150 na podjazdach oraz dalsza "nauka" jazdy z kadencją 80.
Zadanie odrobiłem, przez wolniejszą jazdę nacieszyłem oko widokami, wróciłem zadowolony

Plowen rankiem:
Plowen © James77


Trasa w 99% asfaltowa, z małym brukiem jak wyżej.


Wieczorem szosa przeszła serwis:
- nowy łańcuch (mam nadzieję, że się przyjmie)
- nowy smar w tylnej piaście (kulki jeszcze pożyją - ale już je "czuć")
- czyszczenie kasety i przerzutek

Waga na 1 maja: 85,5kg
w tym: tłuszcz 14,7% (powolny, ale ciągły spadek :)
woda 60,4% (piję jak wielbłąd to i jestem "grubo" nasączony)
mięśnie 44,9% (mały, ale jednak wzrost :)

do Locknitz na banana

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, wycieczka
Do Locknitz, z pominięciem drogi B104, chciałem jechać od dłuższego czasu. Po przestudiowaniu map znalazłem fajne połączenie, które dzisaj sprawdziłem.

Trasa wyglądała tak:


Jak zwykle, niemiecki szlak rowerowy jest perfekcyjny do jazdy. Nawierzchnia bardzo dobra, tylko przez krótki odcinek płyty jednak tak spasowane, że da się szosą jechać 30km/h. W Plowen zabytkowy bruk, więc trzeba trochę zwolnić, ale za to wioska bardzo zadbana.

Widoki były bardzo ładne, tak że nawet stanąłem trochę się porozglądać.
droga do Hohenfelde © James77


Panorama z telefonu:
okolice Hohenfelde © James77



Z Locknitz przywiozłem fotę, jaką mają chyba wszyscy szosowcy ze Szczecina:
kot z Locknitz © James77


Zjadłem też banana, po czym ruszyłem kierując się znakami do Ramin.
Wyjechałem na moją pętelkę raminową, więc dalej już po znanych asfaltach wróciłem do domu.

Podjazdy 1 i 2 po 31 i 33 :)

Wycieczka i trasa bardzo udana, być może rano będę ją objeżdzał, bo dystans taki sam jaki robię codziennie przed pracą...