Dystans całkowity: | 27685.60 km (w terenie 644.00 km; 2.33%) |
Czas w ruchu: | 1139:23 |
Średnia prędkość: | 23.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.80 km/h |
Suma podjazdów: | 4238 m |
Suma kalorii: | 18700 kcal |
Liczba aktywności: | 596 |
Średnio na aktywność: | 46.45 km i 1h 56m |
Więcej statystyk |
Gdzieś wyczytałem, że odwodnić się w zimie jest równie łatwo co latem. A najlepszy strój do aktywności fizycznej na dworze to taki, w którym jest lekko chłodno (wtedy szybko sie nie poci). No to ja w końcu taki sobie złożyłem. 4 warstwy, ostatnia to zwykła wiatrówka, która ma siatkę pod pachami i to ona zapewnia mi ten "chłodek" na klacie. Dzisiaj mogłem to bardzo dokładnie odczuć (reszta ciuchów praktycznie sucha).
Cieplej się robi. 4 lekkie warstwy spokojnie starczają.
Za to w takich temperaturach trasa Bismark-Blankensee jest najbardziej zdradziecka - leży cienki lód, przysypany tym czego nie zebrał pług. Trochę piasku nawet jest wysypane, ale mini uślizgów - mimo kolcowanych opon - nie ustrzegłem się. I tak, jak na takie warunki prędkość 25-27km/h jest do zaakceptowania.
Panie i Panowie od pogody zapowiadają ocieplenie, więc tylko czekać aż to wszystko spłynie. Ponoć największe mrozy tej zimy już za nami...
NIe lubię jak wieje ze wschodu. Przy wypadach na zachód oznacza to powrót pod wiatr. A dzisiaj, przy -8 nieźle dostałem w kość (a właściwie zęby).
Zmieniłem ubiór - jednak kurtka przeciwdeszczowa to nie najlepszy pomysł do intensywnej jazdy (czuję się jak w worku foliowym). Zastąpiłem ją bluzą i zwykłą przeciwwiatrówką + na pierwszą warstwę dodatkowo koszulka bez rękawów (razem 5 warstw). I tak przyjechałem mokry, jednak mniej niż ostatnio.
Najchłodniejsza noc tej zimy sprawiła, że odmroziłem palce stóp i dłoni ("tylko" do bólu)...
Po 1,5h jazdy w temp. -11 nie można było trzymać kierownicy, bo zaraz na miejscu styku dłoni i kiery zimno przełaziło do kości...
Buffa naciągnąłem pod same oczy i - za poleceniem żonki - nasmarowałem twarz jakimś kremem. Na szczęście nie ma wiatru i spokojnie można jechać bez okularów. Para z ust ogrzewa oczy a przy okazji na rzęsach rosną kryształki lodu. :)
Za to koła trzymają pewnie i tu jest sukces.
Połowa trasy. Do pracy mam jeszcze 45min jazdy.:
Blankensee 6:40 © James77Brakuje mi blasku dnia, czuję się lekko zmęczony wieczną ciemnością...
Dalej szukam odpowiedniego stroju. Do spodni 3/4 dołączyłem odpinaną resztę, kosztem krótkich nogawek (zostały długie, cieplejsze). Na górę, zamiasta bluzy - koszulka (1 warstwa - długa, termo) i do tego kurtka. Na nogach neopreny, na rękach narciarskie rękawice (+ jedwabne). Góra i dół przeciwdeszczowa (z dodatkową warstwą membrany), więc jeszcze mi zbyt gorąco, ale chyba wytrzymam do końca zimy.
Nowy zakup: Schwalbe Ice Spiker 26x2.10 drutowa z kolcami x2 i niech się dzieje co chce - wszędzie teraz wjadę.
Rano -5, zamieniłem ceratę z D. (wiatrówka) na kurtkę przeciwdeszczową. Taki zestaw był jednak za gorący, bluza jako 2 warstwa to za dużo...
Do pierwszej wsi po niemieckiej stronie jechałem jako pierwszy biker, przecierając ślad na ścieżce rowerowej (nieodśnieżonej). Na falbankach śnieg z piaskiem (ale tylko do pierwszego skrzyżowania), dalej śnieg. W mieście różnie.
Ranna jazda: 1:45
Trasa bezpośrednia dom-praca-dom w celu rozpoznania terenu. Za oknem -4, ludziska wszędzie skrobią samochody. Mała modyfikacja ubrania na taką pogodę - narciarskie rękawice i spodnie 3/4 z windstopperem, ciśnienie w oponach na ok 1.9bar. Mimo prędkości patrolowej - wszędzie było mi ciepło.
Warunki na drodze raczej trudne, pługi jak zwykle śniegiem z ulicy zawalają drogi dla rowerów, na rondach i skrzyżowaniach przebijałem się przez góry rozjeżdżonego śniegu, gdzieś na zjeździe (ul. Piotra Skargi) tył zaczął jechać własnym torem... Ale i tak fajne uczucie, jak jadę szybciej od samochodów...
Miałem poniedziałki lekkie zrobić, ale wygoniła mnie dobra pogoda za oknem...
Tylko -2 i sucho. Złapałem się na silny wschodni wiatr, od Blankensee aż do samego miasta z nim walczyłem.
Rano 1:35.
Wieczorem najtrudniejsze warunki w tym roku. Gołoledź, miejscami nawet przy delikatnym hamowaniu czułem jak tył mi ucieka...
W domu tabata, tym razem pełny cykl: po 20 przysiadów.
Plucha na drogach... zamieniłem ranną jazdę po wsiach na bieg i do pracy potoczyłem się zwyczajową drogą.
Zima jakaś niemrawa. Za to spod granicy w Blankensee (ok. 6:45) widać już, że słońce coraz wcześniej wstaje. Dobry znak. :)