13st należy uznać za normalne o tej porze dnia i lata ;) Po wczorajszej miłej kąpieli słonecznej powrót do "mglistej" rzeczywistości. Jazda spokojna z krótkim depnięciem.
W Mierzynie ten PeKaeS jak mnie wyprzedził to zwolinił do 30 i tak chwilę jechał, pomyślałem, że czeka na mnie. Dogoniłem go oczywiście, wtedy gość dał ostro po garach rozpędzając nas do 65km/h. Szybciej już nie mogłem - koniec przełożenia, więc za Dołujami odpuściłem. Kierowcy pekaesów mają jednak fantazję ;)
wschód słońca również mglisty, wszędzie było biało:
Teraz ta trasa jest moją ulubioną. Szczególnie, że za Ladenthin można się rozpędzić do 60 :) Ukręciłem właśnie tam 63. Już myślałem, że to najszybszy odcinek na trasie, gdy w Kołbaskowie na rondzie dogoniłem cysternę i aż do Dołuj było na liczniku ponad 65 z max 68. Kadencja 115 (tarcza kompakt)... ...się ukręciłem dzisiaj
Super trasa na szybki wypad. Praktycznie nowe tereny w porównaniu z poprzednimi trasami, sprawia że jest ciekawie. Najfajniesze są wschody słońca, które można ładnie obserwować bo są z boku (jadę w tym czasie na południe). Nawierzchnia b. dobra, fajne hopki, nowe wioski, znikomy ruch... tylko jechać. trasa na 1:30
Tego nie da się inaczej nazwać. Zamiast do Krackow skręciłem do Tantow i to mnie pogrzebało... Na nic zdało się mocne ciśnięcie, spóźniłem się i tyle. Zapamiętam sobie ten rozjazd, oj zapamiętam... (Nadrensee)
Za to wschód słońca piękny dzisiaj. I sarna mi przed rowerem przebiegła (dosłownie).
13 stopni w środku lata to chyba zły pomysł... Przyjechałem bez czucia w stopach :/ Ale jazda była fajna, miejscami mocna, miejscami do pooglądania okolicy. Burakesz w pastuchu na skrzyżowaniu nie chciał się zatrzymać na wjeździe. Lekko go przyblokowałem, żeby mnie puścił za co się wyżył wyprzedzając mnie na gazetę... standard.
Najfajniesza trasa, urozmaicona bo sporo hopek, a jednocześnie szybka i widokami nie tylko na pola... Oprócz powtarzających się fragmentów jest bardzo fajowy skręt na Plowen; odcinek z falbankami do tego lekko opadający da się tu jechać stale 40 i więcej do samej wioski. W Plowen (b. łada wioska) niestety Niemcy zachowali historyczny bruk więc wolno bokiem po piasku i dalej ścieżką asfaltową do Locknitz. Powrót o tej porze to jazda centralnie pod wschodzące słońce więc wgapiam się wtedy w licznik i nic nie widzę ;) Asfalt na całej pętli znakomity. Trasa na 1:30
p.s. 3a bo zjazd do Plowen robię wcześniej niż w wer. 3.
