cel - ważyć 80kg, z tłuszczem 11% oraz poprawić kondycję. czas: 50dni (niby dużo czasu i mało do zgubienia, ale pewnie 2 tygodnie zejdzie zanim waga drgnie, a te 2kg to się trzyma jak rzep psiego ogona).
Rano - mam 1 godzinę - rowerem 30km nie bardzo mi się chce, szczególnie że syf na drogach. Zostaje - zaniedbane trochę - bieganie (i zacznę w końcu NW - kijki są już dawno).
Wieczorem - zamiennie rolki/ćwiczenia z hantlami - max. godzinę.
Nie obejdzie się bez zmiany diety - koniec z wciąganiem wszystkiego co można zjeść - 0 mcdonków, pączków, i innego g$#@a z alkoholem włącznie (chlip, chlip). Przez 50 dni.
Żonka nie wierzy, że to wszystko zrobię. Tu będę się uzewnętrzniał. Chociażby dla samego siebie, czy są postępy.
Taki jest plan.
Dzisiaj: - rano - 7km biegu, 40min., śr. tempo 5:30 - trochę czuję kolana, ale nie jest źle. - spalone 600 kcal - marne 2 pączki z lukrem
- wieczorem - 1h rolek - jazda zmianami jak to już wcześniej opisałem. Garmin pokazał 1900kcal - jednak nie ma tak dobrze, szacuję na ok 900 czyli 3 pąki (to by znaczyło, że dziś spaliłem tygodniowy ładunek słodkości). A6W - dzień 1 - masakra na razie :)
...z Mierzyna. Tak mi się skojarzył ślad dzisiejszej trasy. :) Chciałem sprawdzić, czy to co wypisuję o pewnych niemieckich drogach nie jest bzdurą... Stąd tytułowy balonik między Hintersee a Ahlbeck. Pogoda pod psem, akurat idealna na sprawdzenie nowych butów... Przed jazdą jeszcze szybkie ustawienie bloków, banan w kieszeń i jazda. Późno wyjechałem i do tego jeszcze przed obiadem. Ale, że mam wspaniałą żonkę, która wciąż próbuje zrozumieć moje odchyły rowerowe to udało się wynegocjować późniejszą porę (z NIE przekraczalnym terminem - 17:00) posiłku. :)
Założony dystans nie pozwalał na obijanie się, więc od pierwszych metrów zdecydowanie ruszyłem... Na chwilę zatrzymałem się na drodze za Stolcem:
Mimo, że z kolanami wszystko było ok, to jeszcze nie byłem pewien czy trafiłem z blokami. Pochodziłem sobie chwilę... i dalej cisnę. Wiatr dzisiaj wiał w północy, co oznaczało połowę trasy z wmordewindem, ale za to drugą połowę już z niewielką pomocą... Po chwili dojeżdżam do pierwszego celu wycieczki wioski Hintersee:
czyli końca wioski :/, no cóż pomyliłem się, na szosę jeszcze za wcześnie (chociaż znam takich co tędy jeżdżą ;)) Dalej już zwyczajnie: szutrem. Na szczęście do Ludwigshof było tylko 3km, więc chwila. Tu, przystanek na posiłek, który uratował mi życie. Byłem trochę zmęczony, a do obiadu jeszcze daleko :)
Dalej już asfaltem i z wiatrem w plecy, który pozwalał jechać 30 na tych kołach (opony wyły jak wściekłe bąki :) W Dobieszczynie jeszcze dokumentalna fota prac budowlanych nowej drogi do Nowego Warpna:
To była druga godzina jazdy, zaczynam odczuwać wyziębienie palców nóg, ale bez strachu. Gorzej, że wyraźnie zaczyna kończyć się światło, a lampki przezornie nie wziąłem. Nic to, ślę żonce smsa, że za godzinę wpada głodomor i dalej w drogę... W Dobrej jadę już po zmroku. Dobrze, że miałem żarówiastą kurtkę, to trochę mi pomagała... W domu jestem trochę przed czasem. Stopy suche ale... palce zesztywniałe. Nie było to jednak odmrożenie, raczej mocne wyziębienie. I to tylko palców, a nie stopy (miałem tylko grubsze skarpety, bez ochraniaczy). Chyba też za mocno ścisnąłem paski, bo odbiły się na stopie, a to jednak zaburza krążenie... Generalnie buty ok, na te 3-5 stopni da się jechać 3 godziny bez specjalnych ubiorów. Jeżeli dodam grube narciarskie skarpety i grubaśne neopreny powinno być jeszcze lepiej... A z blokami chyba trafiłem idealnie, bo tym razem kolana już nie bolały...
Balonik:
p.s.1 rano 35min biegania (z żonką) p.s.2 waga: 80,6kg, tłuszcz 12,3% - nieźle, ale chyba rano nie powinienem już jeść pączków z colą ;)
Nie tylko na rowerze człowiek sie porusza... Nogami też można :) Rajd noworoczny to świetna okazja do rozpoczęcia mojego pierwszego sezonu biegowego.
Na starcie stawiło się ponad 500 osób! (wpisowe: 5zł) Dla 300stu gwarantowne medale - to już wiedziałem jakie mogę zająć najdalsze miejsce...
Równo o 12 sędzia strzelił kapiszonem i... pooooszła kolumna...
Po 23min i 33sekundach przybiegłem (pierwszy miał coś koło 15stu minut - kosmos). Adrenalinka i zabawa była. Przekrój biegaczy ogromny (od dzieci po dziarskich staruszków). Fajna atmosfera. Całość bardzo sprawnie zorganizowana i jak tak wyglądają imprezy biegowe to ja się na takie coś piszę...
miejsce 49/505 czas: 23:33 (do pobicia za rok)/5km