Stara pętla. Niestety nie włączyłem licznika (dopiero w połowie). Dystans znany, czas przybliżony. To właśnie na tę trasę zaopatrzyłem się w czołówkę, ale w totalnej ciemnicy (las i asfalt) miałem wrażenie, że biegnę w otchłani.
Chłopaki z Garmina coś tam porobili i licznik przestał gubić ślad! No szok i niedowierzanie. Ale działa i teraz z licznika pierwszy raz w 100% jestem zadowolony (Edge500).
Dzisiejsza pętla cała wg kreski jaką mi wyświetlał ekran - nareszcie jest normalnie. :) Do domu przez miasto
Z plecakiem do pracy. Blat okazał się całkowicie zużyty i teraz kręcę młynka na środkowej tarczy (27km/h i kad. 110). Teraz to mam "atomowe" przyspieszenie...
Trochę lepiej. Goniłem rowerzystów. ;) Z czego jestem zadowolony to już odczuwalna różnica w zmęczeniu organizmu w stosunku do początku stycznia. Pora na sprawdzian.
...przed samochodami - bezcenne. :) Akcja: Jak zwykle jadę między stojącymi w korku samochodami pod światła. Ustawiam się przed pierwszym i robię sobie stójkę (do zielonego ok. 30s., szkoda się wypinać). Żółte - daję pełną moc na nogę i...TRRRAACH! łańcuch przeskakuje, noga spada w dół, a ja o mało nie wykładam się przed samochodami.
Kurna, jeszcze najgorszego syfu nie było a coraz więcej części do wymiany. Ostatecznie będę jeździł emerycko. ale łańcucha teraz nie zmienię...
Z innej beczki: Szczecińskie Bulwary chyba najładniejsze są nocą, kiedy jeszcze oświetlenie działa. Jest na nich świetna ścieżka rowerowa, która zimą jest zawsze pusta, a latem zawsze pełna rolkarzy i spacerowiczów.
Mój wół roboczy to obecnie obraz nędzy i rozpaczy. Jest totalnie uwalony, linki są na granicy zatarcia, hamulce piszczą, amor powoli się usztywnia, a przednia przerzutka na stałe ustawiona jest na blacie... Ze wszystkich dźwięków jakie wydaje rower nie znoszę świerszczenia łańcucha. Dlatego ten zawsze dostaje swoją cotygodniową porcję oleju i właściwie jest to moja jedyna czynność serwisowa w zimie.