Rapha jest moją inspiracją, widzę ją coraz wyraźniej, jest ode mnie w odległości zaledwie 156km. 1 dzień.
No nareszcie idzie zima. -3 i dalej ten cholerny wiatr. Dołożyłem cienkie rękawiczki pod zimowe i najgrubsze neopreny na buty. Pod kurtkę - trzecią warstwę - koszulkę rowerową. Woda w bidonie zamarzła przy ustniku. Czyli nic nowego.
Taka sytuacja: Kiedy rozpędzałem się do 40, woda z przedniego koła dolatywała do twarzy, co przy dłuższej takiej jeździe robi milion piegów godnych uwalonego rowero-maczo. Mi jednak nie pasuje do końca taka stylizacja, więc przy tej prędkości próbowałem unikać tego mokrego ostrzału przechylając rower w jedną a siebie w druga stronę... Zresztą później zaczęło mocno padać i całe to wyginanie %$j strzelił. No cóż...zima. :)
Dzisiaj gdzieś daleko za miastem, kiedy nie ma żadnych świateł, nie widać horyzontu, nieba, a jedyne światło pochodzi z lampki naszła mnie taka myśl, że jestem jak świetlny bąbel w oceanie ciemności...
A to, że lampkę na takie akcje trzeba mieć mocną, niech świadczy fakt, że na ścieżce rowerowej o mały włos władowałbym się w paletę z polbrukiem (częściowo rozładowaną, okolice Cukrowej).