Trochę za późno wyszedłem i straciłem szansę na objazd najdłuższej pętli. Wybrałem więc wariant na 1:30. Szkoda, że niebo zachmurzone, za to wczoraj było tak ładnie:
O jakie piękne słońce dzisiaj z rana świeciło (i świeci nadal). Aż mi się nie chciało do pracy jechać. No ale ktoś na te kredyty musi zarobić, więc nie ma że boli. Popatrzyłem...pojechałem. :)
W pracy stale działam pod presją czasu i tak też jeżdżę na rowerze. Moje poranne pętle obliczone są na wykorzystanie każdej minuty. Czasem to przeszkadza, bo po 30 kilometrach chciałoby się trochę odsapnąć, albo sfocić coś a tu nie - odpoczniesz gościu w pracy ;) Ale jak przyjadę 5 minut przed spodziewanym czasem to przynajmniej mam satysfakcję. :)
Rano przy kawie sprawdziłem jaki trening mam zaplanowany w Bardzo Ważnym Planie Treningowym. Pusta kratka przy piątku (jak codziennie zresztą), więc pojechałem na żywioł: O tak:
Odkryłem super fajną, szybką, gładką, pustą, z ładnymi widokami, pofalowaną...ranną pętlę. Na razie jest ach i och - czas 1:34 na 47km - do urwania 5 minut.
- Hej Wy tam w słonecznej Italii! Szybciej pakujcie mi to siodło bo nie mam na czym jeździć!
Staty na koniec miesiąca: waga: 85kg - jem za dwóch to i mam...+5 do wagi startowej ale z drugiej strony po co mam się męczyć wiecznym cieniowaniem jak mam tylko jeden wyścig w sezonie. kasa jaką wydałem w kwietniu na rower: 2x koszyki na bidon marki Lezyne (co za szajs - wyrzucone 120zł), naprawa u kaletnika bagażnika (wymiana zamka), 2xopony 29era na asfalt, 2x lekkie dętki do tego, koszulka na nowy sezon, pompka lezyne (kaprys), łańcuch i pancerze do szosy. Zamówione nowe siodło i obręcz do 29era. Badania lekarskie po wypadku. Mandat za przekroczenie czasu postoju u lekarza (przez rower)...razem: 2kzł (co daje od 1.01 - 3055 - czyli nowy rower:)).
Ech, a było tak fajnie. Rano pożegnałem się z żonką, pofociłem sobie fajne rejony, spotkałem kolegę który też jak ja jechał do pracy... I musiałem trafić na gościa, który ma wszystko w dupie, który rano musi walnąć dwa browce, żeby pracować a jedyne co robi to sprząta ulice...
Może z Arkiem za szybko jechaliśmy, może powinienem głośniej wrzeszczeć, może powinienem wezwać policję... Doskonale wiem, że jadąc rowerem muszę myśleć za innych bo pomyłki są bardzo bolesne...a jednak tego, że gościu patrząc na mnie zrobi krok w tył, że ma promile we krwi...tego nie wziąłem pod uwagę. Cóż, to nie było zderzenie to było jebnięcie, faceta zmiotło z ulicy, ja przeciałem przez gościa, robiąc salto, a on uderzył głową o bruk tracąc przytomność... Karetka dosyć szybko przyjechała, więc gościu będzie żył. Ja z ran jakoś się wyliżę, kupię zniszczony sprzęt i będę jeździł dalej...
ps1. A takie fajne foty rano porobiłem. :)
ps2. Ludzie którzy jeżdżą bez kasku są moim zdaniem nieodpowiedzialni.
Zaliczałem - jak zwykle - kolejne wsie jednym uchem słuchając porannej audycji i jednym okiem patrząc na drogę (jeszcze druga półkula mózgu spała), kiedy w okolicach Smolęcina mignęła mi czerwona lampka rowerowa... Mózg jakby odżył, oko sie otworzyło, zastrzygłem uszami i...tak. Tam musiał jechać jakiś biker i to całkiem żwawo. Dalej już szybko poszło: ząbek niżej, tempomat na 35 i po chwili pozdrawiam kolegę (niestety nie znam bliżej). "Wypracowuję" bezpieczną przewagę po czym wracam na podstawowy bieg (30)...oko zasypia, ucho też a ja turlam się dalej...
ps. Drugi zając był z czekolady. Wczoraj zjadłem ostatnie słodycze ze świąt. Już nic mnie nie kusi z szafy. :)