5st zaczyna być normą o 5. Wyciągam ciężkie działa na chłód - ocieplane z windstopperem spodnie, buff, zimowe rękawice + góra jak wczoraj. Było ciepło i komfortowo, co widać po "normalnym" czasie.
Dzisiejszą jazdą zakończyłem "cieniowanie" siebie. Celem było 83, a jak się okazało dzisiaj - doszedłem do 82kg. Pełen sukces, szczególnie miło jak zakładam pasek, który nosiłem zeszłej zimy - brakuje dziurek :D
Wracam (po urlopie) na swoją podstawową pętlę - 30km, dla podtrzymania efektów i utrzymania sprawności.
Zaklinałem rzeczywistość i ubrałem się jak na 10st + bluza... Jednak termometr nie kłamał pokazując 5st, skutkiem czego zmarzłem. Jechałem 30-32, bo wiatr i zimno były przenikające do kości. Z kolei wolna jazda i niski puls raczej nie rozgrzewają... Zaliczyłem nawet 2 sikustopy co dodatkowo potwierdza spore wychłodzenie.
Na drodze do Plowen na odcinku leśnym, kiedy było jeszcze ciemno, kilka metrów przed rowerem przebiegła (przeleciała?) sarna. Całość trwała chyba z 0,5sek., po fakcie zdałem sobie sprawę co się przed chwilą stało...
8st. jak wczoraj, dołożyłem jeszcze długopalczaste lekkie rękawice biegowe i na to rowerowe krótkie. Teraz byłem ubrany idealnie i można było jechać... Szkoda tylko, że w najdalszej części trasy od domu, dokładnie w połowie złapałem kapcia. A jako hardkorowy kolarz dętki nie wożę... tylko pompkę. Niestety dziura na tyle duża, że pompowanie nic nie dawało... Od Locknitz wisząc na kierownicy, aby odciążyć tylne koło, jechałem 10-15km/h do domu...20km...
Nauczka na dziś - nawet na krókie trasy bierz dętkę. howgh
7st. to dodatkowo wiatrówka i ochraniacze na buty... Zaspałem, więc po wyrwaniu się z łóżka po 10 minutach siedziałem już na rowerze. Jeszcze przez 20min. zasypiałem. Mam pewien plan aby tak się męczyć, więc jeszcze jutro i odpoczynek. I oby to wszystko miało sens...
Dziś z drugą warstwą pod koszulką bo tylko 14st... O 5:30 jest ciemno jak w d..., więc zastąpiłem mojego migacza - MJ872 i mogę się równać z samochodami ;)
Dziś zwykłe poginanie z chwilowymi zrywami i mocniejszymi depnięciami. Zwierząt nie widziałem. Za to mijam się codziennie z dwoma mieszczuchami - rowerki ładnie oświetlone a ludziki w kamizelkach odblaskowych.
p.s. co raz gorzej chodzi napęd, jego dni są już policzone... (od 2008)
Wschód słońca zrobiony po godzinie jazdy... Wciąż ciepło i praktycznie bez wiatru. O mały włos miałbym na sumieniu sarnę (albo ona mnie), bo wyjeżdżając z lasu polną drogą (asfaltową) z 40 na liczniku spłoszyłem ją, a ta zamiast biec dalej w pole, przebiegła tuż przed rowerem w jakieś krzaki (pierwszy skok jeszcze niepewny, ale drugi to... ogień z kopyt :)).
Z ciekawości pojechałem pokatać Miodową. Nie miałem pomysłu na dłuższy wyjazd, szczególnie że był silny wiatr. Na wały oglądać wyścig też mi się nie uśmiechało, nie lubię szosówką jeździć po mieście... Podjazdów dawno nie robiłem, to sobie zrobiłem test ile tam wytrzymam. po półtorej godziny podjeżdżania i zjeżdżania zaczęło wychodzić... 9x był wyraźnie słabszy o ok. 10% od 8go. podjazdy 1-8 kadencja 90 (pilnowałem tego najbardziej) 9 - 80
akurat po 9 musiałem się zawijać do domu, więc w czasie wyszło. Szkoda, że jeszcze nie potwierdziłem wyjechania kolejnym podjazdem, no ale może następnym razem będzie więcej czasu...
pełne dane:
I tak lajcik wyszedł w porównaniu do chłopaków jadących w Kryterium na Wałach.