Ranek 15st dobrze, że wiatru nie ma. Ale i tak w cieplejszej odzieży... Przyjrzałem się rowerowi i odkryłem lekko skrzywione siodło - o 0,5cm nos idzie w prawo - korekta i szybka weryfikacja na trasie. Już myślałem, ale jeszcze kolanko się odzywa (chociaż mniej niż wczoraj) po 1 godzinie zacząłem mocniej je odczuwać (na granicy bólu). Szukam dalej, mam 8 dni na znalezienie przyczyny inaczej maratonu nie przejadę... Co do jazdy to standardowe poginanie, miejscami z ogniem... Mam kilka prostych "treningowych" z założeniem sprintu i wytrzymania tempa - zazwyczaj je spełniam, więc chyba są za słabe ;) Z ciekawszych chwil... na podjeździe nr 2 (do Skarbimierzyc) usłyszałem przez słuchawki "sapnięcie" tira na kole. Zabrzmiało to jak syk wściekłego byka na myszę, która nie pozwala mu się rozpędzić... Depnąłem do 40 (mój rekord), by przez wiochę przelecieć 45... Dopiero za nią ciężarówa mnie wyprzedziła :)
Trasa nr 2:
Naturalne rozwinięcie trasy z wczoraj. Nadal te same widoki (pola, pola i...pola). Najfajniejszy jest odcinek niemieckiej ścieżki rowerowej z Grambow do Linken tak równego asfaltu to nie ma nawet na ulicach (nie wspominając już o naszej nowej ścieżce rowerowej Dobra - Rzędziny gdzie poprostu jest nierówno). Trasa na 1:15
3 dzień tygodnia i kolejny zupełnie odmienny ranek... Pogoda tego lata jest zupełnie nieprzewidywalna... 2 warstwy i spodenki 3/4 a już myślałem, że powieszę je na kołku do jesieni... Na testowym odcinku (podjazd do tablicy Dobra) 33 by na szczycie dokręcić do 36 (ciągle na palących udach) znak, że jestem wypoczęty i "ogień leci" (po tygoniu przerwy mam tu zadyszkę i max 30). Znowu problem z kolanem, jednak muszę się temu przyjrzeć bliżej...
Postanowiłem "skatalogować" wszystkie swoje poranne trasy. Może komuś się przyda...
Moja trasa podstawowa od której się wszystko zaczęło. Zjechana na maksa dlatego często robię jakieś jej modyfikacje. Jadąc nią praktycznie już nie myślę o jeździe tylko błądzę gdzieś myślami... Asfalt b. dobry (w okolicach Buku dziurawy). Fajne hopki do Dobrej i po niemieckiej stronie do Bismark. Pola wokół i trochę lasku. Trasa na godzinę.
Widoczność max.100m, a często i dużo poniżej, na hopkach jechałem 30, bo nic nie widziałem (mokre okulary i biała ściana). Obróciłem blok o 1mm i ból kolana prawie ustąpił - wyszedł dopiero po 40min. Widać idę w dobrą stonę. Na maratonie problemu nie było, więc jest to tylko zła pozycja.
Pogoda się w końcu normuje, 17st z rana i błękitne niebo... Trasa podstawowa, bo jednak trochę czasu zajmuje mi wstanie i wbicie się w lajkry. Jechało się pięknie, w Dobrej minąłem jakiegoś mtb-owca, który chyba też porannie pogina... Problem z kolanem teraz jest; boli mnie wewnętrzna strona na wysokości zgięcia. Bólu nie da się zignorować, po 30 min. wychodzi, mija jak chodzę... Tak jakby blok się przestawił (skręcił), jeżeli mam rację to na mtb nie powinno nic wyjść, tam mam takie luzy, że stopa układa się jak chce.
No nareszcie pogoda mi się trafiła i wolny czas też. Już mnie strzykało jak patrzyłem na te fajne kręcenia znajomych kiedy mają po 20st., a ja co najwyżej 12 o 5 rano. Zaraz po obiedzie wskoczyłem w krótkie spodnie i pojechałem na szybką trasę wyjechać się ostatecznie przed miedwiem. Nogi jeszcze trochę zamulone, ale mam dużą chęć kręcenia. 2 godziny mocniejszego depnięcia jestem w stanie spokojnie zrobić. Tyłek wystraszył się lekarza, bo wszystko zaczęło się pięknie goić, dodatkowo w moich krótkich spodenkach jest super wkładka i na niej mi się bardzo wygodnie jedzie...(jazda 500km na "podpasce" w 3/4 to była prawdziwa masakra). Nie zdążę wskoczyć w swój poranny rytm jazd, ale w sobotę na pewno nie padnę i jeszcze ucieknę takiemu jednemu z m2... ;)